"Trend rzucania wibratorem rozpoczął się 29 lipca, podczas meczu pomiędzy Golden State Valkyries a Atlanta Dream. Neonowe zielone dildo wleciało na boisko i odbiło się od linii bocznej. Niemal identyczny incydent miał miejsce zaledwie kilka dni później, 1 sierpnia, kiedy Walkirie grały z Chicago Sky. Teraz to się zdarzyło znowu. A jest coraz gorzej" - relacjonuje "Cosmopolitan". Autorka Olivia Truffaut-Wong już w tytule wydaje osąd: "Ten seksistowski trend wymknął się spod kontroli".
REKLAMA
Trzeci wybryk miał już ukierunkowany cel. Sztuczny penis miał trafić w zawodniczkę Indiana Fever Sophie Cunningham. To ona zaapelowała do fanów, żeby nie rzucali żadnych przedmiotów na boisko, bo w końcu doprowadzą do kontuzji którejś z zawodniczek. Już po meczu koszykarka napisała: "Źle się to zestarzało".
Wpis na portalu X miał prawie 19 mln wyświetleń. To najlepszy dowód, jakie zasięgi generuje ta afera.
Dwie osoby już zostały aresztowane
Kolejna próba przerwania meczu – tym razem w Nowym Jorku – nie powiodła się, bo kibic nie dorzucił do parkietu i sztuczny penis wylądował między krzesełkami. Sprawcę udało się ująć. Okazał się nim 18-letni Kaden Lopez. Chłopak ma odpowiedzieć nie tylko za zakłócenie porządku publicznego, ale również za napaść. Rzucony przez niego przedmiot uderzył jednego z kibiców w plecy.
Zobacz wideo
Policji udało się ująć także sprawcę z Atlanty. 23-letni Delbert Carver ma odpowiadać za zakłócenie porządku publicznego i nieprzyzwoite zachowanie. Według portalu ESPN miał się tłumaczyć, iż chciał zażartować i wywołać efekt viralu swoim postępowaniem. Na razie został zwolniony za kaucją.
Lopez, który przeprosił za swoje zachowanie, tłumaczył się mniej więcej tak samo. Chciał naśladować "głupi dowcip, który stał się trendem dzięki mediom społecznościowym".
Dziennikarka nie ma wątpliwości: Mizoginia jasna i prosta
Dziennikarka "Cosmopolitana" uważa jednak, iż tu nie chodzi wcale o mało śmieszne żarty: "Zastanówmy się nad tym: są ludzie, którzy płacą poważne pieniądze za obejrzenie profesjonalnego meczu koszykówki tylko po to, by rzucić dildem pod stopy zawodniczek. Dlaczego? Aby wysłać wiadomość; Powiedzieć kobietom, iż nie ma dla nich miejsca na boisku i iż ich wysiłek sportowy nie jest tak cenny jak ich seksualność. To jest mizoginia, jasna i prosta".
Kathleen Walsh z "Glamour" nie ma wątpliwości, iż dildo na boisku to efekt przejęcia władzy w USA przez prawicę, która preferuje patriarchalny model społeczeństwa: "Republikańscy przywódcy naszego kraju otwarcie opowiadają się za wstecznym podejściem do kobiet, podczas gdy męscy podcasterzy, tacy jak Andrew Tate i Joe Rogan, kształtują miliony młodych mężczyzn. Nic więc dziwnego, iż kobiety zdobywające potęgę w zawodowej koszykówce – obszarze, który zwykle był zdominowany przez mężczyzn – spotykają się z tego rodzaju mizoginistycznym zachowaniem. Przesłanie za tym stojące jest dość jednoznaczne. Intencją jest seksualizacja i poniżanie zawodniczek, ponieważ są kobietami. I nie jest to nic nowego".
Elizabeth Williams z Chicago Sky ten nowy trend nazwała po prostu "brakiem szacunku" i dodała "ktokolwiek to robi, musi dorosnąć".
Dziennikarz apeluje: To mu się skończyć
WNBA zareagowała już po pierwszym incydencie i wydała oświadczenie: "Bezpieczeństwo i dobre samopoczucie wszystkich na naszych arenach jest najwyższym priorytetem dla naszej ligi. Zgodnie ze standardami bezpieczeństwa WNBA Arena, każdy kibic, który celowo rzuci przedmiot na boisko, zostanie natychmiast wyrzucony i co najmniej przez rok nie będzie miał wstępu na mecze, a także zostanie aresztowany i ścigany przez lokalne władze".
Cory Woodroof z serwisu ForTheWin apeluje: "To musi się skończyć, zanim wymknie się spod kontroli. Choć zawodniczy WNBA żartowały na ten temat [po pierwszym incydencie], to jest coś z natury poniżającego w tym, iż ktoś rzuca wibrator na boisko podczas meczu koszykówki kobiet. Przecież na tych meczach są dzieci. Dajcie spokój!". Jednak on sam ma spore wątpliwości, czy kibice go posłuchają, bo swój felieton kończy zdaniem: "Będzie to jednak wymagało zbiorowej dojrzałości, która wcale nie jest gwarantowana".
Na rzucaniu sztucznym penisem już można zarobić
Jest to obawa o tyle uzasadniona, iż na podobnych incydentach można zarobić. Pisze o tym serwis Sportico. Za przykład podaje platformę Polymarket, której w przeciwieństwie do bukmacherów nie obowiązują zasad prawa stanowego. To właśnie tam pojawiły się zakłady na to, czy kolejny mecz WNBA zostanie przerwany przez rzucenie na parkiet sztucznego penisa. Jeden z graczy o nicku "gigachadsolana" zainwestował we wtorek 13 044 dolarów przewidując, iż do 10 sierpnia któryś mecz WNBA zostanie przerwany po rzuceniu erotycznej zabawki na boisko. Jego zakład został zamknięty już o północy tego samego dnia. Zarobił 6 tys. dolarów. Sportico zwraca uwagę, iż tego typu zakłady są mocno narażone na manipulacje. Sam obstawiający, albo ktoś z nim powiązany może przerywać przecież mecze, aby zarobić.
I choć w internecie nie brakuje żartów, iż WNBA może być zadowolone, bo afera ze sztucznymi penisami napędza lidze zainteresowanie, to ta historia może mieć bardzo smutne zakończenie. W końcu ktoś przesadzi i któraś z zawodniczek, czy innych osób blisko parkietu zostanie poważnie kontuzjowana. Wtedy już nikomu nie będzie do śmiechu.