Sensacja i deklasacja w meczu Polek z outsiderem! Tego się nie spodziewały

10 godzin temu
Mecz polskich siatkarek z 34. drużyną świata z Korei Południowej ułożył się dość niespodziewanie. Rywalki zaskoczyły kadrę Stefano Lavariniego i ugrały z nią seta na start spotkania, ale później nie miały już tak wiele do powiedzenia. Zwycięstwo 3:1 (18:25, 25:19, 25:14, 28:26) to już ósma wygrana Polek w dziewięciu meczach tegorocznej Ligi Narodów.
Wydawało się, iż to powinien być spacerek. Od Polek - wiceliderek tabeli Ligi Narodów przed turniejem w Chibie - można było oczekiwać wysokiego, pewnego zwycięstwa przeciwko outsiderowi, jakim jest zespół z Korei Południowej. I dobrze, iż chociaż zawodniczki Stefano Lavariniego na początku meczu zostały zaskoczone, to w bardzo dobrym stylu się pozbierały i pomimo przegranego pierwszego seta, nie straciły w tym spotkaniu punktów.


REKLAMA


Zobacz wideo Zbudował skocznię w ogrodzie, teraz organizuje tam konkursy. Jak wyglądają skoki amatorów?


Polki dały się zaskoczyć. Sensacja w pierwszym secie
Trener Lavarini postawił na dość mocne zestawienie Polek: z Magdaleną Stysiak w ataku, Katarzyną Wenerską na rozegraniu, Julitą Piasecką i Martyną Łukasik w przyjęciu, Weroniką Centką-Tietianiec i Magdaleną Jurczyk na środku, a także Aleksandrą Szczygłowską w roli libero. To jednak rywalki, a nie Polki zaczęły to spotkanie lepiej. Od początku prezentowały dość prosty styl gry. Typowy dla azjatyckich zespołów - silne ataki ze skrzydeł, sporo gry w obronie, "męczenia się" na boisku, a przy dobrym przyjęciu gra przez środkowe, które do znudzenia ugrywają punkty. Polki chwilami nic nie potrafiły z tym zrobić. Nie prowadziły w trakcie tej partii ani razu, a ostatni raz łapały kontakt z przeciwniczkami przy stanie 8:8.
Potem Koreanki odjechały najpierw na trzy (8:11), potem cztery (11:15) i pięć punktów (16:21). Nie pomagały czasy Stefano Lavariniego i jego sfrustrowane spojrzenia zza linii bocznej. Polki nie wykorzystywały też swoich szans na dogonienie rywalek, były nieskuteczne. A zespół z Korei tylko powiększył przewagę, która ostatecznie zatrzymała się na siedmiu punktach - 18:25.


Koreanki do tej pory ugrały osiem setów w tym sezonie Ligi Narodów - raz wygrały mecz z Kanadyjkami po tie-breaku, dwa razy przegrywały w pięciu setach z Dominikankami i Czeszkami, dokładając także jedną zwycięską partię przeciwko Belgijkom. Przed spotkaniem były przedostatnie w tabeli Ligi Narodów, a ich szanse na zwycięstwo w całym spotkaniu, choćby gdy w pierwszym secie miały wyraźnie korzystny wynik, przez cały czas były na poziomie poniżej 10 procent. Dlatego ten przegrany set to tak niespodziewany, wręcz sensacyjny to rezultat. I szkoda, iż Polki dość łatwo dały się zaskoczyć. Ewidentnie dłużej wchodziły w mecz, żal, iż jakość po ich stronie pojawiła się za późno.
Były trzy zera, ale Polki odmieniły swoją grę
Nie można było się dziwić temu wynikowi. Głównie dlatego, iż po stronie Polek przy 64-procentowym pozytywnym przyjęciu - lepszym niż u rywalek - skończyły tylko 9 z 33 piłek w ataku. A przy nazwiskach naszych zawodniczek były trzy zera: środkowe Jurczyk i Centka, a także Stysiak w ataku nie zdobyły żadnego punktu. Na jakimkolwiek przyzwoitym poziomie prezentowały się tylko Łukasik i Smarzek, która w dobrym stylu - czterema punktami w ataku i jednym w bloku - zastąpiła Stysiak. Do tego Polki oddały rywalkom aż pięć punktów błędami w polu serwisowym. Z tego trudno było wyciągnąć coś pozytywnego.


