Równo tysiąc dni temu Iga Świątek pokonała Arynę Sabalenkę w półfinale US Open 2022. I później wygrała nowojorską imprezę. Teraz Polka i Białorusinka zmierzyły się już po raz 13 (bilans 8:4 dla Świątek), ale dopiero po raz drugi stało się to w turnieju wielkoszlemowym.
REKLAMA
Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"
Od kwietnia 2022 roku tylko te dwie tenisistki dzielą się prowadzeniem w światowym rankingu. W ostatnich latach razem zdobyły osiem wielkoszlemowych tytułów (Świątek pięć a Sabalenka trzy). Dlatego wszyscy oczekiwaliśmy, iż wspólnie stworzą nam spektakl.
Czy dostaliśmy to, na co liczyliśmy? jeżeli chodzi o poziom tenisa, to może nie do końca. Ale dawka emocji na paryskiej ziemi była nieziemska!
Sabalenka zdawała się być w niebie. Pomagał jej dach
Po 10 minutach pierwszego seta Świątek przegrywała 0:3. Nie działał jej serwis, co Sabalenka wykorzystywała, z całych sił atakując i zmuszając rywalkę do nieskutecznej defensywy.
"Czy ja jestem w niebie?" – pytał wtedy na platformie X ktoś, kto prowadzi jeden z kibicowskich profili Białorusinki.
Chwilę później, przy stanie 0:3 i 0:30 dostaliśmy dowód, iż my jesteśmy w piekle. Wtedy zobaczyliśmy na swoich ekranach, iż Świątek popełniła już 11 błędów, a Sabalenka - tylko jeden. Ale jeszcze w tym gemie czterokrotna mistrzyni Roland Garros (z 2020, 2022, 2023 i 2024 roku) zaczepiła się na grę. Wygrała go, przełamała przeciwniczkę, nie dała jej uciec na 4:0.
Po 20 minutach meczu Świątek zaczęła nadążać za szybkimi piłkami Sabalenki, której pomagał dach nad Court Philippe-Chatrier. Halowe warunki potęgowały atuty Białorusinki i eliminowały wpływ wiatru na grę. A szkoda, bo z podmuchami Świątek radzi sobie jak nikt inny. W każdym razie i w tych warunkach premiujących przeciwniczkę nasza tenisistka zaczęła się w końcu odnajdować. A Białorusinka coraz bardziej się gubiła.
Z 1:4 do 5:4! Jak Świątek to zrobiła?
Przełomowa dla przebiegu pierwszej partii była akcja przy stanie 4:1 i 40:30 dla Sabalenki. Wówczas liderka światowego rankingu ucieszyła się z asa serwisowego na 5:1, ale sędzia Kader Nouni poinformował ją, iż był net, a więc serwis trzeba powtórzyć. Po powrocie do gry Świątek wywalczyła przełamanie, a 20 minut później prowadziła 5:4!
Jak Świątek tego dokonała? Jak z 1:4 wyszła na 5:4? W dużej mierze Polce pomogły nerwy Białorusinki. W tym fragmencie meczu Sabalenka często się myliła. Świątek też nie była oazą spokoju. Na przykład przy stanie 2:4 wyszła na prowadzenie 30:0 przy swoim serwisie, a mimo to krzyczała na swój sztab. – Czuć delikatne napięcie, dosyć ostro Iga odpowiada na jakieś uwagi z boksu. Jest lekko poirytowana, a nie powinna chyba, bo dobrze otworzyła – mówił wtedy Lech Sidor, który razem z Justyną Kostyrą komentował mecz w Eurosporcie.
Świątek gwałtownie swoje emocje opanowała na tyle, żeby wykorzystać emocjonalną huśtawkę Sabalenki. I żeby zdenerwować ją jeszcze bardziej, rozrzucając ją po korcie. Świątek grała bardzo dobrze taktycznie. A gdy dogoniła Białorusinkę na 4:4, to nie mogła nie słyszeć, jak rywalka krzyczy na swój zespół.
