Spektakularna klęska Donalda Tuska. Wszystkich wrzucił do jednego worka

2 godzin temu
W Kownie, podczas niedzielnego meczu Litwa - Polska, Donald Tusk zebrał owoce tego, co sam zasiał. Premier RP musiał wysłuchać obelg na swój temat, bo "mecz", który rozpoczął przed laty, oddał walkowerem - pisze Michał Kiedrowski ze Sport.pl.
"W tym kraju choćby wysranie się jest polityczne" - taką sentencję wygłasza jedna z bohaterek najnowszej chyba powieści Remigiusza Mroza "Piekło jest puste". To powątpiewanie, czy to aby na pewno jest ostatnie dzieło poczytnego pisarza, wynika z szybkości, z jaką ten autor wydaje kolejne książki. jeżeli kogoś boli, iż posłużyłem się cytatem mało wyrafinowanym i z literatury nie najwyższych lotów, to śpieszę donieść, iż jeżeli chodzi o książki Mroza, to mam pewność, iż je akurat Polacy czytają. I nie mam wątpliwości, iż ten autor ma lepszy słuch społeczny niż niejeden "ekspert" z telewizyjnego okienka.

REKLAMA







Zobacz wideo



Kibice w Kownie zrobili wiec polityczny
Właśnie ten brutalny cytat z książki Mroza przyszedł mi do głowy, gdy przeczytałem jedno ze śmieszniejszych stwierdzeń dotyczących meczu Litwa - Polska. "A czy 'kibice' Polski w Kownie nie pomylili przypadkiem imprezy? To mecz, a nie wiec polityczny" - komentował w serwisie X dziennikarz Eurosportu Krzysztof Srogosz.
To, co wydarzyło się w Kownie, szeroko opisał nasz dziennikarz, Konrad Ferszter, który był na miejscu. W skrócie: jednym z elementów tego udanego dla reprezentacji Polski widowiska było zachowanie kibiców reprezentacji Polski. Przejęli oni doping na obiekcie rywala i po trybunach poniosły się m.in. hasła, które znieważały obecnego na meczu premiera Donalda Tuska. Pojawił się też transparent z mało udanym wizerunkiem szefa rządu RP: "Nie jesteś, nie byłeś, nie będziesz kibicem reprezentacji Polski". Po więcej szczegółów jeszcze raz odsyłam do linku powyżej.


Oczywiście, można się było spodziewać, iż pojawienie się premiera na trybunach podziała na kibiców jak czerwona płachta na byka. Tusk nie od dziś ma z nimi na pieńku. Przecież walkę z tzw. kibolstwem ogłosił już kilkanaście lat temu. Wtedy - w maju 2011 roku - po awanturach na finale Pucharu Polski wojewodowie zamknęli prewencyjnie stadiony Lecha Poznań i Legii Warszawa. Premier ogłosił wielką ofensywę legislacyjną, która miała wyrzucić tzw. kiboli z polskich stadionów. PZPN przyklasnął rządowi i jeszcze zakazał uczestniczenia kibiców w wyjazdowych meczach ich drużyn.
Tusk do jednego worka wrzucił kiboli z kibicami
Tusk jak zwykle wiedział, co robi. Sondaże pokazywały, iż opinia społeczna jest po jego stronie. A iż przy okazji zraził do siebie ogromne rzesze kibiców, których wrzucił do jednego worka z zadymiarzami, to już skutek uboczny. Dla niego to był margines. Ważne, żeby przed wyborami pokazać srogą twarz, która spodoba się większości nieczułej na niuanse.



