Pyry z gzikiem – Luźne, obiektywne i nietypowe podsumowanie Lechowego tygodnia serwowane w poniedziałki podczas pory obiadowej. Alternatywa dla cyklu „Na chłodno” lub jak kto woli – „Na chłodno mini” bądź „express”.
Poniedziałek, 28 października 2024, godzina już wyłącznie na odgrzewany obiad w postaci „Pyr z gzikiem”, które po ostatnich dwóch wypada zaserwować Wam choćby z opóźnieniem dzieląc dzisiejsze danie na trzy części. Smacznego!
ZA 6 PUNKTÓW
Oczekiwanie na arcyważny i arcyciekawy mecz z Cracovią mogło przypominać oczekiwanie na pojedynek w Warszawie po październikowej przerwie na kadrę 3 lata temu. Dla Lecha Poznań oba spotkania były meczami za tzw. „6 punktów”, tydzień temu Lech Poznań miał przede wszystkim pokazać, iż dołek w grze jest niewielki, nie przerodzi się w żaden jesienny kryzys, a jednym z problemów w starciu z Motorem Lublin faktycznie była kiepska murawa. Pierwsza połowa spotkania w Krakowie nie była dobra w wykonaniu Kolejorza, z gry nic interesującego nie pokazaliśmy, Cracovia też kilka zaprezentowała, jednak remis po takiej grze w pierwszych 45 minutach chyba można było brać w ciemno? Remis na Cracovii, po przerwie na kadrę, w meczu z mocnym rywalem nie wydawał się aż taki zły, można by odhaczyć to spotkanie i iść dalej. Niespodziewany początek drugiej części narobił jednak ochoty na coś więcej, Lech wyszedł z szatni odmieniony, Cracovia tak jakby siadła, głównie dzięki indywidualnej jakości m.in. Mikaela Ishaka udało się strzelić 2 gole w ciągu 4 minut i ustawić sobie spotkanie.
Druga połowa meczu z Cracovią była koncertem w wykonaniu Lecha Poznań, który jeszcze zadrwił sobie z rywala Adrielem Ba Louą wpuszczonym przy stanie na kontry. Bardzo mocny pierwszy kwadrans zeszłotygodniowego meczu i dwubramkowe prowadzenie pozwoliło Kolejorzowi grać nieco bardziej zachowawczy futbol, w którym ważna była boiskowa kontrola. O dziwo Lech Poznań w meczu z ofensywnie usposobionym rywalem mającym przed 12. kolejką najlepszy atak w lidze kontrolował przebieg boiskowych wydarzeń aż do ostatniej minuty, potrafił wykorzystywać wolne przestrzenie w środkowej strefie, z łatwością wyprowadzał kontry i jeszcze bez trudu odpierał pojedyncze ataki Cracovii, która miała rekordowe niskie xG (0,04). Poniższe statystyki po 90 minucie wyśrubowane głównie w drugiej połowie najlepiej podsumowują efektywny występ Lecha w Krakowie, statystyki drugiej połowy pokazując za to najlepiej, jak wyglądała druga część gry (69% posiadania piłki na naszą korzyść i w strzałach 12/6 do 2/0).
