Organizatorzy US Open zrobili wszystko, by zachęcić największe gwiazdy do występu w mikście, który jest najmniej kochanym tenisowym dzieckiem. Tyle iż przy okazji pokazali środkowy palec zawodnikom, którzy dotychczas głównie rywalizowali w tej konkurencji. W tym Janowi Zielińskiemu, który w minionym sezonie wywalczył dwa takie tytuły wielkoszlemowe.
REKLAMA
Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"
Mistrz wielkoszlemowy w dwa dni. "Powiedz nam, iż uważasz, iż debliści to śmieci..."
US Open składa tenisistom niespodziewaną ofertę: "Zostań mistrzem wielkoszlemowym w dwa dni". Mikst od zawsze był najmniej prestiżową konkurencją w turniejach tej rangi, dodatkiem. Teraz został pozbawiony choćby tej dotychczasowej wartości. W zamian organizatorzy nowojorskiej imprezy, którzy odkładają na bok wieloletnią tradycję, oferują coś innego - wielkie pieniądze. Sami także na nie liczą.
Iga Świątek i Hubert Hurkacz startowali minionej nocy czasu polskiego w pokazowym Eisenhower Cup w Indian Wells. W tradycyjnej jednodniowej imprezie poprzedzającej prestiżowy turniej bierze udział osiem mikstów, a każdy z siedmiu meczów składa się z rozgrywanego do 10 punktów super tie-breaka. To okazja, aby zobaczyć w akcji topowych singlistów, a dla nich możliwość treningu przed rywalizacją na poważnie.
Tym samym tropem poszli organizatorzy US Open, którzy postawili na małą rewolucję. Przesunęli miksta na tydzień poprzedzający turniej główny i skrócili go do dwóch dni. Sety będą rozgrywane do czterech wygranych gemów (tradycyjny model będzie obowiązywał tylko w finale), nie ma gry na przewagi w gemie, a ewentualnym rozstrzygnięciem w trzeciej partii będzie super tie-break. Do tego zmniejszono stawkę do 16 par, z których połowa zostanie wyłoniona na podstawie zsumowanego rankingu singlowego, a druga otrzyma tzw. dzikie karty. Będzie o co walczyć - zwycięzcy otrzymają aż milion dolarów. Robi wrażenie? Finansowo - na pewno. Ale nie wszyscy skupiają się na tym.
Gdy niedawno organizatorzy zawodów w Indian Wells ogłosili, iż Świątek i Hurkacz uzupełnią stawkę uczestników tegorocznego Eisenhower Cup, Ellen Perez skwitowała ironicznie na portalu X, iż zwycięzca tej pokazowej imprezy od razu wróci do domu z tytułem mistrza Wimbledonu w mikście. Specjalizująca się w grze podwójnej Australijka już wcześniej dała w sieci wyraz frustracji spowodowanej decyzją organizatorów US Open.
"Powiedz nam, iż uważasz, iż debliści to śmieci, tradycja jest przereklamowana, a dawanie szans zarobkowych to przeszłość bez mówienia tego" - tak zajmująca 16. miejsce w rankingu WTA w deblu 29-latka skomentowała informację potwierdzającą wielkie zmiany w nowojorskim turnieju.
Sabalenka, Badosa, Fritz i inne gwiazdy chcą grać nowego miksta. Co ze Świątek i Hurkaczem?
Perez nie była w tym rozczarowaniu odosobniona. Sara Errani i Andrea Vavassori, którzy triumfowali w US Open w poprzedniej edycji, we wspólnym oświadczeniu wspominali o głębokiej niesprawiedliwości.
"Podejmowanie decyzji wyłącznie na podstawie logiki zysku jest w niektórych sytuacjach bardzo niewłaściwe" - ocenili Włosi, którzy nie wiedzą, czy ze względu na nowe zasady będą mieli w ogóle szansę na obronę tytułu.
Jan Zieliński, który rok temu razem z Su-wei Hsieh z Tajwanu triumfował w mikście w Australian Open i Wimbledonie, też nie wie, czy będzie mu dane wystąpić w tej konkurencji w Nowym Jorku w sierpniu. Czy jego zdaniem topowi singliści licznie wyrażą chęć udziału w tej imprezie?
