Na sobotę zaplanowano trzy spotkania 11. kolejki ekstraklasy. Najpierw na boisku pojawili się Bruk-Bet Termalica Nieciecza i Widzew Łódź. Ostatecznie druga z ekip odniosła zwycięstwo aż 4:2, a bohaterem został Fran Alvarez, zdobywca hat-tricka. Tuż po nich do walki w Radomiu stanęli Radomiak i Zagłębie Lubin. Większe szanse dawano gościom. Ci nie zaznali smaku porażki od sierpnia 2025. Dodatkowo pod koniec września mierzyli się z Radomiakiem w ramach Pucharu Polski i wygrali 2:0. Mimo wszystko ekipa z Radomia liczyła na rewanż.
REKLAMA
Zobacz wideo VAR zabija piękno futbolu? Awantura w studiu! Kosecki: To jest głupota, wycofajmy to
Co za pierwsza połowa Radomiaka. Zagłębie nie wiedziało, co się dzieje
I mocno weszła w ten mecz. Już w 2. minucie Radomiak miał pierwszą okazję na gola. Ze strzałem z bliskiej odległości dobrze poradził sobie jednak Dominik Hładun. W 13. minucie gospodarze dopięli swego. A pomógł im w tym... Leonardo Rocha. Zamiast wybić piłkę, to napastnik z Lubina skierował ją w światło bramki po podaniu Rafała Wolskiego. - Piłka w bramce. To jest gol samobójczy - krzyczeli komentatorzy Canal+Sport.
W kolejnych minutach gra nieco się wyrównała, ale i tak większą inicjatywę wykazywali gospodarze. I w 30. minucie podwyższyli prowadzenie. Tym razem piłkę do siatki skierował piłkarz Radomiaka, a nie rywal. Był to Steve Kingue. Zrobił to kapitalnie. Akcja rozpoczęła się od wyrzutu z autu w pole karne. Piłka trafiła najpierw do Mauridesa, a następnie poleciała w głąb boiska. Tylko czekał na nią Kingue, który "urwał się" obrońcom i wbił futbolówkę główką. - Ależ to jest prosta gra. Wystarczy wrzucić piłkę w pole karne, poczekać na jakieś zamieszanie, albo poczekać na to, aż twój zawodnik wpakuje ją do siatki - ocenili komentatorzy.
I ten gol dodał pewności siebie Radomiakowi. Już cztery minuty później wynik spotkania na 3:0 mógł ustanowić Mateusz Cichocki, ale piłka minęła słupek. Ostatecznie w tej połowie więcej goli nie padło, ale końcówka zwiastowała, iż kibiców czeka jeszcze wiele emocji. I te faktycznie się pojawiły.
Zobacz też: 31:1. Co za dominacja Pajor i spółki!
Nerwy w końcówce
To, co nie udało się Cichockiemu w pierwszej odsłonie, udało się Janowi Grzesikowi. Podwyższył bowiem prowadzenie na 3:0. Stało się to w 53. minucie. Otrzymał piłkę, opanował ją i oddał skuteczny strzał. Zagłębie wydawało się rozbite. A rywale chcieli ich dobić. W 61. minucie kapitalną okazję do czwartej bramki miał Wolski, ale znów drużynę z Lubina uratował golkiper.
Goście starali się jednak stawić opór. Nie chcieli być tylko "chłopcami do bicia" i szukali gola kontaktowego. I nagle doszło do zwrotu. Czekali na błąd rywali. Takowy pojawił się w 69. minucie. Radomiak stracił piłkę na własnej połowie, z czego błyskawicznie skorzystało Zagłębie. Szansę wykorzystał Rocha. Tym razem zdobył gola dla własnej drużyny. I lubińska ekipa stała się groźniejsza.
Próbowała zmusić gospodarzy do błędu. I prawie im się udało. W 85. minucie sędzia wskazał na 11. metr, a Radomiak zaczął drżeć. Powód? Michalis Kosidis został sfaulowany przez Mateusza Cichockiego. Ostatecznie jednak piłkarz Zagłębia nie podszedł do wykonania rzutu karnego. Arbiter anulował decyzję, bo dopatrzył się spalonego. Ekipa z Lubina jednak nie odpuszczała i była groźna do końca, ale na gole się to nie przełożyło.
Radomiak Radom - Zagłębie Lubin 3:1
Strzelcy: Rocha (13'GS, 69'), Kingue (30'), Grzesik (53')
Dzięki temu zwycięstwu Radomiak awansował na siódme miejsce w tabeli. Po 11 meczach ma 15 punktów na koncie, tyle samo, co szósta Legia Warszawa czy ósmy Lech Poznań, ale ma o dwa spotkanie rozegrane od nich więcej. A co z Zagłębiem? Pozostał na dziewiątej lokacie. Ma 13 "oczek" w dorobku po 10 starciach. Seria lubińskiej ekipy bez porażki została przerwana.