Rywal przełożył mecz, żeby odpocząć na Jagę. Zemsta na AZ to wyzwanie

12 godzin temu

W Alkmaar przed meczem z Jagiellonią Białystok nastroje są nietęgie. Trener Maarten Martens był odpytywany z tego, co w AZ nie działa, skoro ma wszystko, żeby wygrywać. Nie pomaga passa czterech spotkań bez zwycięstwa na krajowym podwórku oraz przełożony mecz z Excelsior, żeby wypocząć przed spotkaniem z polskim klubem. Jak legenda AZ odparła ataki, co powiedziała o rywalu?

Legenda, bo zanim Maarten Martens zaczął AZ trenować to dla AZ grał. I to ponad dwieście razy, wygrywając przy tym mistrzostwo oraz Puchar Holandii. To czasy odległe o ponad dekadę, ale w Alkmaar marzą o tym, iż w ciągu pięciu lat zespół ponownie sięgnie po tytuł. Taki plan kreślono publicznie, w mediach, które interesowały się fenomenem klubu data-driven, w którym doradzał sam Billy Bean.

W tym sezonie raczej się nie uda. Do prowadzącego w tabeli PSV rywal Jagiellonii traci niespełna dwadzieścia punktów.

Siemieniec: Trzeba będzie się natrudzić, żeby znowu zagrać w pucharach

Liga Konferencji. Maarten Martens przed meczem AZ Alkmaar – Jagiellonia Białystok

AZ Alkmaar tymczasem ligę holenderską odkłada na potem. W Polsce zdarzały się głosy oburzenia, gdy pucharowicze przekładali mecze w walce o awans do pucharów. Maarten Martens natomiast bez wahania skorzystał z szansy, żeby dać zawodnikom parę dni wolnego przed spotkaniem, które zdecyduje, czy AZ zakończy pierwszą fazę Ligi Konferencji w czołowej ósemce.

Dobrze nam to zrobiło — dziękował trenerowi Sven Mijnans, kapitan AZ. — Spędziłem dzień z rodziną, odpocząłem. Ważne, żeby zachować rytm meczowy, ale dzień wolnego się przydał — dodał.

Szkoleniowiec wyjaśniał, iż w weekend poświęcił trochę czasu zawodnikom, którzy uzbierali mniej minut. Mogli wówczas odbyć pełny trening, nadrobić zaległości.

Możemy prezentować wysoki poziom, ale nie zawsze się to udaje. Składa się na to wiele czynników. Mamy jakość, potrzebujemy więcej tak udanych meczów, jak ostatni z PEC Zwolle. Musimy reagować inaczej, gdy sprawy nie układają się po naszej myśli. Potrzebujemy lepszego przywództwa. I nie chodzi tylko o mnie, do tego potrzeba zespołu. Rozmawiam z graczami, wiedzą, czego od nich oczekuję. Reakcja musi być widoczna — oceniał Martens pytany o wahania formy.

Trener AZ zauważył natomiast, iż w Europie atutem jego drużyny jest… terminarz. W Alkmaar gospodarze nie przegrali kolejnych jedenastu spotkań, mimo iż przyjeżdżały tu AS Roma, Tottenham, Galatasaray czy Fenerbahce. Ostatnia porażka zdarzyła się, gdy Martens był jeszcze asystentem trenera z Aston Villą.

— Grając u siebie czujesz się silniejszy. Masz za sobą wsparcie kibiców, co ma wpływ na wyniki. Wyjazdowe mecze w Europie zawsze są dodatkowym wyzwaniem. Musisz radzić sobie z podróżami, przystosowaniem się do innych warunków, czasem choćby klimatu. Naszym przeciwnikom trudniej jest przez to wygrać — przybliżał sekrety udanej serii.

Trener AZ Alkmaar docenia Ligę Konferencji tak samo jak Ligę Europy

Na sali konferencyjnej AFAS Stadion w Alkmaar przywitał nas nie tylko poczet czołowych trenerów AZ z Johnem van den Bromem wciśniętym między Marco van Bastena i Arne Slota (szkoleniowiec znany z Lecha pracował tu najdłużej ze wszystkich!). Po naszej prawicy widniała zagadkowa fotografia, duży format. Co Adriaanse, znany holenderski trener, trzymał na niej dużą kartkę z nabazgranymi pojedynczymi hasłami.

— To zdjęcie sprzed dwóch dekad. Ten trener jest naszą legendą, ale przede wszystkim miał bardzo specyficzny sposób komunikacji z dziennikarzami. Jego konferencje były prawdziwą rozrywką. Tu akurat prezentuje wartości, cechy mentalne, których wymaga od swojego zespołu — tłumaczyli nam miejscowi.