- Na pewno kilku chce wystąpić. Wybrano bardzo optymalny dla nich termin, pieniądze do zgarnięcia są bardzo duże. Będą chcieli sobie zagrać taki pokazowy turniej za wielkie premie, bez większego wysiłku. Nie sądzę, by zdecydowała się na to cała czołówka, ale na pewno większość Amerykanów przystąpi do tego. Pewnie niektóre pary, jak np. Stefanos Tsitsipas i Paola Badosa również mogą się pojawić. Obstawiam, iż będzie trochę graczy z Top 10 i Top 20. Dzikie karty prawdopodobnie w większości zostaną rozdane graczom z USA lub niektórym parom z nimi w składzie. Stąd mam wrażenie, iż będzie to głównie turniej amerykański - mówi Sport.pl Zieliński, 30. deblista świata.
Tsitsipas już potwierdził, iż razem z Badosą chcą wystąpić w tej imprezie. W poprzednim sezonie wygrali jednodniowe zawody pokazowe zorganizowane przez Amerykańską Federację Tenisową tuż przed US Open. Zainteresowanie występem w tegorocznej oficjalnej wersji wyrazili też m.in. zaręczeni Katie Boulter i Alex de Minaur, liderka rankingu WTA Aryna Sabalenka oraz Amerykanie Jessica Pegula i Taylor Fritz. Możliwość występu zasugerował też Holger Rune. Jako chyba jedyna z czołówki jak na razie wykluczyła ten start Coco Gauff. Będąca trzecią rakietą świata Amerykanka, która ma na koncie także sukcesy deblowe, stwierdziła, iż zaburzyłoby to jej przygotowania do głównej imprezy.
Czy skuszą się na to druga tenisistka globu i 22. gracz na liście ATP, czyli Świątek i Hurkacz? Grają razem co roku miksta w United Cup i bardzo sobie chwalą tę współpracę. Zamierzali też wspólnie wystąpić w igrzyskach w Paryżu, ale plany pokrzyżowała poważna kontuzja Hurkacza. Świątek na wczesnym etapie seniorskiej kariery w Wielkim Szlemie łączyła grę w singlu z deblem. Trzykrotnie startowała też w grze mieszanej - w latach 2019-21 w parze z Łukaszem Kubotem, z którym szykowała się pod kątem wspólnej gry w igrzyskach w Tokio. Czy podejmie się tego też latem w Nowym Jorku? Daria Sulgostowska, menedżerka PR w teamie 23-letniej tenisistki, w poniedziałek potwierdziła nam jedynie występ polskiego duetu w Indian Wells.
- O dalszych planach turniejowych będziemy informować na bieżąco - dodała. Nie dostaliśmy wciąż odpowiedzi na takie samo pytanie wysłane do teamu Hurkacza. Z nieoficjalnych informacji wynika, iż wspólnego startu w Nowym Jorku dwójki najlepszych polskich tenisistów wykluczyć nie można.
Zieliński: totalnie minęli się z celem. Premia za wygranie turnieju taka sama jak za mecz 1. rundy
Były świetny deblista i dwukrotny finalista wielkoszlemowego miksta Marcin Matkowski przewiduje, iż na ofertę US Open skusi się mniej więcej połowa światowej czołówki w singlu. Nie ma on też wątpliwości, jakie będzie podejście zawodników do tego startu.
- Fritz nie zagra, by zostać wielkoszlemowym mistrzem miksta, tylko po to, by zgarnąć premię i pokazać się w dobrym czasie antenowym w krajowej telewizji - zaznacza.
Zajmujący czwarte miejsce w rankingu ATP Amerykanin nie kryje, iż zmianę w US Open uważa za dobry ruch. - Z mojego punktu widzenia to zmiana na lepsze. W tym terminie nie mam kolizji z meczami singla. W innym przypadku bym nie wystąpił. Wielu deblistów będzie złych, ale mikst w dotychczasowej postaci nie miał wielkiego wkładu do wielkoszlemowej historii. Nie wywołuje entuzjazmu wśród kibiców, nie zapełnia trybun. Ludzie będą bardziej zadowoleni, widząc singlistów grających razem - argumentował jakiś czas temu zawodnik, który nie ma na razie w dorobku żadnego tytułu tej rangi.
Organizatorzy US Open właśnie chęcią przyciągnięcia kibiców tłumaczą głównie wprowadzoną zmianę. Debliści zarzucają im bezrefleksyjną pogoń za wpływami z dodatkowych biletów.
