Sensacyjne powołanie do reprezentacji Polski?! Urban musiał to docenić

21 godzin temu
Legia Warszawa pokonała Banika Ostrawa 2:1 i awansowała do kolejnej rundy kwalifikacji Ligi Europy. Spostrzeżeniami po tym meczu dzieli się Konrad Ferszter ze Sport.pl.
Po ostatnim gwizdku sędziego na stadionie Legii przy Łazienkowskiej było tak głośno, iż trudno było zewbrać myśli. W końcu, po ponad 180 minutach bardzo trudnej rywalizacji, drużyna Edwarda Iordanescu pokonała Banika Ostrawa i awansowała do III rundy kwalifikacji Ligi Europy.


REKLAMA


Zobacz wideo Urban nie wytrzymał! "Czy ja się nie przesłyszałem?!"


To awans zasłużony, bo Legia była w tym dwumeczu drużyną lepszą, ale też awans wyszarpany w ostatniej chwili. Warszawiacy zrobili bowiem, żeby maksymalnie utrudnić sobie zadanie. Najważniejsze, iż w dwumeczu 4:3 wygrała Legia i to ona zagra z AEK Larnaka w kolejnej rundzie.
Iordanescu nie będzie szczęśliwy
- Musimy być pragmatyczni. Możemy nie mieć 10 okazji strzeleckich, muszą nam wystarczyć trzy-cztery - mówił przed meczem Iordanescu. Trener Legii w środę apelował do swoich piłkarzy, by ci nie byli "naiwni", jak nazwał ich przed tygodniem po pierwszym meczu w Ostrawie.
I chociaż Legia była drużyną lepszą i zasłużenie awansowała do III rundy kwalifikacji Ligi Europy, to Rumun z pewnością znów będzie kręcił nosem na postawę swojego zespołu. Bo choć przewaga Legii nie ulegała żadnej wątpliwości, to warszawiacy zrobili wiele, by maksymalnie utrudnić sobie zadanie.
Przede wszystkim przez nieskuteczność. W Ostrawie doskonałą okazję zmarnował Kacper Chodyna. W Warszawie Jean-Pierre Nsame dwa razy pokonał Dominika Holca, ale dwukrotnie był na spalonym. Doskonałą okazję zmarnował też m.in. Rafał Augustyniak.
Iordanescu apelował o wyrachowanie i skuteczność, a tymczasem Legia myliła się na potęgę. I zamiast pewnie prowadzić, długo przegrywała 0:1 po jednym błędzie w obronie. Błędzie, który na bramkę zamienił Erik Prekop.
Stracona bramka nie wybiła Legii z uderzenia. Piłkarze Iordanescu atakowali, tworzyli kolejne okazje i w końcu dzięki Nsame wyrównali. A kiedy warszawiacy zdobyli bramkę na 2:1, wydawało się, iż w końcu - po ponad 160 minutach rywalizacji - złamali Banika.


Ale nie, to byłoby za proste. Pod koniec podstawowego czasu gry nieodpowiedzialnie we własnym polu karnym zachował się Paweł Wszołek, który podarował rywalom rzut karny. Rzut karny, który na szczęście został przez Czechów zmarnowany.
Kiedy David Buchta trafił w słupek na stadionie przy Łazienkowskiej, zrobiło się głośno, jak dawno nie było. Wszołek, który przed chwilą był załamany, najpierw się przeżegnał, a chwilę później utonął w ramionach asystenta Iordanescu. Legia awansowała, ale zrobiła wiele, żeby utrudnić sobie to zadanie.
Legia pokazała charakter
Mimo wszystko legionistom należą się wielkie brawa za charakter, jaki pokazali w trakcie tego dwumeczu. Legia przegrywała w nim trzykrotnie: dwa razy w Ostrawie i raz w Warszawie. Łącznie legioniści przegrywali w tym dwumeczu przez ponad 160 minut.
Za każdym razem piłkarze Iordanescu wracali jednak do gry. W Czechach uratowali remis 2:2, mimo iż przegrywali przez zdecydowaną większość spotkania. Podobnie było w Warszawie. Chociaż czas naglił, legioniści zachowali zimną krew i nie zrezygnowali z ustalonego planu.
Cierpliwość i konsekwencja zaprowadziły Legię do III rundy kwalifikacji Ligi Europy. Oznacza to, iż piłkarze Iordanescu muszą przejść jeszcze tylko jednego rywala i jesienią na pewno zagrają w fazie ligowej europejskich pucharów.
To szczególnie ważne nie tylko dla klubowego budżetu, ale też dla Iordanescu i tego, jak będzie chciał budować drużynę. Rumun prowadził Legię już w sześciu meczach i na razie nie przegrał ani jednego. Tak dobrego startu nie miał żaden trener przy Łazienkowskiej od czasów Deana Klafuricia. Chociaż Chorwat skończył w Legii źle, to Iordanescu może mieć nadzieję, iż jego historia w Legii będzie zupełnie inna.


