Eliminacje rozszerzonych mistrzostw świata przyniosły nam masę wzruszających historii kopciuszków, którzy spełnili marzenia. Maluczcy z różnych zakątków globu zaistnieją na najważniejszym turnieju na tej planecie, ale jak do tego doszło? Czy zaglądając pod kamień nie odkryjemy, iż opowieść o ich sukcesie kilka ma wspólnego z Dawidem, który pokonał Goliata?
Nie wszyscy debiutanci czy po prostu sensacyjni uczestnicy mundialu zyskali na zwiększeniu liczby drużyn, które wezmą udział w imprezie. Trzeba pamiętać, iż Uzbekistan czy Jordania zajęły drugie miejsca w swoich grupach, więc miałyby szansę na awans także w poprzednich latach, choć pewnie wtedy format eliminacji byłby nieco inny, decydować mógłby ranking drugich miejsc. Curacao, Haiti i Panama na pewno skorzystały na tym, iż trójka najlepszych drużyn w ich zakątku świata organizuje mundial i nie musi brać udziału w kwalifikacjach, ale już Wyspy Zielonego Przylądka po prostu wygrały grupę. Byli najlepsi ze wszystkich bez żadnego „ale”.
Źródeł sukcesu egzotycznych ekip można upatrywać w czym innym. Wiele z nich skorzystało z armii zaciężnej, szukając zawodników powiązanych z danym krajem poprzez przodków. Albo zatrudniło zagranicznego fachowca, co bardzo często okazuje się kluczem do awansu na mundial.
Mistrzostwa Świata 2026. Zagraniczny fachowiec gwarantem sukcesu? Kto prowadził debiutantów na mundialach
Jordanię prowadzi Jamal Sellami, Marokańczyk dwukrotnie nagradzany w ojczyźnie tytułem trenera roku. Curacao na pierwszy mundial jedzie z weteranem, Holendrem Dickiem Advocaatem. Haiti wraca na mistrzostwa świata dzięki Francuzowi Sebastienowi Migne. Podwaliny pod pierwszy awans Uzbekistanu położył Słoweniec Srecko Katanec, który po kilku latach pracy zrezygnował z powodów zdrowotnych, przechodząc na emeryturę. Jego pracę dokończył Timur Kapadze (Uzbek, ale z gruzińskimi korzeniami), ale nagrodę skonsumuje Włoch Fabio Cannavaro.
Tylko Wyspy Zielonego Przylądka przez całe eliminacje przeprowadził lokals — Bubista. To lekki paradoks, bo na liście powołanych zmieścił ostatnio szesnastu piłkarzy urodzonych poza ojczyzną, mając na podorędziu osiemnastu kolejnych, których akurat tym razem nie wezwał na zgrupowanie.
Wyspy Zielonego Przylądka: niemożliwe stało się faktem [FourFourTwo]
Sukces zagranicznego trenera to częsty przyczynek do historii o kopciuszku, który spełnia sen. W Katarze na turnieju nie debiutował nikt poza gospodarzami, którzy nie musieli martwić się o kwestię awansu w eliminacjach, ale przykładowo powrót Kanady po ponad trzech dekadach nieobecności na wielkiej scenie to dzieło Johna Herdmana, Anglika, który postawił tamtejszy futbol na nogi. Równoważył to Rob Page, Walijczyk, który zapewnił pierwszy od pół wieku mundial swojej ojczyźnie, ale w poprzednich latach rolę ojca sukcesu częściej jednak obsadzali obcokrajowcy.
- 2018: Panama zadebiutowała na MŚ, bo prowadził ją Kolumbijczyk Hernán Darío Gómez; Islandię na mundial zabrał Heimir Hallgrímsson, ale trzeba podkreślić, iż uczył się on fachu jako asystent poprzednika — Larsa Lagerbacka.
- 2014: Bośnię i Hercegowinę na mundial zabrał jej obywatel — Safet Susić; turniej dla Hondurasu wywalczył Kolumbijczyk Luis Suárez.
- 2010: debiut Słowacji to dzieło najlepszego trenera w jej historii, Vladimira Weissa; pierwszy od blisko trzech dekad mundial dla Hondurasu ogarnął Kolumbijczyk Reinaldo Rueda, za powrotem dawno niewidzianej Korei Północnej stał Kim Jong-hun, natomiast Nowej Zelandii — Rick Herbert.