W ten sposób Tusk skutecznie skleił kibiców z prawicą, bo za fanami natychmiast ujął się PiS. Jeszcze w 2007 roku przed wyborami kibice Lecha skandowali w Poznaniu: "Kto nie skacze, ten za PiS-em" i "Donald Tusk", by cztery lata później robić koszulki z napisem: "Głosowałem na PO i teraz się wstydzę". Wtedy to Tuskowi pasowało politycznie. A teraz zbiera tego owoce. Zwłaszcza iż za polityczną deklaracją walki z tzw. kibolami nie poszły czyny. Chodziło tylko o grę pod publiczkę, a nie rzeczywiste efekty. PO wygrała wybory i Tusk już nic nie musiał robić dalej. Hasło "Cóż szkodzi obiecać" funkcjonowało już wtedy.
A już kompromitacją prokuratury i całego aparatu ścigania okazały się dwie głośne sprawy kibiców Legii. Maciej Dobrowolski przesiedział w areszcie tymczasowym 40 miesięcy w latach 2012-15. W końcu wyszedł na wolność i Europejski Trybunał Praw Człowieka przyznał mu odszkodowanie w wysokości 7,5 tys. złotych. Jego proces rozpoczął się od nowa w 2023 roku. Z kolei Piotr Staruchowicz siedział osiem miesięcy, aż w 2016 roku sąd uniewinnił go od zarzutów. To właśnie "Staruch" miał rozpropagować Polsce hasło: "Donald, matole, twój rząd obalą kibole".
Nie ma wątpliwości, kto rządzi na trybunach w Polsce
Ubocznym efektem walki rządu z kibolami był obraz polskiego kibica, jaki zaczął funkcjonować na Zachodzie. BBC ostrzegało przed Euro 2012, iż fani z Wielkiej Brytanii mogą wrócić z Polski i Ukrainy w trumnach. Tymczasem Euro 2012 okazało się wielkim sukcesem. Nie tylko dla rządu, ale także dla polskich kibiców. Gośce z zagranicy zostali przyjęci z otwartością i życzliwością. Nie było burd na ulicach, a strefy kibica okazały się oazami bezpieczeństwa. Od tego momentu zaczęła się stopniowa rehabilitacja tzw. ruchów kibicowskich w Polsce.
I dziś już nie ma wątpliwości, kto rządzi na trybunach w Polsce. Tzw. wierchuszka kibiców pokazała to dobitnie przed wyborami prezydenckimi. Na bardzo wielu stadionach pokazywały się transparenty w jednym tonie: przeciwko kandydatowi KO, Rafałowi Trzaskowskiemu. I oczywiście ówczesny minister sportu Sławomir Nitras miał rację, gdy mówił w Radiu Zet, iż transparenty odzwierciedlają poglądy polityczne tylko części kibiców. Ale tu warto dodać, iż akurat tych, którzy mają na resztę największy wpływ. choćby kluby są wobec nich bezsilne.



Można powiedzieć więcej. Od tych, których kiedyś nazywaliśmy kibolami, zależy los klubów. Wystarczy, iż prezes im podpadnie, a trybuny opustoszeją w wyniku bojkotu. Piłkarze grają poniżej oczekiwań? Na treningu pojawiają się zatroskani fani o przerośniętych mięśniach i mobilizują drużynę. Ale są też przykłady pozytywne. Zaangażowani kibice potrafią przygotować piękną oprawę, którą się potem zachwyca cały świat. Oni potrafią gorąco dopingować swój ukochany zespół i przyciągnąć innych kibiców, którzy przychodzą na trybuny nie tylko, by oglądać piłkę, ale także, by poczuć "ciary na plecach", gdy tysiące gardeł skanduje jedno hasło.
"Kibole - rząd. Do przerwy 0:1". Druga połowa oddana walkowerem
Próba podzielenia kibiców na kiboli czy też pseudokibiców i resztę zupełnie się nie udała. Najlepszy dowód mieliśmy w Kownie. Ci sami ludzie, którzy wyzywali Tuska, gorąco dopingowali polską kadrę, a po meczu bawili się z Robertem Lewandowski i resztą kadrowiczów. O nich Piotr Zieliński powiedział: "Nie pamiętam, byśmy po meczu podeszli pod sektor i tak długo razem się bawili. Byli fantastyczni".


Takie słowa nie pozostały bez echa wśród zwolenników obecnej koalicji. Wystarczy wejść w reakcje pod postami chwalącymi polskich kibiców w Kownie, a przekonamy się, iż polscy piłkarze popierają "bydło" i "patologię".
Nie, polscy kibice nie pomylili meczu z wiecem. U nas od co najmniej 20 lat wszystko ma wymiar deklaracji politycznej, a społeczna polaryzacja dotyka coraz to nowych dziedzin życia. Chodzenie czy niechodzenie do kościoła; posiadanie czy nieposiadanie dzieci; jeżdżenie samochodem czy środkami komunikacji publicznej; słuchanie tej czy innej muzyki; choćby noszenie koszul z monogramem - wszystko można wykorzystać jako paliwo do politycznej nawalanki. Ci sami ludzie, którzy wzdychali z podziwu nad robiącym pompki premierem Kanady Justinem Trudeau, uważają, iż to obciach, iż Karol Nawrocki chodzi na siłownię. choćby reguły zdrowego rozsądku ulegają zawieszeniu.



W 2011 Piotr Pytlakowski zamieścił w "Polityce" artykuł pod wiele mówiącym tytułem: "Kibole - rząd. Do przerwy 0:1". Autor bardzo chwalił w nim zamiary ówczesnego rządu wobec tzw. pseudokibiców. Jednak na drugą połowę Tusk w ogóle nie wyszedł. "Kibole" odwrócili losy meczu.
Idź do oryginalnego materiału