Niestety dla nas, Sabalenka uspokoiła się, mimo iż z jej przewagi 4:1 z dwoma przełamaniami nic nie zostało. Od stanu 4:5 wygrała dwa kolejne gemy. I chociaż Świątek zawalczyła i przełamała na 6:6, to w tie-breaku ultraofensywa Białorusinki dała je bezdyskusyjne zwycięstwo. Wynik 7-1 był potwierdzeniem, iż mimo wszystko w pierwszej partii to Sabalenka była lepsza. A jeszcze lepsze potwierdzenie znaleźliśmy w statystykach. Białorusinka wygrała w pierwszej partii 51 punktów, a Polka – 39, Białorusinka zagrała 16 winnerów i popełniła 15 niewymuszonych błędów, a Polka miała tu zapis 15:22, wreszcie Sabalenka była lepsza jeżeli chodzi serwis - wygrała 64 proc. punktów po pierwszym i 39 proc. punktów po drugim podaniu, a wartości Igi wynosiły tu odpowiednio tylko 43 i 33 proc.
Przegrany tie-break nie zniechęcił Świątek
Liczby dotyczące serwisu tak naprawdę pokazywały, iż obie tenisistki bardzo dobrze returnowały. Po pierwszym secie sztuczna inteligencja wyliczyła, iż return Sabalenki miał wartość 9,8 pkt w skali 1-10, a return Świątek – 9,4.
Poniekąd na potwierdzenie po sześciu minutach drugiej partii cieszyliśmy się, bo Świątek przełamała Sabalenkę. Iga wyszarpała to po długiej grze na przewagi. I tym samym od razu zaznaczyła, iż przegrany tie-break pierwszego seta nie zrobił na niej większego wrażenia.
Niestety, po kolejnych czterech minutach cieszyli się fani Białorusinki, bo zaliczyła przełamanie powrotne. Przy stanie 7:6, 1:1 Sabalenka znów przechadzała się po korcie i przeciągała się jak tygrys, którego wypuszczono z klatki. Najlepsza dziś tenisistka świata uznaje tygrysa za swój symbol, ma go choćby wytatuowanego na przedramieniu. Ale mowa ciała tygrysicy Sabalenki nie działała na opanowaną Świątek.
Fantastycznie skoncentrowana Polka wyszła na 2:1, do zera przełamując przeciwniczkę. Za nami było dopiero półtorej godziny hitowego półfinału, a już nie mogliśmy zliczyć, ile w tym meczu było zwrotów akcji. Aż trudno uwierzyć, iż w tamtym momencie Sabalenka przegrała już szóstego gema serwisowego, a Świątek miała takich gemów przegranych pięć.
Sędzia nie słuchał protestów ani Sabalenki, ani Świątek
- Czekam na taki moment, żeby obie tenisistki weszły na najwyższe obroty i pokazały swój najlepszy tenis – podkreślała wówczas Kostyra.
Tak, uczciwie trzeba ocenić, iż tenisowi koneserzy mogli być trochę rozczarowani jakością gry wielkich rywalek. Ale w kolejnym gemie – na 6:7, 3:1 dla Świątek – ukontentowani powinni być absolutnie wszyscy. Polka wygrała do 15, pokazując genialne zagrania, z przepięknym skrótem na koniec. Po nim Białorusinka tylko uśmiechnęła się przez łzy.
Czy to miał być początek trybu „Jazda"? Gdy Świątek zdawała się rozpędzać, Sabalenka włożyła jej kij w szprychy i do zera wygrała gema na 2:3. Ale teraz obie panie solidniej serwowały, dzięki czemu przestaliśmy oglądać festiwal przełamań. – Zrobił się nam męski mecz, panie pilnują swoich podań – zauważała Kostyra.
W tym męskim graniu męskie decyzje podejmował sędzia. Wcześniej Kader Nouni nie zgadzał się z protestami Sabalenki, a przy stanie 6:7, 4:2 i 0:40 zachował absolutny spokój, gdy wściekała się Świątek. Iga twierdziła, iż był aut po zagraniu Sabalenki, ale arbiter nie chciał jej posłuchać, bo podkreślał, iż Polka za późno szukała tego błędu. Wygląda na to, iż sędzia miał rację. A Świątek mimo sporych nerwów w tamtej sytuacji gwałtownie znów znalazła w sobie spokój. „Jazda!" – krzyknęła chyba na pół Paryża, gdy pewnie, do 15, wygrała swojego kolejnego gema serwisowego, już 6:7, 5:3.
