Iga Świątek zmartwychwstała i awansowała do półfinału turnieju w Madrycie. Po pierwszym secie jej meczu z Madison Keys zanosiło się na spektakularne zwycięstwo piątej tenisistki światowego rankingu. A jednak nasza numer dwa nie pękła i w niesamowitym stylu odwróciła ten mecz.
REKLAMA
Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"
W czwartek 1 maja o godzinie 16 Świątek zmierzy się z Coco Gauff w walce o finał. Transmisja w Canal+, relacja na żywo na Sport.pl
Łukasz Jachimiak: Jak się panu podoba, albo nie podoba, Iga Świątek na mączce w tegorocznym wydaniu?
Wojciech Fibak: Mączka to się zacznie od Rzymu. Stuttgart jest nietypowy, a Madryt jeszcze bardziej. Ze względu na pół-halowe warunki, na wysokości (667 metrów nad poziomem morza), przez co piłki dziwnie latają, ze względu na sypką mączkę wysypaną na betonie. To wszystko powoduje, iż Iga nie ma takiej pewności gry. I wspaniale, iż mimo to wygrywa. Wygrywa charakterem, walecznością. Ale nie czuje piłki tak, jak mam nadzieję zacznie czuć w Rzymie i w Paryżu. Oczywiście najpierw do prawdziwej mączki będzie się musiała przyzwyczaić – po Stuttgarcie i Madrycie będzie potrzebowała trochę czasu w Rzymie, żeby przywyknąć do normalnych warunków na kortach ziemnych.
Chce pan powiedzieć, iż najlepsze przed Igą, tak?
- Oczywiście.
Ale musimy pamiętać, iż w poprzednich latach Świątek wygrywała turnieje w Stuttgarcie i Madrycie. W tym roku waleczność się zgadza, Iga właśnie zaimponowała nią w meczu z Madison Keys, ale tenis Igi jest bardziej rozregulowany niż był w poprzednich edycjach turniejów w Stuttgarcie i Madrycie.
- Już w kilku innych wywiadach powiedziałem, iż nie ma co panikować, nie ma co dramatyzować. I iż taka prawdziwa Iga powróci na Rzym i Paryż. Teraz bardzo się cieszę się, iż w Madrycie awansowała aż do półfinału. Wiem, iż rok temu ten turniej wygrała, ale sądzę, iż to nigdy nie będzie miejsce jej seryjnych triumfów. Rafael przez cały czas nie wygrał Roland Garros 14 razy mięśniami, tylko głową. Iga też wygrywa walecznością, uporem. A to jest premiowane zwłaszcza w paryskich warunkach. I w rzymskich. Porażka Igi z Keys 0:6 w pierwszym secie, świadczy o tym, iż Iga nie czuje się w Madrycie, jak u siebie w domu. To nie jest jej mączka. Gdyby to był klasyczny kort ziemny, to Amerykanka nie miałaby żadnych szans wygrać ze Świątek seta 6:0. Przecież ona nie jest specjalistką od mączki. Wynik pierwszego seta ich meczu dowodzi, iż to nie jest typowa mączka, tylko iż to są takie warunki na pewno nie przypominające normalnych kortów ziemnych. Bądźmy szczerzy: pokonać Igę na korcie ziemnym 6:0 mogłaby tylko jakaś gigantka, która nie istnieje. Na pewno nie mogłaby tego zrobić Keys, która nie jest gigantką kortów ziemnych. Podkreślam: 6:0 dla niej przeciw Idze na mączce mogło się zdarzyć tylko w Madrycie.
Zna pan opinię, jaką na temat Świątek po jej zwycięstwie w poprzedniej rundzie, nad Dianą Sznajder, przedstawił Dmitrij Tursunow?
- Nie znam, proszę zacytować.
Były trener m.in. Aryny Sabalenki napisał na Telegramie tak: "Czasami oglądam mecze Igi i mam wrażenie, iż zapomniano jej powiedzieć, iż nie wszystkie uderzenia na kortach ziemnych muszą być wykonywane pod górę. Jest mnóstwo zamieszania i kosmiczna liczba niewymuszonych błędów. Świątek często traci równowagę, przyspiesza, piłka leci w górę. Nie jest jasne, co się z nią dzieje, ale odnosi się wrażenie, iż zawodniczka jest całkowicie rozbita, nie ma zaufania do swoich umiejętności i nie rozumie, jak może wygrać". Ile według pana jest w tym prawdy, a ile niechęci do Świątek?