- 2006: Ghana, Togo, Trynidad i Tobago oraz Wybrzeże Kości Słoniowej dostały się na pierwsze mistrzostwa świata z obcokrajowcami u steru, kolejno: Chorwatem Ratomirem Dujkoviciem, Nigeryjczykiem Stephenem Keshim, Holendrem Leo Beenhakkerem i Francuzem Henrim Michelem. Angolę i Ukrainę na salony wprowadzili miejscowi (Luis de Oliveira Gonçalves i Oleh Błochin), natomiast drugi z rzędu mundial i najlepszy wynik w historii zapewnił Ekwadorowi Kolumbijczyk Luis Suárez.
- 2002: Hernán Darío Gómez, który dał debiut Panamie, stał też za pierwszym w dziejach awansem Ekwadoru; Serb Bora Milutinović wprowadził na turniej Chińczyków, z kolei Francuz Bruno Metsu dał pierwszy awans Senegalowi. Tylko Słowenię uradował rodak, Srecko Katanec.
- 1998: Chorwacja zaliczyła wtedy „debiut” będący efektem rozpadu Jugosławii, więc po prawdzie trudno rozstrzygnąć, czy zaliczyć Miroslava Blazevicia jako lokalsa, czy też nie (urodził się w Bośni, ale latami związany był z Zagrzebiem). Takich problemów nie ma w przypadku Takeshiego Okady, który dał pierwszy awans Japonii. W przypadku Jamajki historię napisał Brazylijczyk Rene Simoes, natomiast pierwszy od ponad dwóch dekad mundial Iranu to zasługa trenerów z Jugosławii.
- 1994: Nigeria zadebiutowała z Holendrem Clemensem Westerhofem, Boliwia pierwszy raz zakwalifikowała się się poprzez eliminacje z Hiszpanem Xabierem Azkargortą; Grecja zepsuła statystykę — ich pierwszy awans wywalczył Alketas Panagoulias.
- 1990: komplet debiutów to dzieło obcokrajowców — Brazylijczyk Mario Zagallo wprowadził na mundial Zjednoczone Emiraty Arabskie, Anglik Jack Charlton dał awans Irlandczykom, Kostarykę uczył Hiszpan Antonio Moyano Reina (choć pomagał mu miejscowy, Marvin Rodriguez).

Sumując, w ostatnich trzydziestu pięciu latach szesnastu debiutantów awansowało na mundial dzięki zagranicznemu trenerowi, dziesięć państw może natomiast przypisać sukces rodzimej szkole trenerskiej. No, może dziewięć, uwzględniając złożoną sytuację w Uzbekistanie. Dodajmy do tego sześć przypadków powrotów po latach czy też sporych niespodzianek, którymi sprawcami są obcokrajowcy i ich przewaga robi się znacząca.
Zwłaszcza iż gdybyśmy wciąż się cofali i uwzględnili w statystykach lata 80., przewaga obcych nad lokalsami tylko by rosła, bo wtedy niemal każdy debiutant sięgał po kogoś spoza swojego poletka.
Mistrzostwa Świata 2026. Francja, Holandia i Portugalia wyślą na mundial największą liczbę piłkarzy?
Ogromne zasługi w niesieniu kaganka mundialowej oświaty po świecie mają Holendrzy, którzy odpowiadają za trzy debiuty po 1989 roku. Ten Dicka Advocaata z Curacao jest jednak wyjątkowy, bo weteran trenerskiej sceny wrócił z emerytury, żeby poprowadzić kadrę złożoną niemal wyłącznie z piłkarzy urodzonych w jego ojczyźnie. Jedynym rodowitym obywatelem tego państwa, który świętował awans na mundial, jest znany z młodzieżówki Manchesteru United, a w tej chwili z Sheffield United – Tahith Chong, który przyszedł świat w Willemstad — stolicy Curacao. choćby on zaliczył jednak holenderskie młodzieżówki.
To trochę odziera z romantyzmu historię o tym, iż kraj zamieszkany przez mniejszą liczbę osób niż Radom, odniósł wielki i niespodziewany sukces. Fakty są takie, iż Curacao prawdopodobnie wystawi na mundialu kadrę mniej „ojczystą” niż przykładowy Katar, którego obawiano się pod kątem naturalizowania obcych na potęgę. Chong może być choćby jedynym zawodnikiem urodzonym w swoim kraju, jeżeli Dick Advocaat nie powoła nikogo z trójki Jurich Carolina (tak, ten ze Stomilu Olsztyn i Miedzi Legnica), Shanon David Carmelia i Rayvien Rosario.

Jurich Carolina w barwach Miedzi Legnica
Byłby to ewenement, choć trzeba Curacao oddać, iż kadrowiczów i tak łączyłby kraj pochodzenia — tyle iż byłaby to Holandia. W sklejaniu drużyny z każdego, kto się zgłosi, dystansuje ich jednak Haiti, które zapowiada się na najbardziej różnorodną drużynę mundialu. W składzie tego zespołu lub na liście niedawno powoływanych zawodników znajdziemy:
- trzynastu urodzonych we Francji,
- pięciu urodzonych w USA,
- czterech urodzonych w Kanadzie,
- po jednym urodzonym w Gwadelupie oraz Szwajcarii.