Bramki: 0 – 2
Strzały: 5 – 17
Strzały celne: 1 – 7
Przed meczem z Cracovią wielu kibiców obawiało się tego spotkania bojąc się tzw. „mokrej szmaty”, która pogłębi dołek w grze. Niespodziewana porażka z Motorem po wcześniejszym odpadnięciu z Pucharu Polski i nieco gorszej grze od Jagiellonii Białystok 5:0 zachwiała nastrojami, wprowadziła dużo nerwowości, do tego doszedł trudny na papierze mecz po przerwie na kadrę i przy Kałuży, gdzie Lech przez całą historię wygrał tylko 6 ligowych meczów, w tym ostatni 15 lipca 2020 roku. Na całe szczęście dla całej Lechowej społeczności dnia 26 października 2024 roku Kolejorz pozytywnie wszystkich zaskoczył, po odczarowaniu Mielca, Lubina czy Śląska dorzucił odczarowanie obiektu przy Kałuży odnosząc zwycięstwo na oczach kompletu widzów, w prestiżowym meczu, w meczu na szczycie i jeszcze z niewygodnym rywalem. Tego typu zwycięstwa są wygranymi za tzw. „6 punktów”, budują nastroje panujące wokół klubu, są takimi zwycięstwami z nieco wyższej półki, które mają wpływ na wzrost medialności przyciągając uwagę nie tylko kibiców Kolejorza. Takich zwycięstw właśnie brakuje Lechowi, w ostatnim czasie poznaniacy zbyt rzadko wygrywali na wyjeździe, przed kompletami widzów, w tzw. meczach na szczycie, dlatego taki triumf, jak przy Kałuży miał choćby dla nas ogromną wartość, a wszyscy inni kibice mogą jeszcze kiedyś wrócić do meczu z dnia 19 października 2024 roku, jeżeli w maju przyszłego roku Lech Poznań sięgnie po tytuł Mistrza Polski. Nasza euforia po tym spotkaniu była naprawdę duża, Lech tej jesieni gra rzadko, jeździmy już za nim wszędzie tam, gdzie się da i kiedy tylko pozwala na to czas, więc tym bardziej fajnie, iż mogliśmy Wam przekazać same dobre informacje i trochę multimediów.
NA WAGĘ 4 PUNKTÓW
Po równo 7 dniach od meczu z Cracovią, po którym Lech nikomu nie odskoczył, ale zachował przewagę nad najgroźniejszymi rywalami przyszło spotkanie z Radomiakiem. Przed tym meczem dużo mówiło się o murawie, którą ratowano od starcia Ukrainy z Gruzją w Lidze Narodów, dosiano trawę, naświetlano głównie pola bramkowe, gdzie trawa była najgorsza i próbowano ratować nawierzchnię po to, by przetrwała 3 ostatnie mecze. Wizualnie trawa była jeszcze lepsza, poprawiła się jakość murawy pod obiema bramkami, nie wiedziano tylko, jak będzie wyglądała płyta po rozgrzewce i po zachodzie słońca, gdy zwiększy się wilgotność.
Mecz z Radomiakiem Radom był jednym z tych obowiązkowych do wygrania, jeżeli Lech Poznań ma liderować przez kolejne tygodnie. Zespół miał cały pełny mikrocykl treningowy na odpowiednie przygotowanie się do tego spotkania, nikt po Cracovii nie narzekał na uraz, powoli do zajęć zaczęli wracać rekonwalescenci, nie było żadnej wymówki przed takim meczem. Przedmeczowe słowa Nielsa Frederiksena o chęci dominacji od początku i atakowania od pierwszej minuty miały przełożenie na rzeczywistość, Radomiaka do 34 minuty nie było na murawie, gdyby Lech strzelił gola na 2:0, to prawdopodobnie zamknąłby ten mecz w pierwszej połowie wygrywając na końcu pewnie, na luzie i bez większego wysiłku. Niestety, powtórzyła się sytuacja z Motoru Lublin, gdy nasz zespół przeważając i mając kontrolę nagle przestał grać, stracił koncepcję, wspomnianą kontrolę i odpuścił przeciwnikowi, który zaczął się rozkręcać.
