- Ku..a! Dlaczego, no?! - krzyknęła sfrustrowana Iga Świątek w drugim secie półfinału w Madrycie tak głośno, iż bez problemu usłyszeli to wszyscy obecni na trybunach i oglądający transmisję w telewizji, a sędzia ukarał ją upomnieniem za użycie obraźliwego słowa. Dawno Polka nie zagrała tak słabo na korcie ziemnym. A Coco Gauff przyniosła na kort w czwartek dwie wielkie bronie, dzięki którym po raz pierwszym w karierze pokonała Polkę na tej nawierzchni i w sobotę może zepchnąć ją z drugiego miejsca w rankingu WTA.
REKLAMA
Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"
Nikt się tego nie spodziewał. Świątek aż zakryła usta po tym błędzie
Z żadną inną tenisistką Świątek nie ma tak bogatej historii zwycięstw jak z Gauff. Bilans 11-3 mówi sam za siebie. Długo była dla Amerykanki koszmarem, jakim dla niej stała się Jelena Ostapenko (Polka z Łotyszką ma bilans 0-6). Ale ostatnio czwarta rakieta świata coraz częściej pokazywała, iż ma już sposób na Świątek, pokonując ją w ich dwóch poprzednich pojedynkach. Tyle iż one odbywały się na korcie twardym, na którym Gauff czuje się najlepiej. Na ukochanej nawierzchni Świątek - ziemi - dotychczas wciąż nie miała na nią sposobu (0-5). Aż do teraz. I choć można było założyć, iż kiedyś ta seria zostanie przerwana, to chyba nikt nie przypuszczał, iż Polka zostanie aż tak rozbita.
W czterech wcześniejszych meczach w stolicy Hiszpanii Polka grała tak nierówno, iż przed półfinałem trudno było przewidzieć, w jakiej odsłonie zaprezentuje się tym razem. Nie napawało raczej optymizmem, iż aż trzykrotnie potrzebowała trzech setów, by awansować, ale plusem było to, iż przetrwała te wszystkie burze na korcie. Łącznie z tą w ćwierćfinale, gdy pierwszego seta z Amerykanką Madison Keys przegrała niespodziewanie 0:6. Ale potem podniosła się w dobrym stylu. Początek półfinału sugerował, iż może kontynuować tę passę, ale nadzieje te gwałtownie się ulotniły.
Zaczęło się pozornie niewinnie. W trzecim gemie Polka dobrze zaserwowała, a Gauff przebiła piłkę na drugą stronę na środek kortu. Wydawałoby się, iż nic tylko dokończyć dzieła, ale druga rakieta świata posłała piłkę na aut. Od razu zakryła usta, jakby sama była zszokowana tym błędem.
Potem było pójście do siatki w nieodpowiednim momencie i kolejne autowe zagrania. Komentatorska Canal+ Joanna Sakowicz-Kostecka zwracała uwagę, iż Świątek nie robi charakterystycznych dla siebie kroczków, które pomagają się lepiej ustawić się do piłki. A frustracja niespełna 24-letniej zawodniczki rosła.
- Buduj punkty, trzymaj się planu - podpowiadał Fissette.
Ale kilka to dawało. Po jednym z kolejnych błędów Świątek ze złością rzuciła rakietą o kort.
Gauff zaś była jak skała. Jej pewność siebie w Madrycie rosła - zaczęła od seta przegranego niespodziewanie aż 0:6, by potem zapisać na swoim koncie wszystkie osiem kolejnych. W ćwierćfinale z Mirrą Andriejewą świetnie funkcjonowało u niej pierwszej podanie - wygrała ponad 80 procent akcji po nim. Poprawiła też forhend, który razem z serwisem jest wyznacznikiem formy Amerykanki. Kiedy jest w dobrej dyspozycji, to oba są jej mocną bronią, a kiedy spisuje się słabiej, to oba są dostarczycielami punktów dla rywalek. Zwłaszcza rozregulowany forhend. W półfinale zaś kolejnymi potężnymi serwisami dawała sobie dużą przewagę, a forhend też działa bez zarzutu.
W drugim secie zaś tak naprawdę Gauff nie musiała wiele robić, bo przede wszystkim Świątek myliła się raz za razem. W pewnym momencie znów zebrało się w niej wiele emocji, którym dała upust. To w trzecim secie rzuciła znanym polskim przekleństwem i zdenerwowana oraz jakby zagubiona spojrzała na swój sztab szkoleniowym. Ale ten nie miał dla niej dobrej rady. Bo zawodziło to, co wydawało się fundamentem Polki - jej poruszanie się po korcie. Z czasem rosła też chyba rezygnacja Świątke i dlatego pojedynek ten zakończył się tak brutalnym dla niej wynikiem.