Belinda Bencic to świetna tenisistka. W światowym rankingu jest 15., a na liście sukcesów ma m.in. tytuł mistrzyni olimpijskiej wywalczony w 2021 roku na igrzyskach w Tokio. Co prawda z pięciu dotychczasowych starć z nią Iga Świątek wygrała aż cztery, ale chyba nikt nie sądził, iż tym razem Polka zwycięży tak wyraźnie, jak ostatnio, gdy pokonała Szwajcarkę 6:2, 6:0 w półfinale tegorocznego Wimbledonu. Tym razem spodziewaliśmy się trudnej przeprawy. I mieliśmy rację.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek? "Trudny temat". Karol Strasburger z ważnym przesłaniem
Być może mylący był początek tego meczu. Możliwe, iż przy 3:0 dla Świątek w pierwszym secie kibice jednak sądzili, iż to będzie krótki, jednostronny pojedynek. Ale Bencic gwałtownie pokazała, iż zamierza się postawić i iż wie, jak to zrobić. Szwajcarka sprawiła, iż Polka znalazła się pod presją i musiała wyjść z opresji, z jakich niedawno nie potrafiła się wyratować.
Świątek znów znalazła się w pułapce. Tak się wydostała
O aż 70 niewymuszonych błędach Świątek z niedawnego meczu z Emmą Navarro trudno zapomnieć. Zaledwie kilka dni temu Polka rozegrała spotkanie, w którym myliła się najczęściej w życiu. Teraz Bencic w Wuhan podobnie jak niedawno Navarro w Pekinie umiejętnie przedłużała wymiany i prowokowała Świątek do niecierpliwych zagrań. Był taki moment, gdy na serio baliśmy się, iż Iga znów nie zapanuje nad emocjami. Gdy próbowała kończyć akcje za szybko, zanosiło się na to, iż kolejny raz nie wydostanie się z tej pułapki, iż nie poszuka innej drogi i nie dojdzie do zwycięstwa.
Ale popatrzmy na proste i dużo mówiące statystyki:
do stanu 3:0 w pierwszym secie Świątek popełniła tylko 3 niewymuszone błędy
przy stanie 4:5 w pierwszym secie Świątek miała już 13 niewymuszonych błędów
na koniec meczu miała ich 21
To znaczy, że:
Świątek w trzech pierwszych gemach popełniała średnio jeden niewymuszony błąd na gema
następnie w sześciu kolejnych gemach ta średnia wzrosła do 1,66 niewymuszonego błędu na gema (10 takich pomyłek w tej fazie meczu)
skoro od stanu 4:5 do końca meczu Świątek popełniła już tylko 8 niewymuszonych błędów, to znaczy, iż wtedy robiła zaledwie 0,57 niewymuszonego błędu na gema (8 pomyłek na 14 gemów)
Takiej dobrej średniej Iga trzymała się od końcówki pierwszej partii. Przy stanie 4:5, 15:30 i serwisie Bencic wydawało się, iż Polka przegra tego seta. Ale wtedy nasza tenisistka przestała się mylić. Wreszcie była cierpliwa w wymianach. - Czasami można odnieść wrażenie, iż jak Iga przegra kilka wymian, jak rywalka stawi opór, to Iga chce grać szybciej, chce akcje skracać i to prowadzi do tego, iż zaczyna popełniać więcej błędów – mówił Dawid Celt przed tym gemem. Trener, który świetnie zna Igę choćby ze współpracy z nią w reprezentacji Polski w Billie Jean King Cup, komentował mecz w Canal+. I jak my wszyscy, martwił się tym, co widział.
Na szczęście Świątek od razu po pełnej zawodu gestykulacji po autowym forhendzie na 4:5 i 15:30 wzięła się w garść. A gdy wygrała trzy kolejne punkty i przełamała rywalkę, doprowadzając do stanu 5:5, Celt mówił tak: "Trzeba przyznać, iż Bencic nie wytrzymała ciśnienia. A to pokazuje nam jedno: iż nie zawsze musisz się spieszyć, daj się pomylić rywalce".
Na koniec seta wygranego przez Świątek 7:6 po tie-breaku widzieliśmy, iż Iga popełniła w partii 15 niewymuszonych błędów (przy 16 uderzeniach kończących). Czyli - wychodząc z 4:5 na 7:6 - zanotowała tylko dwa niewymuszone błędy.
To nie tak, iż nagle Świątek zaczęła tylko bezpiecznie przebijać na drugą stronę siatki. Jej return na 5-2 w tie-breaku był przecież w linię, a głośne "Jazda!" tuż po nim Polka wykrzyczała, bo czuła, iż gra na swoich warunkach. Ale to było uderzenie z przygotowanej pozycji i z minimalnym, ale jednak widocznym, marginesem błędu (piłka dotknęła linii, będąc w korcie, a nie poza nim). Bencic tym uderzeniem wyraźnie się podłamała. Gdyby wygrała punkt, podgoniłaby na 3-4 i jeszcze mogłaby mieć nadzieję. A tak Świątek doserwowała dwa kolejne punkty i wygrała tie-breaka 7-2.
Bencic ruszyła na Świątek, ale Polka zachowała spokój
Trzeba podkreślić, iż choć Bencic nie wytrzymała końcówki pierwszego seta, to od początku drugiej partii mocno ruszyła na Świątek. – Nie ma ognia u Igi – martwił się Celt przy stanie 7:6, 0:2.
Faktycznie były w tym meczu takie momenty, w których zdawało się, iż wyraźnie widzimy zmęczenie Polki. To jest końcówka sezonu, takie rzeczy są naturalne. Zwłaszcza dla kogoś, kto rozegrał aż tyle meczów (to był już 75. pojedynek Igi w tym roku – 61. wygrany). Ale choćby jeżeli Idze brakowało ognia, to samej sobie udowodniła, iż ogień nie musi być jej jedynym żywiołem.
Świątek wygrała ten mecz spokojem. W najtrudniejszym momencie opanowała się i zatrzymała coś, co zaczynało wyglądać jak lawina błędów z niedawnego meczu z Navarro. A i ogień wrócił, choćby w kapitalnym punkcie na 3:3 i 30:15 przy serwisie Bencic. Wtedy Polka będąc niemal w szpagacie posłała pod linię boczną tak soczysty forhend po skosie, iż Celt aż krzyknął wymowne: "Ulala!".
W tamtym gemie Świątek przełamała Bencic, a następnie spokojnie obroniła wypracowaną przewagę. Walkę o ćwierćfinał w Wuhan wygrała pewnie i zasłużenie 7:6, 6:4. W całym meczu miała 28 uderzeń kończących i 21 niewymuszonych błędów (Bencic 19:30), trafiła 63 proc. pierwszego serwisu i wygrała na punkty 83:66. A najcenniejsze jest to, jak zareagowała na kłopoty.
W ćwierćfinale turnieju WTA 1000 w Wuhan Iga Świątek zmierzy się z Jasmine Paolini. Mecz odbędzie się w piątek 10 października. Transmisja w Canal+, relacja na żywo na Sport.pl.