"Spotkałem Marka po siedmiu latach i byłem przerażony. Nie mogłem zrozumieć, co mówi"

2 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl


- Przed jedną z ostatnich walk robiłem rezonans magnetyczny mózgu, byłem już weteranem tego sportu. Jak zobaczyła mnie pani doktor, to złapała się za głowę. "Boże, boję się, co ja tam znajdę" - mówi Przemysław Saleta w dużym wywiadzie ze Sport.pl.
Przemysław Saleta to były kickbokser i pięściarz zawodowy, walczył także w MMA. W boksie zawodowym był mistrzem Europy. Ostatnią walkę zawodową stoczył w 2015 r., gdy w Atlas Arenie przegrał z Tomaszem Adamkiem. Później brał udział już tylko w walkach charytatywnych.


REKLAMA


Saleta przedpremierowo obejrzał reportaż Sport.pl o Tomaszu Gromadzkim i podzielił się z nami wrażeniami. - Pięściarze tacy jak Tomek są solą boksu - mówi o bohaterze filmu. Z Saletą rozmawiamy także o urazach głowy w sportach walki, śmierci w ringu i wyniszczających sparingach braci Kliczko.
Krzysztof Smajek: Jak niebezpiecznym sportem jest boks?
Przemysław Saleta: Najbardziej niebezpiecznym ze wszystkich sportów walki. Jest sportem urazowym, ale złamane nosy, pęknięte łuki brwiowe czy rozcięcia, to nie są poważne kontuzje. To wszystko się zagoi, kości się zrosną i po problemie. Najpoważniejsze są urazy mózgu. Szczególnie te, do których dochodzi w walkach wielorundowych i w sytuacji, gdy zawodnik odwadnia się, bo musi zgubić dużo wagi.
O urazach głowy nie mówi się jednak zbyt wiele. To temat tabu, zwłaszcza wśród zawodników.


- O kosztach zdrowotnych uprawiania zawodowego sportu generalnie się raczej nie mówi, ale o kosztach boksu, w którym najbardziej narażona jest głowa, mówi się jeszcze mniej. A gdy spojrzymy na pięściarzy, którzy już dawno zakończyli karierę, to możemy się przekonać, iż za sukces i wykonywany zawód płaci się wysoką cenę.
Parę lat mieszkałem w USA i pamiętam, iż tam sporo uwagi poświęcało się urazom mózgu w futbolu amerykańskim. Czytałem tam o rozgrywającym New York Jets, który systematycznie doznawał wstrząsów mózgu w trakcie meczów, miał ich kilka w sezonie. Jego żona skarżyła się, iż ten chłopak zamiast wracać do domu pół godziny, to wracał dwie, bo błądził.
Tyle iż sporty zorganizowane w ligach funkcjonują trochę inaczej niż boks. Zawodnicy są pod stałą opieką lekarzy, menedżerów i doradców, w USA mają swoje związki zawodowe. Natomiast w boksie każdy robi na własny rachunek. jeżeli chodzi o zdrowie, to zawodnik jest ostatnią osobą, która zauważa negatywne skutki boksowania i dochodzi do wniosku, iż nie powinna już walczyć.
Tomasz Gromadzki, polski pięściarz, teraz zawodnik Fame MMA, w reportażu wideo Sport.pl opowiada o swoich problemach zdrowotnych. Już w trakcie kariery sportowej zaczął brać leki na regenerację mózgu. Jest wyjątkiem?


- Tomek w reportażu nie powiedział o niczym, czego nie znam z życia. Na pewno wykazał się odwagą, opowiadając swoją historię. Trzeba zacząć mówić na temat urazów mózgu w boksie i tłumaczyć to młodym ludziom, którzy zaczynają trenować. jeżeli od początku kariery dba się o głowę, rozwija i pracuje nad obroną, to negatywne skutki boksowania mogą być mniejsze lub żadne. Ludzie, którzy zaczynają uprawiać boks, w ogóle nie myślą o konsekwencjach, jakie niosą za sobą uderzenia w głowę.
Tomek w sportach walki uchodzi za walczaka. Nie bez powodu ma pseudonim "Zadyma".
- Jego kariera oparta była na pracowitości, twardym charakterze i odporności na ciosy. Tym nadrabiał braki techniczne. Bardzo doceniam takich pięściarzy, bo oni dają z siebie wszystko w ringu. Uczciwie zarabiają pieniądze, które nie są duże. Pięściarze tacy jak Tomek są solą boksu.
jeżeli jednak ktoś nie grzeszy obroną, a przy tym jest odporny, to płaci za to cenę. To paradoks, ale niska odporność na ciosy oszczędza zawodnikom trochę zdrowia. Nokaut po jednym ciosie nie jest wielkim problemem. Gorzej, gdy wymieniasz się ciosami z rywalem przez 10 rund. Każde uderzenie to jest wstrząs dla mózgu i to się niestety odkłada. Oczywiście takie walki są najlepsze dla kibiców, ale nikt się nie zastanawia, co się dzieje z zawodnikiem po zawodach. I to nie dotyczy tylko boksu. Chcemy oglądać gladiatorów, ale oni płacą za to cenę. A potem zwykle zostają sami, ewentualnie z najbliższymi.