- To frustrujące. Ciężko mi znaleźć tu coś pozytywnego. To totalny brak szacunku do tradycji i historii Wielkiego Szlema. Rozumiem, iż mikst nie jest na tych turniejach konkurencją priorytetową, ale zawsze był ich częścią, częścią ich historii. Teraz jest to pokazówka, w której my - debliści - nie możemy choćby wziąć udziału. Chyba iż zostaniemy obdarowani łaską organizatorów w postaci dzikiej karty. Rozumiem chęć innowacji, uatrakcyjnienia produktu, przyciąganie osób, ale organizatorzy US Open w tym roku totalnie minęli się z celem i wybrali zły kierunek. Przykro na to patrzeć - zaznacza Zieliński.
Mikst głównie jest okazją do dodatkowego zarobku dla deblistów. Zarobku niewielkiego - z perspektywy topowych tenisistów. Rok temu zwycięzcy miksta w Nowym Jorku dostali po 100 tysięcy dolarów na głowę. Tyle samo otrzymywał każdy, kto przystąpił do meczu pierwszej rundy w singlu.
- Przez 20 lat tenisiści prosili o podwyżkę premii w mikście i było o to bardzo ciężko. Teraz wykładają dla zwycięzców milion dolarów. To pokazuje, iż pieniądze są. Mogliby więc zrobić normalny turniej mikstowy i dodatkowo pokazówkę. Albo niech oficjalnie zrezygnują z miksta i ogłoszą, iż robią tylko pokazówkę. A nie, iż mówią, iż to jest wielkoszlemowy turnieju mikstowy. Dla mnie to skandal, którego się nie spodziewałam. Od paru lat próbują tego debla trochę zakopać - opowiada Sport.pl Alicja Rosolska, finalistka US Open 2018 w mikście.
"Można było zjeść ciastko i mieć ciastko". Niemal 20 lat temu wściekli tenisiści poszli do sądu
Matkowski, który w grze mieszanej grał o tytuł w US Open 2012 i Roland Garros 2015, podziela jej zdanie co do tego, iż organizatorzy mogli załatwić to inaczej.
- Dla mnie to słaby ruch. Skasowali miksta jako prawdziwą rywalizację. Wypchnęli go poza termin turnieju głównego. Trudno też mówić o prawdziwym turnieju, gdy połowa stawki dostaje dzikie karty. Nie widzę powodu, dla którego nie mogli zrobić dwóch turniejów - tradycyjnego miksta i pokazówki dla singlistów. Z tego, co czytałem, to pieniądze z miksta mają przejść do debla, a nie na tę pokazówkę, więc można było zjeść ciastko i mieć ciastko - argumentuje utytułowany były tenisista.
Przypomina też, jak prawie 20 lat temu wewnętrznej rewolucji próbowało dokonać ATP, które napotkało opór zawodników. - W 2006 roku ATP wyszło z propozycją, by za dwa-trzy lata stworzyć jeden ranking - tak naprawdę singlowy - i na jego podstawie wyłaniać uczestników turniejów touru. Debliści się zjednoczyli i zaprotestowali, sprawa trafiła do sądu. Był pozew i ATP się wycofało - wspomina.
Czy teraz debliści też są gotowi na podobną walkę? Albo przynajmniej na inną formę protestu niż posty w mediach społecznościowych?
- Są tego typu rozmowy. Aczkolwiek jest to przedsięwzięcie wymagające dużego zorganizowania, bycia na tej samej płaszczyźnie, więc jest to o wiele bardziej skomplikowane niż można byłoby to sobie wyobrazić. Na ten moment nie ma żadnych rzetelnych przedsięwzięć - opowiada Zieliński.
Krok wykonany przez organizatorów US Open uważa za bardzo niepokojący sygnał w kontekście przyszłości miksta. Ma jednak nadzieję, iż nowojorski eksperyment nie będzie udany i powróci tradycyjna formuła. Taki sam wariant bierze pod uwagę Matkowski, który przyznaje, iż organizatorzy innych turniejów tej rangi mogą się teraz przyglądać efektom próby w USA. Najbardziej konserwatywny w tym gronie jest Wimbledon. Głos na razie zabrali organizatorzy Australian Open, którzy zapowiedzieli, iż nie zamierzają niczego zmieniać.
Bardziej pesymistyczne spojrzenie na dalszą przyszłość miksta w US Open ma redaktor naczelny "Tenisklubu" Adam Romer. - Do nowej formuły jestem sceptycznie nastawiony. To absolutnie absurdalne. Nie widzę tu wartości dodanej. To trochę nieudolna próba uatrakcyjnienia turnieju. Dla mnie to droga w jedną stronę - za rok lub dwa uznają, iż to nie bardzo wypaliło, nie przyniosło oczekiwanej oglądalności i mikst jako taki zlikwidują - przewiduje ekspert.