Sceny po meczu Legii. Kibice powiedzieli wprost, co sądzą po blamażu

2 godzin temu
Do 72. minuty meczu w Celje piłkarzy Legii Warszawa można było wyłącznie chwalić. Co więcej, drużyna Inakiego Astiza rozgrywała być może najlepsze spotkanie w tym sezonie. W jednym momencie legioniści kompletnie się jednak rozsypali i stracili kontrolę nad meczem, który ostatecznie przegrali 1:2. O ile w poprzednich meczach piłkarzom Legii brakowało jakości, o tyle teraz wyraźnie zabrakło im charakteru.
"Legia grać, k***a mać", "Co wy robicie, wy naszą Legię hańbicie" - skandowali kibice Legii w stronę piłkarzy warszawskiej drużyny, którzy podeszli pod sektor gości chwilę po zakończeniu meczu z NK Celje. Meczu, który warszawiacy w niewytłumaczalny sposób przegrali 1:2, mimo iż dominowali przez zdecydowanie większą część gry.

REKLAMA







Zobacz wideo Kosecki wskazał nowego trenera Legii. To byłaby sensacja! "Twarda ręka"



Na okrzykach się jednak nie skończyło. Kibice zawrócili bowiem schodzących do szatni piłkarzy i zawołali ich kilka metrów bliżej pod płot oddzielający sektor gości od boiska. Przez ponad minutę z kibicami dyskutowali Rafał Augustyniak i Artur Jędrzejczyk. Gdy niemal cała drużyna znów była w drodze do szatni, z fanami wciąż dyskutowali Jędrzejczyk oraz Radovan Pankov i Juergen Elitim.
Frustracja była ogromna. U kibiców, którzy nie mogą się doczekać Legii na miarę własnych marzeń i oczekiwań. Ale też u piłkarzy, którzy nie wygrali czwartego meczu z rzędu, choć w Celje bezapelacyjnie powinni to zrobić.
Katastrofa Legii w Celje
Była 72. minuta meczu, kiedy prostopadłym podaniem na prawe skrzydło popisał się Mario Kvesić, a chwilę później bramkę na 1:1 dla NK Celje zdobył Nikita Iosifow. Gospodarze wykorzystali moment gapiostwa legionistów, złe ustawienie w obronie Rubena Vinagre'a i strzelili gola, na którego w ogóle się nie zanosiło.
Do tego momentu warszawiacy mieli pełną kontrolę nad meczem i mogli prowadzić dużo wyżej niż tylko jedną bramką. Gol Iosifowa zmienił jednak wszystko, a legioniści kompletnie się rozsypali. Mimo iż drużyna Astiza powinna pewnie prowadzić i ze spokojem czekać na koniec spotkania, w jednym momencie spanikowała i ostatecznie przegrała 1:2.



Przegrała, bo pięć minut po bramce Iosifowa kapitalnym uderzeniem z dystansu popisał się Zan Karnicnik. To była katastrofa Legii. Po bramce na 1:1 Legia zmieniła się nie do poznania. Piłkarze Astiza cofnęli się, oddali pole przeciwnikom, którzy przy sporej dozie szczęścia w pełni to wykorzystali.
W doliczonym czasie legioniści mogli stracić jeszcze jedną bramkę, ale najpierw fatalnie uderzył Franko Kovacević, a chwilę później gospodarze zepsuli kontratak, w którym mieli liczebną przewagę trzech na jednego. Bramkę na 2:2 mogła też zdobyć Legia, ale doskonałej okazji nie wykorzystał Paweł Wszołek. I właśnie przez tę nieskuteczność warszawiacy nie wywieźli ze Słowenii choćby punktu.
Obiecujące zmiany Astiza
A trudno się z tym pogodzić, bo do momentu bramki na 1:1 Legia była dużo lepsza. Po niedzielnym meczu w Łodzi kibice Legii mieli sporo pretensji do Astiz o podstawowy skład. "Zamiast spróbować czegoś nowego, zdecydował się na tych, którzy rozczarowywali" - pisali fani w mediach społecznościowych. I trudno było nie przyznać im racji. W debiucie Astiza w roli pierwszego trenera Legii przeciwko Widzewowi (1:1) od pierwszej minuty zagrali m.in. mocno irytujący i rozczarowujący w tym sezonie Kacper Chodyna czy Mileta Rajović. Trudne do usprawiedliwienia było też ustawienie na skrzydle, a nie w środku pola Kacpra Urbańskiego.
- Będzie kilka zmian. Ze sztabem doszliśmy do wniosku, iż brakowało nam stabilizacji, więc na pewno nie będzie ich jedenaście - mówił Astiz w środę na konferencji prasowej. Hiszpan doszedł do podobnych wniosków co kibice, bo na mecz z NK Celje dokonał oczekiwanych zmian. Urbański został przesunięty do środka pola, a tym razem ofensywną trójkę stworzyli Ermal Krasniqi, który strzelił gola na 1:1 w Łodzi oraz Antonio Colak i Petar Stojanović.



