Trudno było przed tym meczem znaleźć argumenty przemawiające za Emmą Raducanu. I to mimo iż Iga Świątek dopiero pracuje nad odbudową formy po wielomiesięcznych trudnościach. Po poprzednim meczu tych tenisistek kibice Polki świętowali jej odrodzenie, ale - jak się potem okazało - przedwcześnie. Środowy występ walczącej o piąty w karierze triumf w Roland Garros mógł sprawić, iż znów będą dostrzegać małe światełko w tunelu. Choć zapewne, nauczeni poprzednim doświadczeniem, jeszcze poczekają z celebracją.
REKLAMA
Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"
Postrzegana wciąż jako gwiazda jednego turnieju mistrzyni US Open 2021 w żadnym z czterech wcześniejszych pojedynków ze Świątek nie wygrała choćby seta, a w ostatnim z nich - styczniowej drugiej rundzie Australian Open, została rozbita, zapisując na swoim koncie zaledwie gema.
- Szczerze mówiąc, to nie myślałam o tym meczu. Myślałam o naszym pojedynku w Stuttgarcie - zaznaczyła Świątek po awansie do drugiej rundy w Paryżu.
Z młodszą o rok Brytyjką zmierzyła się w halowym turnieju na ziemnej nawierzchni dwukrotnie (w ćwierćfinale w2022 roku i w poprzednim sezonie) i były to najbardziej zacięte ich mecze. Wydawało się, iż w środę warunki mogą mieć zaskakująco podobne, bo oba wcześniejsze spotkania na korcie centralnym odbywały się przy zasuniętym dachu. Ale przed ich meczem zrezygnowano z tej opcji, a tym samym obie zawodniczki dodatkowo musiały sobie radzić z przeszkadzającym wiatrem. Zdecydowanie lepiej w tej podwójnej konfrontacji wypadła faworytka.
Dyspozycja Raducanu, która w meczu otwarcia grała prawie trzy godziny i z powodu złego samopoczucia korzystała z przerwy medycznej, była przed środowym meczem sporą zagadką. W trakcie pojedynku nie widać u niej było problemów z poruszaniem się, parę razy popisała się efektownym zagraniem, ale choćby przez chwilę nie była w stanie zagrozić Polce.
Częściowo wynikać to mogło z mizernego doświadczenia, jakie 41. w rankingu WTA Brytyjka ma na korcie ziemnym. Bo dość powiedzieć, iż zawodniczka, której ostatnie kilka lat upłynęły pod znakiem częstych kłopotów zdrowotnych, zmian trenerów i udziału w kampaniach marketingowych, dopiero po raz drugi zaprezentowała się w głównej drabince Roland Garros (trzy lata temu też odpadła w drugiej rundzie).
Ale trzeba podkreślić, iż przede wszystkim zadanie bardzo mocno utrudniała jej Świątek. Ta przede wszystkim grała przeważnie bardzo spokojnie i cierpliwie, czego bardzo brakowało jej w ostatnich miesiącach. Nie było rozpaczliwych prób szybkiego kończenia akcji, które sprawiały, iż we wcześniejszych turniejach po stronie Polki zastraszająco gwałtownie rosła liczba niewymuszonych błędów. Nie było też nerwowych reakcji po pomyłkach.
A nie zaczęło się łatwo, bo Świątek aż sześć minut musiała walczyć o wygranie pierwszego gema serwisowego i broniła się wtedy przed przełamaniem na otwarcie.
- Nieraz takie trudne gemy hartują - ocenił wtedy komentujący mecz w Eurosporcie Lech Sidor.
Czy rzeczywiście ją to zahartowało? Trudno ocenić, ale faktem jest, iż Polka potem grała długimi fragmentami niemal bezbłędnie. Po 20 minutach sama wykorzystała pierwszą okazję na "breaka" i konsekwentnie unikała posyłania piłki na forhend rywalki. Po chwili zaliczyła moment zachwiania, gdy roztrwoniła przewagę 40:15, ale w kluczowym momencie wyszła z opresji, a kilka minut później zwieńczyła pewnie wygraną partię asem.
O ile w ostatnich miesiącach u Świątek często szwankował forhend, to w środę ponownie (bo tak samo było w meczu otwarcia) był to pewnym punktem w grze Polki. Raducanu, mając świadomość, iż nie może raczej liczyć na zapaść w grze rywalki, zaczęła bardziej ryzykować. Ale co z tego, skoro w czwartym gemie nie wykorzystała aż trzech szans na przełamanie.
A Świątek błyszczała. Przetrwała kolejne kłopoty, a po chwili popisała się zagraniem, którym zaskoczyła komentatorów. Był nim bardzo dokładny i skuteczny stop-wolej.
- Wyglądało to na zagranie z premedytacją. Trzeba zapamiętać ten moment, bo nie widziałem chyba jeszcze u Igi tak precyzyjnego stop-woleja - chwalił Sidor.
A Świątek konsekwentnie zmierzała po awans do trzeciej rundy. Po ceremonii losowania wydawało się, iż na tym etapie Świątek najprawdopodobniej zmierzyć miałaby się z Martą Kostiuk. Ale rozstawiona z numerem 26. Ukrainka sensacyjnie przegrała już na otwarcie ze 188. w światowym rankingu Sarą Bejlek. Polka o awans do 1/8 finału zagra w piątek właśnie z czeską kwalifikantką lub z Rumunką Jaqueline Cristian (60. WTA).