- Znam dobrze Tursunowa i wiem, iż on się zna na tenisie. Ale myślę, iż dziś wszyscy próbują się przebić dzięki jakimś oryginalnym wpisom, opiniom na temat znanych ludzi. Iga ma gorszy czas, ale wciąż jest drugą rakietą świata i właśnie osiągnęła półfinał w Madrycie, a ten tekst Tursunowa jest brzydki, nieprzyjemny i nieprawdziwy. Tursunow ocenia nieprawdziwie, już gdy twierdzi, iż wszystkie uderzenia Igi są grane pod górę. Przecież bekhend Igi nie jest odbijany pod górę, tylko jest grany mocno, bity płasko. Ja się nim zachwycam i od dwóch lat uważam ten bekhend za najlepszy na świecie. Czyli już mamy pierwszy dowód, iż ta opinia nie jest trafiona. Dalej: o ile Iga gra forhend pod górę, to tylko dlatego, iż używa rotacji topspinowej.
Jak Rafael Nadal.
- Tak, to na pewno nie jest próba grania na czas. Iga chce każdą piłkę praktycznie zabić, uderzyć tak mocno, żeby wygrać punkt. Opinia Tursunowa jest niecelna, nieprawdziwa, nietrafiona i do tego jeszcze niesprawiedliwa. Bo o ile ktokolwiek próbował grać na czas w tym meczu, po który Tursunow przedstawił opinię o Idze, to robiła to rodaczka Tursunowa. Sznajder często próbowała grać w górę, przerzucać piłkę takimi pół-lobami. Zwalniała grę, chciała w ten sposób wybijać Igę z rytmu. Muszę wziąć tu Igę w obronę. Stanowczo. Zresztą, często jej bronię.
Co Świątek może zdziałać dalej w turnieju w Madrycie? W półfinale dawałby jej pan większe szanse przeciwko Coco Gauff, z którą się zmierzy, czy przeciw Mirze Andriejewej, którą Amerykanka pokonała?
- Ogólnie zawsze bym wolał, żeby Iga grała z Coco Gauff. Już mnóstwo razy ją pokonywała (bilans 11:3), ma nad nią dużą przewagę. Natomiast Andriejewa jest wybuchowa, to jest ta nowa fala, świeży powiew. Jeszcze niedawno to Iga była najmłodszą, najwięcej wygrywającą tenisistką, a teraz nagle Andriejewa jest takim objawieniem. Rosjanka jest wszechstronna, posiada wszystkie atuty i nie ma słabości. Bo można powiedzieć, iż Keys nie porusza się tak błyskawicznie po korcie jak Iga, zwłaszcza na kortach ziemnych nie ślizga się dobrze i nie jest taka zwrotna. Gauff ma problem z forhendem. A Andriejewej niczego nie brakuje, oczywiście, gdy ma dobry dzień. A w ogóle to pamiętajmy, iż Iga to taka tenisistka, która z każdym i w każdych warunkach jest w stanie wygrać. Tak jak powiedziałem - ja zawsze Igi bronię. Bo jest za co. Bronię jej serwisu, który jest ciągle krytykowany. A uważam, iż jej serwis jest wspaniały, szczególnie drugie podanie.
Aktualnie nie.