I były to zmiany bardzo dobre. Zmiany, które ożywiły grę Legii i uwolniły jej potencjał ofensywny. I nie tylko dlatego, iż akcję bramkową na 1:0 przeprowadził Krasniqi, a wykończył Urbański. Mecz w Celje był jednym z najlepszych występów legionistów w tym sezonie, a ich gra imponowała przede wszystkim dzięki wymienionym zawodnikom.
Stojanović dobrze radził sobie w obronie, a w ataku regularnie wymieniał się na lewej stronie z Rubenem Vinagre'em, wprowadzając zamieszanie do linii defensywnej NK Celje. Krasniqi co chwilę imponował udanymi dryblingami, Urbański, będąc w centrum rywalizacji, szukał gry i szans do kreowania okazji bramkowych, a Colak - choć zmarnował dwie dobre okazje do strzelenia gola - mocno wspierał rozegranie. 32-latek często schodził do środka boiska, gdzie pomagał środkowym pomocnikom w transportowaniu piłki pod pole karne gospodarzy. Na jego zachowaniu korzystali skrzydłowi, którzy często wchodzili w pole karne.
Udany mecz Krasniqiego
Urbańskiego i Colaka można chwalić, ale to Krasniqiemu należy się oddzielne słowo. 27-letni reprezentant Kosowa w ostatnich dwóch meczach w końcu zaprezentował, dlaczego w ogóle Legia zadecydowała się wypożyczyć go ze Sparty Praga.
Krasniqi trafił do Legii latem po tym, jak z klubu odszedł Ryoya Morishita. Skrzydłowy trafił do Warszawy na życzenie Edwarda Iordanescu, który znał zawodnika z jego występów w lidze rumuńskiej. Pierwsze miesiące 27-latka w Legii nie były jednak udane: za kadencji Iordanescu Krasniqi rozegrał dziewięć meczów, w których ani nie strzelił gola, ani nie miał asysty.



Kosowianin irytował nie tylko brakiem liczb, ale też nieporadnością na boisku. Krasniqi nie tylko nie kreował kolegom szans, ale też przegrywał wiele pojedynków, czym mocno frustrował kibiców Legii. Wydawało się, iż ci za chwilę odwrócą się od zawodnika tak, jak zrobili to fani Sparty Praga, którzy latem w mediach społecznościowych świętowali jego odejście.
Ale wraz z odejściem Iordanescu niespodziewanie obudził się też Krasniqi. Piłkarz, którego Rumun chciał przy Łazienkowskiej, rozwinął skrzydła zaraz po jego odejściu z klubu. Przeciwko Widzewowi Krasniqi dostał od Astiza niespełna pół godziny na boisku i nie tylko ożywił grę, ale przede wszystkim zdobył bramkę na wagę jednego punktu.
W czwartek Kosowianin wyszedł w podstawowym składzie i był jednym z najlepszym - o ile nie najlepszym - zawodnikiem Legii. Krasniqi wypracował bramkę, a mógł mieć więcej asyst, gdyby lepszą skutecznością wykazał się Colak. Poza tym Kosowianin imponował dryblingami i zwycięskimi pojedynkami, czego wcześniej bardzo mu brakowało.
Nie można napisać, iż od dzisiaj dobra forma Krasniqiego będzie codziennością. W końcu jednak 27-latek pokazał swój potencjał i dał nadzieję, iż okaże się sporym wzmocnieniem lichej w tym sezonie ofensywy Legii.



Wzorowi kibice
W czwartek wieczorem drużynę Astiza wspierało około tysiąca fanów z Warszawy, którzy w Słowenii zaprezentowali się naprawdę godnie. Pierwszych Polaków w Celje można było spotkać już w środę wieczorem. Na miejscu była ich jednak garstka. Z uwagi na niewielką liczbę atrakcji w niewielkim mieście fani Legii w większości zjeżdżali się do Celje w dniu meczu z różnych stron. Byli tacy, którzy do Słowenii przyjechali dzień wcześniej, ale nocowali w oddalonym o niespełna 60 km Mariborze, czy choćby sąsiadujących z tym krajem Chorwacji i Włoszech. Byli oczywiście też tacy, którzy do Celje dotarli wprost z Warszawy po bezpośredniej podróży autokarami.
Fani Legii pojawiali się w Celje od południa. Kibice spacerowali po niewielkim rynku, część z nich wybrała się też na zwiedzanie największej lokalnej atrakcji: XIV-wiecznego Zamku Cylejskiego. Co najważniejsze: w każdym z miejsc kibice Legii zachowywali się wzorowo.
Mimo iż w Celje postawiono na nogi policję i lokalne służby porządkowe, to w mieście było wyjątkowo spokojnie. O 16:30 kibice Legii spotkali się na położonym nieopodal stadionu parkingu, skąd wspólnie przemaszerowali na mecz. W jego trakcie legioniści też zachowywali się tak, iż trudno cokolwiek im zarzucić.












Fani z Warszawy przez cały mecz głośno dopingowali piłkarzy. Drobnym przewinieniem w kontekście przepisów UEFA było odpalenie pirotechniki w trakcie pierwszej połowy, jednak - co najważniejsze - żadna z rac nie poleciała na boisko. Pozytywów w Słowenii było sporo, ale na końcu trzeba zapytać: i co z tego? Ostatnie 20 minut w Celje było katastrofą Legii, która nie wygrała czwartego meczu z rzędu.
Idź do oryginalnego materiału