W Dubaju doszło do wyjątkowego spotkania tenisowego: Aryna Sabalenka wyszła na kort zmierzyć się z Nickiem Kyrgiosem. Białorusinka zapowiadała, iż postawi się Australijczykowi i faktycznie widać było, iż dała z siebie wiele - tym bardziej, gdy będziemy pamiętać o pokazowym charakterze rywalizacji.
REKLAMA
Zobacz wideo Kamil Majchrzak o minionym sezonie. "Mam nadzieję, iż jeszcze sporo przede mną"
Kyrgios nie musiał grać na maksa
Skończyło się 6:3, 6:3 dla Kyrgiosa, który ostatni mecz rozegrał w marcu, od dłuższego czasu nie prowadzi poważnej kariery. Australijczyk sprawiał wrażenie skoncentrowanego, ale w wielu momentach zwalniał rękę, nie uderzał najmocniej. Najlepiej było to widać przy podaniu, gdy rzadko serwował z całej siły, a najczęściej stosował wolniejszego kicka, czyli serwis z rotacją awansującą.
Czytaj także: Lewandowski wrzucił zdjęcie z siłowni
Sabalenka miała mieć łatwiej, bo organizatorzy wprowadzili wyjątkowe zasady. Część kortu po jej stronie była o 9 proc. mniejsza, a dodatkowo oboje mogli wykorzystać tylko pierwszy serwis, co miało ograniczyć liczbę potężnych, ale i ryzykownych podań Kyrgiosa. Już sam fakt, iż tenisiści nie rywalizowali na równych warunkach, był nieco uwłaczający dla aktualnej numer jeden.
Były tenisistka Alize Cornet, kapitan reprezentacji Francji w Pucharze Billie Jean King, patrzy na to podobnie w rozmowie z RMC Sport. - Nowe zasady, zwłaszcza skrócenie kortu dla Sabalenki, to była absolutna głupota. Nie buduje to dobrego wizerunku tenisa kobiet. Zmniejszenie rozmiaru kortu to umniejszanie możliwości Sabalenki, która z łatwością mogłaby dotrzymać kroku Kyrgiosowi z głębi pola, tym bardziej iż jest on prawie na emeryturze, nie trenuje i ma problem z kolanem.
W obrazie telewizyjnym także nie wyglądało to dobrze, na co zwracali uwagę kibice i dziennikarze. - Ok, ten kort wygląda w telewizji okropnie - napisał znany portugalski dziennikarz tenisowy Jose Morgado, zwracając uwagę na różnie rozłożone linie. Jeszcze większy problem zapanował na początku drugiego seta, gdy z winy nadawcy lokalnego telewizje transmitujące mecz w różnych krajach miały problem z obrazem. Znikał albo był zaburzony.
Nie można powiedzieć, iż Australijczyk nie starał się, ale częściej korzystał z technicznych zagrań, zaskakiwał rywalkę skrótami. Dawno już Białorusinka nie przebiegła w trakcie spotkania tylu metrów po korcie. Pokazała determinację, ale nie potrafiła pokonać Kyrgiosa, który grał na 50 procent możliwości. Dominujący obrazek z tego spotkania to: ona biega od prawej do lewej, dwoi się i troi, a on posyła kolejne skróty i wyraźnie daje jej szanse w wymianach, nie starał się skracać akcji szybszych zagraniami.
Organizatorzy wygrali, a tenis?
Na ten mecz można patrzeć z trzech różnych punktów widzenia. Jako spotkanie czysto tenisowe nie miało większego sensu, gdy dla jednej ze stron ustalono specjalne warunki. Pomysłodawcy wydarzenia za wszelką cenę chcieli zminimalizować naturalne różnice między kobietami a mężczyznami, ale tylko je podkreślili. Tym bardziej iż Sabalenka choćby w korzystniejszych okolicznościach nie była w stanie wygrać z zawodnikiem, który jest daleko od czołówki męskiego tenisa. To nie była "bitwa płci", gdy kort po obu stronach siatki nie był równy. - Absurdalny mecz - pisał "The Guardian" jeszcze przed rozpoczęciem spotkania Sabalenka - Kyrgios.
Z perspektywy organizatorów można mówić o sukcesie. Nie jest co prawda tak, jak powiedział po meczu Nick Kyrgios: "Przez ostatnie pół roku rozmawiało się głównie o tym pojedynku". Bez przesady, ale przyciągnął uwagę mediów, kibiców na trybuny w Dubaju. Impreza wybitnie pokazowa, przerywana np. na tańce Aryny Sabalenki, z udziałem gwiazd sportu jak m.in. Ronaldo czy Kaka. Białorusinka wyszła do gry przy dźwiękach z Rocky’ego, Kyrgios na wielbłądzie. Miało być show i było show.
Gdyby ograniczyć się do komercyjnej strony wydarzenia, spotkanie mogłoby tylko zyskać. W rzeczywistości jednak zdecydowano wykorzystać nazwę "bitwa płci". Legendarną dla kobiecego tenisa, z nawiązaniem do Billie Jean King, która w ramach takiego meczu w 1973 roku pokonała Bobby’ego Riggs 6:4, 6:3, 6:3. Amerykanka walczyła wtedy na korcie nie tylko o wynik, ale i o uznanie dla tenisistek, które domagały się wyższych nagród i szacunku dla damskiej rywalizacji. W ostatnich dniach Billie Jean King zapytana o starcie Aryny Sabalenki z Nickiem Kyrgiosem przyznała, iż nie widzi podobieństw do jej pojedynku z wyjątkiem założenia, iż mężczyzna zagra z kobietą.
Z punktu widzenia kobiecego tenisa niedzielne spotkanie w Dubaju stanowiło spore ryzyko. Gdyby aktualna numer jeden na świecie pokonała 671. w rankingu ATP Kyrgiosa, nie brakowałoby głosów umniejszających jej wyczyn. Gorzej, iż stało się odwrotnie - Białorusinka przegrała, choć walczyła z całych sił. Wiele akcji było ciekawych, mecz mógł się podobać, ale jego wynik w komentarzach już jest wykorzystywany jako kolejny dowód na słabość kobiecej rywalizacji w relacji do męskiej. Tenisistki takich głosów nie potrzebują. To nie rozwiązuje żadnego z problemów, z jakim mierzy się w tej chwili żeński tour - zbyt intensywny kalendarz, hejt wobec tenisistek w social mediach, wciąż nierówne nagrody na wielu turniejach. Sabalenka zagrała w Dubaju głównie dla siebie, a nie dla kobiecego tenisa.

2 godzin temu