Niektórzy zawodnicy są gotowi choćby na śmierć w ringu. Wspomina o tym też bohater naszego reportażu. Rozumiesz takie podejście?
- Tak, bo nigdy nie przerażała mnie myśl, iż mogę umrzeć w ringu. Miałem świadomość, ale nie na emocjonalnym poziomie, iż tak może być. jeżeli myślisz o śmierci i się nią przejmujesz, to robi się problem. Zaczyna się to odbijać na twoim boksie. Zanim zaryzykujesz, to się ułamek sekundy zastanowisz, a wtedy zwykle jest problem. Do pewnego momentu kariery stresowałem się tylko tym, żeby się w ringu nie ośmieszyć. Później przyszła świadomość, iż boks to jest tylko i wyłącznie sport. Jest dużo ważniejszych rzeczy na świecie od boksu.
Co zrobiło na tobie największe wrażenie w naszym reportażu?
- Chyba to, jak Tomek łykał tabletki, które mają poprawić pracę mózgu. Ta scena na pewno została mi w głowie. jeżeli widzimy, iż mamy problem, to wypada coś z nim zrobić i jakoś temu zaradzić. Trzeba być uczciwym wobec siebie. Myślę, iż to, co robi Tomek, nie jest jednak standardem i zawodnicy mają raczej tendencję do tego, żeby oszukiwać siebie i najbliższych. W pewnym sensie Tomek może być prekursorem jakiegoś trendu.


To, iż Tomek opowiada o leczeniu, regeneracji mózgu, profilaktyce może coś zmienić?
- Może uświadomić innym zawodnikom, iż nie ma się czego wstydzić. Problemy, które zauważają u siebie w funkcjonowaniu: ubytki pamięci krótkiej, problem z wysłowieniem się czy gubieniem wątków, nie są tylko ich problemem. jeżeli ktoś dostrzega u siebie takie objawy, to powinien zgłosić się do neurologa. Być może lekarstwami można sobie pomóc. jeżeli nic się z tym nie zrobi, to z wiekiem będzie się to tylko pogłębiało.
Ile znasz osób ze świata sportów walki z takimi problemami?
- Parę osób znam, a w życiu widziałem naprawdę wielu. Gdy pójdziesz gdziekolwiek na świecie do większego klubu bokserskiego, to przy nim zawsze kręcą się ludzie, po których widać skutki stoczonych walk. Boks to jest sport, który przyciąga twardych ludzi. Każdy ma limit przyjętych ciosów i czasem za nadmierną ambicję płaci się ze zdrowiem.


W trakcie kariery sportowej byłeś świadomy, iż trzeba dbać o głowę?
- Zawsze zdawałem sobie sprawę, iż sporty walki są sportami wysokiego ryzyka. Dosyć późno zacząłem uprawiać sport, bo miałem 18 lat, czyli byłem w miarę ukształtowanym, młodym człowiekiem. Z nawykiem czytania, nauki, a to w kontekście urazów mózgu jest bardzo ważne. Na to, co się dzieje z głową, wpływają różne rzeczy, nie tylko boks. Myślę, iż bardzo istotny jest tryb życia. Nigdy nie miałem skłonności do picia, nie brałem narkotyków. Znam wielu pięściarzy, których przykłady pokazują, iż boks i alkohol to jest złe połączenie.
Po zakończeniu kariery albo jeszcze w jej trakcie miałeś jakieś niepokojące sygnały, iż ze zdrowiem jest coś nie tak?
- Przed jedną z ostatnich walk robiłem rezonans magnetyczny mózgu, byłem już weteranem tego sportu. Jak zobaczyła mnie pani doktor, to aż złapała się za głowę. "O, Boże, boję się, co ja tam znajdę". Ale po badaniu była uśmiechnięta i powiedziała, iż nie ma u mnie żadnych zmian.