Królowa Paryża skontrowała!
- Iga trzyma nerwy na wodzy i gra z żelazną konsekwencją – komplementował Polkę Sidor, gdy przy stanie 6:7, 5:4 i 40:0 miała trzy setbole. Wykorzystała już pierwszego, piękną akcją przy siatce. – Królowa Paryża kontratakuje – ogłosiła po tym punkcie Kostyra.
W drugim secie Świątek wygrała 28 punktów, a Sabalenka – 22. Iga miała 12 uderzeń kończących i tylko osiem niewymuszonych błędów, a Aryna bilans 8:10. A jeżeli chodzi o serwis, to po Polka wygrała 74 proc. punktów po pierwszym i 67 proc. punktów po drugim podaniu, natomiast Białorusinka miała odpowiednio 75 i 46 proc. skuteczności. Twarde dane pokazują, iż królowa Paryża naprawdę zaczęła panować, gdy przyszło jej odrabiać straty. A warto dorzucić jeszcze coś od sztucznej inteligencji. Otóż superkomputer wyliczył, iż w drugim secie Świątek miała ogromną przewagę nad Sabalenką, jeżeli chodzi o jakość forhendu. Ten Igi został oceniony na 9,5 pkt w skali 1-10, a ten Aryny – tylko na 6,8 pkt.
Koszmar Świątek w decydującym secie
Ale byłoby dziwne dla tego meczu, gdyby od początku trzeciego seta przewaga Świątek miała jeszcze rosnąć. Niestety, Sabalenka najpierw wygrała do 30 gema przy swoim podaniu, a następnie przełamała Polkę, też do 30. I dwóch godzinach oraz pięciu minutach królowa Paryża przegrywając 6:7, 6:4, 0:2 znów musiała szykować kontrę.
Niewymuszone błędy w trzecim secie:
Sabalenka 0
Świątek 5
Ta statystyka wyświetlona nam przy stanie 6:7, 6:4, 0:2 zabolała. Chwilę później było już 6:7, 6:4, 0:3 i Polka musiała serwować tak, żeby nie zaprzepaścić swoich szans na finał. Wynik uciekł błyskawicznie, 0:3 w decydującym secie było po zaledwie 11 minutach. Niestety, przypominał się nam początek meczu.
- Zaczyna się robić nieciekawie, bo Świątek błędami oddaje kolejne punkty – zauważyła Kostyra po pomyłkach na 0:3, 0:15 i 0:30. Na 0:40 i aż trzy breakpointy na 0:4 dla Sabalenki Świątek też popełniła błąd. I kolejny zrobiła na 0:4. Dlaczego gra Igi nagle aż tak się posypała? – Świątek stara się gonić Sabalenkę za gwałtownie i zbyt nerwowo – w prosty sposób wyjaśniał Sidor. Niestety, to cała prawda. Tym razem w trudnym momencie Idze zabrakło spokoju. – Aryna Sabalenka w tym secie nie popełniła żadnego niewymuszonego błędu, a Iga Świątek aż 11 – poinformowała Kostyra przy wyniku 0:4 i 0:40.
Po zaledwie 19 minutach trzeciego seta Świątek przegrywała 0:5. Niestety, było po meczu. Tak klasowa zawodniczka jak Sabalenka nie mogła tego zmarnować - zamknęła tego seta po zaledwie 22 minutach. Ograła Polkę do zera.
Wygrywając ze Świątek 7:6, 4:6, 6:0 Białorusinka awansowała do swojego pierwszego finału Roland Garros w karierze. Natomiast Świątek w swoim ulubionym turnieju osiągnęła dobry wynik, ale z pewnością nie jest to dla niej spełnienie marzeń. Jeszcze raz przypomnijmy – Świątek wygrywała Roland Garros w 2020, 2022, 2023 i 2024 roku. Wiemy już na pewno, iż w 2025 r. wygra ktoś inny.