Przy czym trzeba dodać, iż przykładowo Hannes Delcroix urodził się w ojczyźnie, ale zdążył zadebiutować w reprezentacji Belgii.
Trzynastu zawodników, którzy przyszli na świat nad Sekwaną, oznacza, iż podczas mundialu Francja stanie w szranki z Holandią o tytuł najliczniej reprezentowanego miejsca na ziemi. Niderlandy startują z pole position dzięki wspomnianemu Curacao, ale pamiętajmy, iż już w Katarze Francuzi mieli przedstawicieli w piętnastu drużynach!
„Piętnaście krajów, w tym rzecz jasna także sami „Trójkolorowi”, może się pochwalić posiadaniem w zespole przynajmniej jednego piłkarza związanego z Francją lub z tamtejszą piłką. Aż trzydziestu siedmiu piłkarzy spoza grupy, którą na turniej powołał Didier Deschamps, ma w rubryce urodzenia wbite jedno z francuskich miast lub miasteczek. Kolejnych piętnastu spędziło minimum trzy lata w jednej z tamtejszych akademii — często była to niemal cała młodzieżowa kariera”.
Mistrzostwa wewnątrzfrancuskie. Jak Paryż i Francja stały się fabryką talentów
Teraz będzie podobnie, skoro choćby Wyspy Zielonego Przylądka mają w składzie syna francuskiej ziemi — Willy Semedo przyszedł na świat w Montfermeil. Awans afrykańskiej wysepki otwiera jednak na nowo rywalizację o miano miasta, które było inkubatorem dla największej liczby uczestników mundialu. Paryż zyskał mocnych konkurentów, bo Wyspy Zielonego Przylądka mogą zabrać na turniej:
- jedenastu urodzonych w Lizbonie,
- ośmiu urodzonych w Rotterdamie.
Jeśli ktoś ma powalczyć z Haiti o miano najbardziej różnorodnej drużyny, to właśnie Cabo Verde. Trzon kadry Bubisty stanowią wychowankowie akademii z Portugalii i Holandii, ale przez listę powołań przewijali się tam także zawodnicy, którzy przyszli na świat w:
- Irlandii,
- Francji,
- Norwegii,
- Szwajcarii,
- Szwecji.

Urodzony w Portugalii Vasco Lopes z Radomiaka marzy o mundialu w barwach reprezentacji Wysp Zielonego Przylądka.
Jeśli chodzi o debiutantów, to najmniej na „obcej” pomocy zyskał Uzbekistan, ale już w Jordanii podstawowymi piłkarzami byli: urodzony w Iraku Mohammad Abu Hashish oraz w USA Mohammad Abualnadi. Wygląda na to, iż mistrzostwa w USA, Kanadzie oraz Meksyku będą okazją do gry przed „własną” publicznością dla wielu takich jak jedenastokrotny reprezentant Jordanii. Trzeba się też spodziewać boomu na nowych kadrowiczów. Jordania już przecież sięgnęła po Tammera Bany’ego z West Bromwich Albion, który właśnie zadebiutował w drużynie narodowej.
Mistrzostwo skautów Lens. Abdukodir Chusanow — od Białorusi do Premier League
W dobie globalizacji i migracji takich historii będzie przybywać. Niektóre z nich mają korzenie w naprawdę nieudolnych i kuriozalnych pierwszych próbach stworzenia czegoś z niczego — Leandro Bacuna, który Curacao reprezentuje od blisko dekady, wspominał, iż gdy leciał na jedno z pierwszych zgrupowań, utknął na lotnisku, bo federacja zapomniała zaplanować i zorganizować przelot dla nowych zawodników.
Pytanie, czy wypada reagować na to alergicznie, traktować jako parszywy symbol postępu? Pierwszym mistrzem świata został przecież urodzony w Hiszpanii Pedro Cea, najlepszy strzelec Urugwaju, któremu wtórował Lorenzo Fernandez. Mało tego — złote medale czterech kolejnych edycji też zawsze zdobywał przynajmniej jeden zawodnik urodzony poza krajem, który wygrywał mundial. Wiadomo, iż skala i rozmach były mniejsze, ale skoro najlepsi posiłkowali się takim wsparciem, to czemu nie może ono służyć jako trampolina do wyjątkowych chwil dla maluczkich?
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix

2 godzin temu
