- Teraz Iga ma pewne problemy, ale mówię generalnie. Podobnie jest z forhendem. Wiadomo, iż on się Idze rozregulowuje w takich dziwnych warunkach, jakie są na Wimbledonie, w Stuttgarcie czy w Madrycie. Bo w nich ten forhend jest bardziej wrażliwy. Przed chwilą w meczu ze Sznajder w przegranym przez Igę secie naliczono jej aż 34 niewymuszone błędy. Wiadomo, iż głównie z forhendu. Iga nie operuje nim bezpiecznie, nie idzie na żadne kompromisy, a w tych trudnych warunkach szczególnie za to płaci. Gdybym komentował mecze z Madrytu, to po 10, a choćby po 20 razy w każdym spotkaniu usprawiedliwiałbym zawodników, przypominając, iż tam szczególnie gwałtownie i zaskakująco latają piłki. Do tego stopnia, iż nagle uderzenie, które normalnie trafiłoby w linię, ląduje choćby półtora metra za nią. Ja w Madrycie grałem, pamiętam, jak tam piłki latają, dlatego jeszcze raz podkreślam, iż będę Igi bronił. Jedyne, nad czym trochę ubolewam, jeżeli chodzi o Igę, to fakt, iż ona nie może się trochę rozluźnić, iż nie ma tej radości, a może czasami mogłaby puścić oko do przeciwniczki, pogratulować jej dobrej akcji, uśmiechnąć się, wykonać jakiś gest do publiczności.
Ale tłumaczę to sobie, znowu broniąc Igi, iż ona jest trochę jak John McEnroe. McEnroe mi tłumaczył, kiedy grałem z nim w deblu, iż on musi być właśnie taki, jak jest. Mówił: "Wojtek, zrozum mnie, kiedy ja napadam na ciebie, gdy walczymy przeciw sobie w singlu, to zrozum mnie, iż o ile ja nie jestem w stanie nienawidzić ciebie, nienawidzić publiczności, nienawidzić sędziego, nienawidzić wszystkich, to po prostu nie mogę grać. Ja muszę nienawidzić, jedynie oszczędzam dzieci do podawania piłek, a przynajmniej próbuję. o ile nie wskrzeszę nienawiści, to nie mogę wyprodukować swojego najlepszego tenisa". I boję się, iż o ile Iga by nagle zaczęła wytrącać się z dyscypliny, z koncentracji, z waleczności, gdyby zaczęła pokazywać jakieś uśmieszki czy żarciki, to może by się rozsypała.
Myślę, iż generalnie trochę luzu mogłoby Idze pomóc, ale nie wyobrażam sobie, iż nagle mogłaby się zacząć zachowywać jak Sabalenka.
- Zgadza się. Białorusinka wchodzi w interakcje z publicznością, żartuje, bo ona taka jest. A inną niż zwykle Igę widziałem kiedyś, gdy w Gdyni sędziowałem jej pokazowy mecz z Hubertem Hurkaczem. Tam Iga była pełna uśmiechu, żartów. Ale tam nie było grania o stawkę. Można więc powiedzieć, iż to szkoda, iż Iga nie może się tak rozluźnić, ale może ja dlatego aż tyle w życiu przegrałem wygranych meczów, iż byłem inny od niej? Gdy wygrywałem 6:0, 3:0, to zawsze gema oddałem, jakieś skróciki pod publiczność pograłem, różne takie gesty były w mojej naturze i w moim repertuarze. Ja nie dobijałem. Może dlatego wielu zdawałoby się już wygranych meczów nie potrafiłem dokończyć. Gdybym to umiał, odniósłbym dużo więcej sukcesów. Czyli Igę trzeba podziwiać za to, jaka jest.
W ogóle to powiem panu, iż kiedy Iga przegrała z Keys seta 0:6, zadzwoniłem do kilku kolegów i powiedziałem, iż jeżeli chcą się bawić w obstawianie u bukmachera, to mogą stawiać, iż Iga ten mecz wygra. Wyczułem, iż tu będzie przebieg meczu charakterystyczny dla tenisa kobiet, iż to 0:6 nic nie znaczy.
Widziałem ciekawą statystykę – po raz pierwszy od 1992 roku w meczu zawodniczek z top 5 rankingu ta, która przegrała pierwszą partię 0:6 wygrała cały mecz. Poprzednio czegoś takiego dokonała Steffi Graf w spotkaniu z Arantxą Sanchez Vicario.
- Może faktycznie na tym poziomie wyjście z 0:6 to rzadkość. Z drugiej strony przecież bardzo rzadko mamy takie wyniki jak 6:0 w secie, gdy się spotykają zawodniczki z top 5. Tak wysoko z rywalkami tej klasy w ostatnich latach wygrywała adekwatnie tylko Iga.