Sensacja! Tak Wrocław żegna się z Ekstraklasą

5 godzin temu
Niespodzianka we Wrocławiu! Jagiellonia Białystok nie dała rady pokonać na wyjeździe pewnego już degradacji Śląska i zremisowała z nim 1:1. Białostoczanie mieli spore problemy ze skutecznością, ale nie po raz pierwszy remedium na kłopoty okazał się Jesus Imaz. Mieli też szczęście, bo gospodarze w ostatniej akcji meczu zmarnowali kapitalną szansę. Wrocławianie natomiast musieli zmagać się z wściekłością własnych fanów, którzy jeszcze przed meczem srogo ich wygwizdali.
Niespełna rok temu Jagiellonia Białystok zdobyła mistrzostwo Polski, wyprzedzając Śląsk Wrocław dzięki lepszym meczom bezpośrednim. Minęły niemal 365 dni i choć przez cały czas jest to mecz mistrza oraz wicemistrza Polski, nastroje na Podlasiu i w stolicy Dolnego Śląska nie mogą się bardziej różnić. Jagiellonia przez cały czas walczy o ligowe podium. Wygrana ze Śląskiem dawałaby im co najmniej pole position przed ostatnim meczem u siebie z zagrażającą im Pogonią Szczecin. A jeżeli szczecinianie nie wygraliby w sobotę z Lechią Gdańsk, to choćby już bezpośrednio brązowe medale.


REKLAMA


Zobacz wideo Jakub Kosecki wspomina mecze Legii z Polonią Warszawa. "Zakończyłem mu wtedy karierę"


Zamiast święta czerń i gwizdy. Kibice Śląska dali piłkarzom znać, co o nich sądzą
Dla Śląska ten mecz to stypa. Stypa na pożegnanie Wrocławia z Ekstraklasą. WKS jako pierwszy zespół od 1977 roku (GKS Tychy) spadł z Ekstraklasy jako wciąż obecny wicemistrz kraju. Szereg fatalnych decyzji organizacyjnych, transferowych i przede wszystkim koszmarna sportowo jesień (tylko 9 pkt) doprowadziły do katastrofy. Wspomnianą stypę widać było na trybunach. Najzagorzalsi fani Śląska ubrani solidarnie na czarno, a do tego baner z napisem na czarnym tle "nic nie może przecież wiecznie trwać". Za to przed meczem przy wyczytywaniu składu Śląska, zamiast tradycyjnych owacji pojawiły się potężne gwizdy. Przy klubowym hymnie tak samo. Mówiąc krótko, atmosfera odpowiadająca sytuacji w tabeli.


Strzelali we wszystko, ale na bramkę najrzadziej
Mogliśmy jedynie liczyć na to, iż na boisku będzie mniej depresyjnie. Od pierwszych minut to Jagiellonia chciała o to zadbać. Niespełna dziesięć minut zajęło jej wypracowanie dwóch świetnych okazji, ale zmarnowali je kolejno Imaz (nad bramką z 5. metra) i Pululu (z ok. 11. metra prosto w bramkarza). Śląsk też odpowiedział srogim pudłem Jehora Matsenki głową z kilku metrów. Z kreacją było zatem całkiem nieźle, ale celowniki po obu stronach potrzebowały kalibracji. Piłkarze dostali na to choćby chwilę przerwy z uwagi na zadymienie po racach.


Po wznowieniu gry problem z niecelnymi strzałami prawie zniknął. Niestety to dlatego, iż strzałów nie było za wiele. Najlepszą okazję miał Mateusz Skrzypczak w 41. minucie, gdy dopadł do piłki po rzucie rożnym. Jednak wtedy problem z celnością znów się odezwał. Tym samym do przerwy (tej planowanej) nie ujrzeliśmy ani jednego gola.
Śląsk ruszył jak wicemistrz i zaskoczył mistrza. Ale od czego jest Imaz?
Z kolei druga połowa zaczęła się od... słupka. Już w 47. minucie po akcji skrzydłem trafił w niego Mateusz Żukowski. Śląsk wyszedł po przerwie, jakby to oni walczyli o podium i puchary, a co więcej, zebrał tego owoce. W 54. minucie prawym skrzydłem popędził Jehor Matsenko, wpadł w pole karne i precyzyjnie wykończył własną akcję, dając Śląskowi niespodziewane, acz zasłużone prowadzenie.


Jagiellonia potrzebowała pobudki, ale na swoje szczęście w takich sytuacjach ma jeden z najskuteczniejszych "budzików" w Ekstraklasie. Mowa o Jesusie Imazie. Hiszpan w 66. minucie dostał znakomite podanie w polu karnym od Jarosława Kubickiego i z zimną krwią posłał piłkę obok Rafała Leszczyńskiego.


Śląsk zmarnował meczbola. Punkt na pożegnanie Ekstraklasy z Wrocławiem
Jagiellonia ruszyła do ataku i przejęła inicjatywę. Jednak faza finalizowania akcji nie była w tym meczu ich specjalnością. Próbował Pululu, szarpali Churlinov z Hansenem. Efektów jednak to nie przyniosło. Śląsk miał w ostatniej akcji piłkę meczową, ale pojedynek sam na sam z bramkarzem przegrał Sylvester Jasper. W rezultacie ostatni ekstraklasowy mecz we Wrocławiu przed ponad roczną przerwą zakończył się remisem 1:1.
Remis z zespołem już zdegradowanym chluby Jagiellonii nie przynosi, ale większej krzywdy też nie robi. Do zajęcia trzeciego miejsca w tabeli na koniec sezonu wystarczyć im będzie remis z Pogonią Szczecin w ostatniej kolejce. Choć z uwagi na ten wynik "Portowcom" do zachowania szans na podium wystarczy jutro remis z Lechią Gdańsk (w Białymstoku i tak będą musieli wygrać). Śląsk? Nasłuchał się dzisiaj od własnych kibiców za wsze czasy. Szczególnie Peter Pokorny, którego fani oskarżyli o symulowanie kontuzji i nazwali słowami nienadającymi się do cytowania. Niemniej przynajmniej nie pożegnali Ekstraklasy na swoim stadionie porażką.
Śląsk Wrocław - Jagiellonia Białystok 1:1 (Matsenko 54' - Imaz 66')


Śląsk: Leszczyński - Matsenko (65. Guercio), Szota, Paluszek (83. Petkow), Llinares - Baluta, Pozo, Ince (72. Ortiz) - Żukowski (72. Jasper), Al Hamlawi (83. Udahl), Samiec-Talar
Trener: Ante Simundza
Jagiellonia: Abramowicz - Stojinović, Skrzypczak, Ebosse (79. Polak), Moutinho - Kubicki, Flach, Imaz - Villar (46. Churlinov), Pululu, Pietuszewski (54. Hansen)
Trener: Adrian Siemieniec
Sędzia: Karol Arys (Szczecin)
Żółte kartki: Ortiz (Śląsk) Moutinho (Jagiellonia)
Idź do oryginalnego materiału