Ziółkowski zaimponował
35 - tyle dni zostało do debiutu Jana Urbana w roli selekcjonera reprezentacji Polski. 4 września Polacy zagrają na wyjeździe z Holandią, a trzy dni później podejmą w Chorzowie Finlandię w prawdopodobnie najważniejszych meczach kwalifikacji mistrzostw świata.
Nic dziwnego, iż Urban i jego asystenci jeżdżą po Polsce i wypatrują zawodników, którzy mogliby wzmocnić drużynę narodową. W czwartek Urban oraz Jacek Magiera przyjechali na Legię, którą obaj trenowali i z którą zdobywali mistrzostwo Polski. Magiera był choćby i asystentem Urbana, i pierwszym szkoleniowcem Legii.
Przed meczem szkoleniowcy spędzili czas z byłym już dyrektorem sportowym klubu Jackiem Zielińskim. Urban i Magiera przez kilka minut rozmawiali też z pracującym w Legii od kilku miesięcy Fredim Bobiciem. W przerwie zaś obaj rozdawali autografy i fotografowali się z kibicami, których nie brakowało na loży, w której zasiedli.
Pod koniec przerwy do Magiery i Urbana podszedł jeszcze jeden, niespodziewany gość. Tym razem był to znany w Polsce francuski kucharz i osobowość telewizyjna Michel Moran. Panowie przez kilka minut wymieniali się uwagami, a - mimo niekorzystnego dla Legii wyniku - uśmiech nie schodził z ich ust.
Kogo mogli obserwować trenerzy pod kątem reprezentacji Polski? Największe szanse na powołanie z Legii mieliby Jan Ziółkowski i Wszołek. Kacper Tobiasz - choć jest kapitanem reprezentacji U-21 - nie ma szans na wygranie rywalizacji z powoływanymi do tej pory bramkarzami. Rafał Augustyniak i Bartosz Kapustka to - przynajmniej w tej chwili - nie są zawodnicy, którzy mogliby pomóc kadrze.


Ostatecznie jeżeli ktoś mógł wpaść w oko Urbana i Magiery to zdecydowanie Ziółkowski. 20-latek mimo trudnego początku rozkręcał się z minuty na minutę i zwłaszcza po przerwie imponował w pojedynkach. Ziółkowski był zdecydowany, pewny siebie i nie bał się wprowadzać piłki na połowę Banika. Szanse 20-latka na powołanie mogą być tym większe, iż na pozycji środkowego obrońcy reprezentacja Polski nie ma wielkiego wyboru. Występ Ziółkowskiego docenili też kibice Legii, którzy krótko po meczu skandowali nazwisko 20-letniego zawodnika.
Atmosfera poniosła Legię
Tylko jeden mecz przy Łazienkowskiej trwał protest kibiców Legii Warszawa, który kilkanaście dni temu zawiesili doping, domagając się transferów do drużyny. Po tym, jak Legię wzmocnili Mileta Rajović i Arkadiusz Reca, fani zapowiedzieli rychły powrót na trybuny.
W czwartek - w przeciwieństwie do meczu z FK Aktobe - na Łazienkowskiej było tłoczno i głośno. Atmosfera na stadionie Legii była doskonała, mimo iż na meczu z Banikiem zamknięta była jeszcze "Żyleta", na której na co dzień zasiadają warszawscy ultrasi.
Ale tak samo jak w przeszłości, tak i tym razem nie było to dla nich problemem. Tym razem najbardziej zagorzali kibice zasiedli na trybunie zachodniej, zaraz obok zamkniętej "Żylety". Na trybunie im. Kazimierza Deyny pojawił się choćby tymczasowy podest, na którym mógł stać prowadzący doping.
Atmosfera na stadionie była bardzo gorąca również dzięki kibicom Banika Ostrawa. Sektor gości zapełnił się w całości, co oznaczało, iż przy Łazienkowskiej pojawiło się blisko dwa tys. kibiców czeskiej drużyny. Większość kibiców z Ostrawy - tak samo jak drużyna - przyjechała do Warszawy pociągiem. Ale nie wszyscy przybyli z Czech.


W sektorze gości nie zabrakło zaprzyjaźnionych z kibicami Banika fanów GKS Katowice. Ci - tak samo jak przed tygodniem w Ostrawie - razem z Czechami wspierali drużynę z Ostrawy. I tak samo jak przed tygodniem nie brakowało ani opraw, ani obraźliwych przyśpiewek. Ale mimo iż Banik trzykrotnie prowadził w tym dwumeczu, po spotkaniu stadion z uśmiechami na ustach opuszczali jedynie fani Legii. A za tydzień już kolejny rywal na drodze do Ligi Europy. Tym razem AEK Larnaka. Pierwsze spotkanie na Cyprze, rewanż tydzień później w Warszawie.
Idź do oryginalnego materiału