Wynika to z kilku rzeczy. Trochę z filozofii walki, bo zawsze uważałem, iż wygrywa nie ten, który więcej razy trafi, tylko ten, który mniej przyjmie. Nie miałem dużej odporności na ciosy, więc kilka razy przegrałem przed czasem. Dzięki temu nie przyjmowałem zbyt dużo uderzeń. Po drugie, zawsze równolegle z boksem dużo pracowałem głową. Mało było lat, gdy zajmowałem się tylko boksem. Wpływ na stan zdrowia miał też styl życia, o którym wspominałem.
Obserwuję się bardzo dokładnie i systematycznie robię badania, bo nie chcę czegoś przeoczyć. Wyniki badań są dobre, ale raz się przestraszyłem. Korzystam z olejków konopnych i kiedyś zepsuła mi się pipeta. Myślałem, iż na dnie jest reszta olejku i bez namysłu przechyliłem butelkę. Okazało się, iż była prawie pełna. Niechcący wypiłem jedną trzecią butelki. W teorii olejek jest bez THC, ale tak naprawdę ten związek tam występuje. Jakiś czas po wypiciu olejku zacząłem tracić pamięć krótką. To było przerażające. Na początku pomyślałem, iż to są zmiany neurologiczne od boksu. Na szczęście po paru godzinach mi przeszło.
Jakiś czas temu Andrzej Gołota spotkał się z Riddickiem Bowe, z którym stoczył dwie niezapomniane walki. Na Tik-Toku pojawił się filmik, który zaniepokoił kibiców. Na nagraniu widać, iż obaj mają problemy z poruszaniem się. Widziałeś ten film?
- Nie za bardzo chciałbym wypowiadać się na temat stanu zdrowia Andrzeja. jeżeli chodzi o Bowe'a, rzeczywiście nie wyglądało to dobrze. choćby jak szedł wolno, to widać, iż ma problemy z utrzymaniem równowagi. Wojny z Gołotą na pewno zabrały mu sporo zdrowia. Nie można w życiu stoczyć zbyt wiele trudnych i wyniszczających walk.


Marek Piotrowski jest chyba najbardziej wyrazistym przykładem polskiego zawodnika, który stracił dużo zdrowia w sportach walki.
- Gdy poznałem Marka na sali treningowej, to był okazem zdrowia. Był wtedy wschodzącą gwiazdą kickboxingu. Imponował siłą, kondycją, wolą walki i determinacją. Intensywność jego walk była ogromna, był odporny na ciosy. Później kontakt nam się urwał. Bodajże po siedmiu latach, w grudniu 1995 roku, spotkaliśmy się w studiu Canal Plus. Byłem przerażony, bo nie za bardzo mogłem zrozumieć, co Marek mówi. Jakiś czas później jego menedżer nie pozwolił mu już boksować. Ze zdrowiem Marka było coraz gorzej. Myślę, iż problemem Marka było wypieranie choroby, on nie potrafił tego zaakceptować. Wmawiał sobie syndrom chronicznego zmęczenia i dopiero wiele lat później jego trener i przyjaciel Jarosław Rogala namówił go, żeby zaczął się leczyć. Ale pewnych rzeczy nie dało się już cofnąć. Objawy są naprawdę nieprzyjemne do życia.
Marek Piotrowski nie oszczędzał się w trakcie walk, ale podobno także podczas sparingów.
- Myślę, iż mnóstwo zdrowia stracił na sparingach. Trenował w klubie Kronk w Detroit, a to miejsce słynęło z ringowych wojen na sparingach. choćby jak sparingi są w kaskach, to ten kask nie chroni zawodnika przed wstrząsami mózgu. W tej kwestii bardzo dużo zależy od trenera. Są momenty, gdy musisz pokazać twardość, ale nie możesz tego robić na każdym treningu czy sparingu. Gdy byłem kickbokserem, to każdy sparing z pięściarzem był wojną. Była między nami rywalizacja. To były sparingi w dziesięciouncjowych rękawicach, z włosiem, porozbijanych. Nie było lekko.