Po zmianie stron w ataku dalej grała Malwina Smarzek, a na środku pojawiła się Aleksandra Gryka. W przyjęciu pozostała Martyna Łukasik. I to były trzy najjaśniejsze punkty polskiego zespołu, które pozwoliły mu odmienić grę i wrócić na dobre tory w tym spotkaniu. Początek wciąż był niemrawy, a Polki pierwszy raz wyszły na prowadzenie dopiero przy stanie 5:4, ale gdy już to zrobiły, to chwilę później były w stanie zbudować sobie sporą przewagę. Zrobiło się 10:5, a Polki wyglądały o wiele pewniej niż kilkanaście minut wcześniej.
Nakręcały się skutecznymi atakami i blokami, nie dawały Koreankom dojść do siebie na bliżej niż dwa punkty. Na koniec partii Lavarini wrócił choćby do ustawienia z Magdaleną Stysiak i dołożył Alicję Grabkę na rozegraniu. A Stysiak wreszcie zaczęła punktować. Pojawiało się jeszcze trochę niedokładności w grze, ale i spore problemy rywalek, żeby nadążać za Polkami. Wszystko zakończył trzeci punktowy atak Stysiak, a Polki wygrały do 19.
Deklasacja, a potem szarpanina. Lavarini chwilami rozkładał ręce, ale na koniec mógł się uśmiechnąć
Na trzecią partię na boisko wróciły Smarzek i Wenerska. Wydawało się, iż Lavarini może dokonać jednej zmiany na przyjęciu i zmienić słabiej grającą Julitę Piasecką, ale postanowił dalej dać jej sięsprawdzić na boisku. A ona odwdzięczała się przede wszystkim niezłą grą w obronie i ryzykiem podejmowanym na zagrywce, gdzie do pewnego momentu punktowała jako jedyna Polka. Gorzej było, gdy Koreanki wybierały sobie ją za cel, czy gdy nie wykorzystywała piłek dostawanych na skrzydle, ale może lepiej, iż trener gwałtownie nie stracił do niej zaufania. Na środku Polki też nie potrzebowały już zmian - zwłaszcza dzięki Aleksandrze Gryce, która pobudziła też polski blok.
Ale grę Polek w dużej mierze ciągnęły na swoich barkach skrzydłowe - Smarzek i Łukasik były po prostu w gazie. Koreankom udawało się utrzymywać rytm gry naszych siatkarek tylko do stanu 3:3. Potem przez krótką chwilę przegrywały jeszcze dwoma punktami (6:4), to był najniższy wymiar kary. Później po ich stronie było tylko gorzej, a Polki zaczęły grać koncert. Zwłaszcza przy ośmiopunktowej serii, która dała im wynik 17:6. Wtedy na skrzydle punktowała - i to trzy razy z rzędu - choćby Piasecka. A Koreanki tylko stały i patrzyły, co się dzieje. Chwilami choćby zupełnie się gubiły, popełniały proste błędy. A Polki z zimną krwią z nich korzystały. Wynik 25:14 dobrze oddaje różnicę pomiędzy obydwoma zespołami na tym etapie spotkania.


Niestety, dyspozycja Polek nie była już tak dobra i równa do końca spotkania. Po deklasacji z trzeciej partii już kilka minut później na boisku wręcz nie było śladu. Zastąpiły je błędy i gra na równi z Koreankami, które chwilami łapały choćby nieco kontroli nad przebiegiem czwartego seta. Stefano Lavarini chwilami rozkładał ręce, patrząc na to, co robią Polki, a przez większość akcji miał zmartwioną minę. Próbował reagować - gdy nie szło w ataku, znów wprowadził na boisko Magdalenę Stysiak, do tego poprosił o czas i rozmawiał z zawodniczkami, gdy te nie mogły się przebudzić i Koreanki miały trzy punkty przewagi (14:17). I to przyniosło natychmiastowy skutek w postaci wyrównania już trzy akcje później. Zresztą w efektownym stylu, ładnym blokiem. Polki szarpały się z Koreankami, żeby nie stracić z nimi punktów i nie dać im szansy na sprawienie sensacji w tie-breaku.
Na szczęście na koniec Lavarini i wszyscy po polskiej stronie mogli się uśmiechnąć. Choć do końca seta Polki musiały grać z Koreankami niemal punkt za punkt, a po niektórych błędach przewracały oczami, to lepiej zagrały te ostatnie najważniejsze piłki. Koreanki prowadziły 24:23, miały piłkę setową, ale jej nie wykorzystały. Chwilę później przy stanie 24:24 nie mogły uwierzyć, iż wyrzuciły w aut atak z lewego skrzydła bez dotknięcia polskiego bloku, ale obroniły pierwszego meczbola Polek. Przy swojej drugiej szansie na skończenie seta tak się pogubiły, iż choćby nie przebiły piłki na drugą stronę. Po chwili wyrzuciły piłkę w aut w kolejnej akcji i Polki znów dostały od nich szansę na skończenie meczu. I ją wykorzystały - seta wynikiem 28:26 zakończył blok Julity Piaseckiej, a Polki wygrały cały mecz 3:1.
Może i było nerwowo, a gra nie zawsze układała się idealnie, ale liczy się, iż choćby w takich okolicznościach to polska drużyna nie dała się złamać i się uratowała.


W turnieju w Japonii Polki czekają jeszcze mecze z Brazylijkami, Japonkami i Bułgarkami. Ten najbliższy - przeciwko Brazylijkom - zaplanowano na piątek. Rozpocznie się o godzinie 12:20 polskiego czasu. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.
Idź do oryginalnego materiału