Maarten Martens widać przejął zawadiacki styl jednego ze swoich poprzedników. Ripostował, odbijał piłeczki, nie dawał się podejść lokalnym dziennikarzom. Ani wtedy, gdy ci pytali go, czy w temacie przywództwa nie powinien zacząć od siebie, ani wtedy, gdy zagadywali, jak przygotować się na starcia z drużynami, których nie zna i o których pewnie nigdy choćby nie słyszał.

— W zeszłym sezonie graliśmy w Lidze Europy i odpadliśmy w półfinale. Mamy inną drużynę, jakość. Tylko podejście jest takie samo, bez względu na rozgrywki. Nie można powiedzieć, iż któreś są lepsze lub gorsze. Myśleliśmy, iż do awansu wystarczy dwanaście punktów, bo rok temu Cercle Brugge miało ich jedenaście. Okazuje się jednak, iż jesteśmy zależni od wielu czynników, także od bramek — stwierdził, odnosząc się też do tematu gry o czołową ósemkę.

Nam też Martens odpowiadał krótko, zwięźle, celnie. Zauważyłem, iż AZ Alkmaar w lidze nieźle radzi sobie ze stałymi fragmentami gry w obronie, natomiast w Europie przeciwnicy stwarzają sobie w ten sposób sporo szans.

— Bo graliśmy z Crystal Palace i AEK Larnaka, które mają świetne stałe fragmenty gry w ofensywie — odparł trener, oddalając zarzut.

AZ Alkmaar to pressing, intensywność i ofensywa. Martens: Jagiellonia szuka szans to ataku

Wiadomo więc, czego Jagiellonia będzie mogła się chwycić, szukając niespodzianki. W ten sposób przecież zespół Adriana Siemieńca zaskakiwał wyżej notowanych od siebie rywali pierw Racing Strasbourg, potem Rayo Vallecano. Maarten Martens nie chwalił przeciwnika tak otwarcie i tak ochoczo jak Liam Rosenior czy Inaki Perez, ale też dostrzegł, iż polski rywal ma na siebie pomysł. interesujący pomysł.

— Jagiellonia lubi utrzymać się przy piłce. Widzimy, iż to zespół grający dynamicznie, szukający szans do ataku. Analizujemy liczby, porównujemy to z obrazem, z tym idziemy do zawodników, mówiąc im, co mogą zrobić — wyjaśniał szkoleniowiec.

Sven Mijnans natomiast sięgał pamięcią do meczu z Legią Warszawa. Kapitan AZ Alkmaar zagrał z nią tylko raz, ale zachował w głowie kilka obrazków.

— To był trudny mecz. Za Legią przyjechało wielu kibiców, drużyna miała wiele indywidualności. Było w niej dużo energii, ale jednocześnie była też doświadczona. Po Jagiellonii nie oczekuję niczego innego — rzucił.

Intensywność, wysoki pressing, duża kultura gry, umiejętności techniczne połączenie z rozumieniem i odczytywaniem sytuacji na boisku. To całe AZ. Drużyna, która zaskakująco często dochodzi do tak dobrych sytuacji bramkowych, iż na drodze do strzelenia gola stoi tylko golkiper rywala. Zespół, który linię obrony ustawia na pięćdziesiątym metrze, spychając przeciwnika na jego połowę, dyktując warunki.

Czego powinniśmy więc spodziewać się my? Chyba tego samego. Jagiellonia co prawda nie mknie przez puchary jak Raków Częstochowa, ale przed większymi nie klęka. Punkt z Racingiem, remis z Betisem, wygrana w Kopenhadze. To nie bilans wstydu, choćby jeżeli uwzględnimy w nim porażki z mocarzami — w tym z holenderskim Ajaksem. Jakby to powiedział Adrian Siemieniec „to miara postępu Jagiellonii”. Zatańczmy.

WIĘCEJ O JAGIELLONII BIAŁYSTOK NA WESZŁO:

  • Wielcy chcą Pietuszewskiego. „Polski” klub lub droga Lewandowskiego?
  • Bartosz Mazurek kolejnym dużym talentem Jagiellonii. „Zawsze był odważny”
  • Jagiellonia kontra Rayo. Pobici kibice, łaskawa zima i kryzys
  • Jagiellonia uczy się w Europie, żeby stać się klubem-potentatem [REPORTAŻ]

fot. Newspix

Idź do oryginalnego materiału