Jak wyjechałem do USA, to na sparingach miałem się czegoś nauczyć. Nie było podpalania się, nikt nie chciał zdemolować rywala. Szanowaliśmy swoje zdrowie. Inaczej to wyglądało w Niemczech. W grupie Universum, z którą podpisałem kontrakt, był problem z braćmi Kliczko. Oni sparowali na maksa, nikogo nie oszczędzali. Dlatego nie sparowali ze sobą. Pamiętam, iż jeden z ich treningowych przeciwników uciekł w nocy na lotnisko po jednym dniu sparingów. Inny po takiej walce trafił ze wstrząsem mózgu do szpitala.
A ty nie chciałeś uciekać?
- Nie. Universum podpisało ze mną kontrakt, dlatego iż byłem w stanie przeboksować i z Witalijem, i z Władimirem po cztery rundy. Miałem doświadczenie z wielu walk i nie dawałem zrobić sobie krzywdy. Przyjaźniłem się z nimi, ale w ringu były wojny. Te sparingi były trudniejsze niż większość walk, które stoczyłem. Szczególnie te z Witalijem, który miał strasznie ciężkie ręce. Gdzie uderzył, tam bolało.
Bardzo dużo trenowałem z Johnem Brayem, pięściarzem z USA, przesparowałem z nim setki rund. John był bardzo odporny na ciosy i był z tego dumny. Nie stoczył zbyt wielu walk zawodowych, bo zakończył karierę z rekordem 15-3-2, ale pracował jako sparingpartner ze wszystkimi najlepszymi: Mikiem Tysonem, Lennoxem Lewisem i Evanderem Holyfieldem. Jako sparingpartner był bardzo chwalony. Parę lat temu dowiedziałem się, iż w wieku 42 lat zdiagnozowano u niego encefalopatię bokserską, alzheimera, w odcinku szyjnym miał zniszczone kręgi od przyjętych ciosów. To wszystko wiązało się ze skokami nastrojów, depresją i słabym funkcjonowaniem w społeczeństwie. Został objęty eksperymentalnym leczeniem w jednej z klinik w Kalifornii. W tej chwili funkcjonuje w miarę normalnie, ale jest świadomy, iż prawdopodobnie oczekiwana długość jego życia to może 60 lat.


Co można zmienić w boksie, żeby lepiej chronić zdrowie zawodników?
- Trochę więcej trzeba zainwestować w ochronę zdrowia zawodników. Nie tylko fizyczną, ale też psychologiczną. Dla mnie bardzo istotna jest wychowawcza rola sportu. kilka osób zdaje sobie sprawę, iż sport jest zawodem na siedem dni w tygodniu i 24 godziny na dobę. To, co robię poza salą treningową, ma wpływ również na to, jak funkcjonuję na sali. Warto o tym rozmawiać szczególnie z młodymi ludźmi, żeby nabrali pewnych nawyków.
W zeszłym roku jeździłem po klubach w małych miejscowościach i trenowałem z młodzieżą. Opowiadałem im o różnych rzeczach, dużo mówiłem o motywacji. Po obejrzeniu filmu o Tomku i po rozmowie z tobą zastanawiam się, czy nie warto byłoby rozszerzyć tych rozmów z młodzieżą również o temat ponoszonych kosztów zdrowotnych. Nie chodzi mi o to, żeby zniechęcać dzieciaki do boksu. Bardziej o to, iż jak ktoś chce traktować to poważnie, to musi mieć świadomość, w co się pakuje. I co może zrobić, żeby zmniejszyć ryzyko urazów.
Wspominałeś już o tym, iż jeżeli chodzi o zdrowie zawodników, to bardzo istotną rolę pełni trener.


- Dbanie o zdrowie zawodnika powinno być najważniejsze dla trenera. Bardzo często jest tak, iż w trakcie walki trener poddaje zawodnika, a później zawodnik ma o to pretensje. Nie zazdroszczę trenerowi tej roli. Utkwiła mi w pamięci sytuacja z walki Michaela Watsona z Chrisem Eubankiem seniorem. Eubank przegrywał na punkty, pod koniec 11. rundy trafił mocno Watsona. Ten wrócił do narożnika, ale przez minutę nie doszedł do siebie. Trenerzy wypchnęli go półprzytomnego do 12. rundy, Eubank zasypał go ciosami i sędzia przerwał walkę. Po walce Watson był w śpiączce. Doszło do poważnego uszkodzenia mózgu, był operowany. Nigdy nie doszedł do siebie w stu procentach. Ta walka miała też wpływ na Eubanka, stracił instynkt zabójcy.
Ważna jest też rola sędziów ringowych. Kibice często mają pretensje do nich o zbyt wczesne przerywanie walk.
- Lepiej jest zakończyć walkę o pięć ciosów za wcześnie niż o jeden za późno. Ze względu na brutalność tego sportu wszystko idzie w stronę łagodzenia przepisów. Na przestrzeni lat boks się zmienił, stał się bezpieczniejszy. Rola sędziego polegająca na ochronie zdrowia zawodnika jest dużo większa, ale to sprawia, iż decyzje są bardziej kontrowersyjne. Te wszystkie wypadki w ringu wpłynęły na przepisy i ludzkie zachowania.
Problemem w boksie jest też kończenie karier przez zawodników. Niektórzy w nieskończoność je przedłużają, ryzykując przy tym zdrowie, inni kończą, by po jakimś czasie wrócić.


- dla wszystkich boks jest jakimś wyborem, ale jeżeli człowiek nie potrafi robić nic innego, to w pewnym momencie boks może stać się przymusem. Za coś przecież trzeba żyć. jeżeli zawodnik nie myśli o tym, co będzie robił po zakończeniu kariery i nie ma na siebie pomysłu, to później ma problem. To dotyczy wszystkich sportów, nie tylko boksu. Z kilku powodów jest to bardzo trudny temat. Nie mam problemu z upływającymi latami, jedyna rzecz, jakiej żałuję to to, iż ze względu na wiek nie mogę wyczynowo uprawiać sportu. Po zakończeniu kariery brakuje adrenaliny, bo ona jest uzależniająca. Zupełnie inaczej się trenuje i funkcjonuje, gdy w głowie jest jakiś cel. Na przykład data walki. Poziom motywacji jest wtedy zupełnie inny. Przez 8-12 tygodni masz dokładny plan na życie.
Nigdy nie planowałem przyszłości, ale zawsze byłem świadomy, iż zawodowo nie będę mógł uprawiać sportu przez całe życie. Z samego sportu utrzymywałem się tylko sześć lat. W pozostałych latach łączyłem go z pracą. Karierę już zakończyłem, czasami walczę charytatywnie, ale nie będę ściemniał, czasami pojawia się pokusa powrotu. Kiedyś poważnie zastanawiałem nad walką na gołe pięści. Odpuściłem jednak, bo mam drobne ręce i bałem się o kontuzje. Chodziło mi głównie o adrenalinę. jeżeli ktoś z byłych zawodników mówi, iż nie tęskni za walką, to kłamie.
Ze świata freakowego nikt do ciebie nie dzwonił?
- Miałem wiele różnych propozycji z freaków, ale nigdy nie przeszliśmy do rozmowy na temat pieniędzy. Od razu odmawiałem. Nie ma dla mnie znaczenia, czy ktoś zapłaci mi pół miliona złotych, czy milion. Mówię nie i koniec.


Dużo było tych telefonów z ofertami?
- Z kilkanaście na pewno.
Pewnie jesteś wśród nielicznych, którzy złożyli deklarację, iż nie będą walczyć we freak fightach.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Darek Michalczewski ma podobną opinię.


Do tego świata z boksu weszli między innymi Tomasz Adamek, Albert Sosnowski, Maciej Sulęcki, Andrzej Fonfara. Dlaczego ty mówisz "nie"?
- Nie chcę wchodzić do tego świata, bo uważam, iż jak już byłeś zawodnikiem sportów walki na wysokim poziomie, to nie możesz zniżyć się do poziomu pseudosportowych występów w cyrku. Uważam, iż sportowcy pełnią rolę proedukacyjną. Tomek Adamek był mistrzem świata w boksie, a dzisiaj jest freak fighterem. Jestem tym zniesmaczony. Nie uważam, iż wszystko jest na sprzedaż. W życiu powinno się mieć zasady i się ich trzymać. W dzisiejszych czasach zbyt wyolbrzymiana przez wszystkich jest rola pieniądza. Niestety bardzo dużo dzieci i młodzieży patrzy na życie nie przez pryzmat wartości tylko tego, kto co ma. Liczy się sława, bez względu na to, z czego ktoś jest znany.
Co w ogóle sądzisz o freak fightach?
- Mój pogląd się zmienił, z dobrego na gorszy. Jak zaczęły się freaki, to starałem się patrzeć na to w pozytywny sposób. Miałem nadzieję, iż przyciągną do sportów walki nowe pokolenie, bo trafiają do innej publiczności. Myślałem, iż jak młodzi ludzie będą oglądali walczących youtuberów, to później włączą telewizor i będą oglądać boks i MMA. Mam wrażenie, iż wszystko poszło w złą stronę.


Co masz na myśli?
- Dydaktyczną rolę sportu. W sportach walki najważniejsze są emocje. Niestety we freakach największe emocje są na konferencjach prasowych, a nie w trakcie walki. Dochodzi do dziwnych zestawień. Matka jakiegoś youtubera biła się z byłą dziewczyną swojego syna. To jest patologia, w głowie się nie mieści. Dla organizatora nie ma znaczenia, kto płaci za PPV.
Co cię najbardziej przeraża w świecie freaków?
- Brak zasad. Czasem myślisz, iż nic nie jest w stanie cię zaskoczyć, a potem przychodzi kolejne wydarzenie. Nie zdziwię się, jak jeszcze nieraz negatywnie się zaskoczę.
Idź do oryginalnego materiału