Pierwszy kwadrans po przerwie mógł być szokiem dla kibiców, ponieważ Radomiak Radom nie tylko wyrównał, ale jeszcze mógł wyjść na prowadzenie, gdyby po podaniu Jana Grzesika do siatki trafił Christos Donis. Nie wiadomo tak naprawdę, z czego wynika ostatnio nierówna gra Lecha Poznań, który w Krakowie grał dobrze po przerwie, w dwóch innych październikowych meczach grał dobrze tylko przez większą cześć pierwszej połowy. Zespół rozluźniał się przy prowadzeniu 1:0? Czy może faktycznie winna była tylko nierówna murawa? Faktem jest natomiast indywidualna jakość, która przedwczoraj przesądziła o wygranej, a której zabrakło w meczu z Motorem do osiągnięcia choćby remisu. Wtedy zespół Lecha grający przez większą cześć bez pomysłu ratował się bezsensownymi wrzutkami w pole karne bijąc rekord dośrodkowań (42 próby), w sobotę tych wrzutek było już dużo mniej (tylko 19). Zespół więcej próbował grać kombinacyjnie, miał przede wszystkim Afonso Sousę, który dynamikę połączył z techniką, w 72 minucie umiał przyspieszyć akcję w swoim stylu i wyłożyć piłkę Mikaelowi Ishakowi, któremu pozostało tylko dostawić nogę w polu karnym. Nie zmienia to jednak faktu, iż po przerwie to rywal grał lepiej, miał lepsze w statystyki (w strzałach 11/2 do 6/4), ale przez wiele minut pierwszej odsłony był bezradny (w strzałach 11/5 do 2/0 na naszą korzyść), zatem słowa Bruno Baltazara, który uważał jakoby remis był sprawiedliwy są przesadzone. Lech Poznań wygrał zasłużenie, choć z trudem, po ciężkim meczu, na ciężkiej murawie, ale końcowy wynik zawsze przykrywa wszelkie niedoskonałości, a zwłaszcza w kolejce, w której udało się odskoczyć Rakowowi Częstochowa na 4 punkty. Były już wicelider tabeli zgodnie jest uważany przez kibiców Kolejorza za najgroźniejszego rywala Lecha Poznań w walce o tytuł Mistrza Polski, przez co takie zwycięstwo, jak z Radomiakiem Radom było tak naprawdę triumfem na wagę 4 punktów przewagi.
NA DOBRYCH TORACH
Za Lechem Poznań mało emocjonujący październik z zaledwie trzema meczami w tym miesiącu, w którym przez wiele kolejnych lat możemy już nie grać aż tak rzadko. Efekt sportowy? Przykra porażka z Motorem Lublin, a później dwa zwycięstwa, w tym jedno tak jakby bonusowe, przez które Lech Poznań umocnił się na czele. Mimo różnych faz w spotkaniach rozegranych od 5 do 26 października zespół umiał końcowymi wynikami z Cracovią i Radomiakiem jakoś zakryć wszelkie niedoskonałości, jakość posiadana przez Afonso Sousę (2 asysty w tych spotkaniach) czy Mikaela Ishaka (2 gole + asysta) pozwoliła wygrać dwa różne od siebie mecze, po których sytuacja Kolejorza polepszyła się. Aktualnie jesteśmy na dobrym torze, ten Lech Poznań to najlepszy lider Ekstraklasy po 13 kolejkach od 15 lat (31 punktów) czy lepszy o 3 oczka od mistrzowskiej drużyny z sezonu 2021/2022, która po 13 kolejkach miała 28 punktów.
Sezon 2024/2025
1. miejsce – 31 pkt. 10-1-2, 25:8
Sezon 2021/2022
1. miejsce – 28 pkt. 8-4-1, 27:7
Ponadto zachowanie Nielsa Frederiksena już w trakcie pierwszej połowy meczu pokazuje, iż prowadzenie w tabeli na tym etapie meczu czy choćby sezonu dla sztabu kilka znaczy. Pod koniec pierwszej odsłony Duńczyk wyraźnie gestykulował, miał pretensje do ustawienia swoich zawodników, którzy nie pokazywali się na pozycjach, gdy Bartosz Mrozek chciał rozegrać piłkę od tyłu. Po wygranym meczu mina Frederiksena mówiła wiele zdradzając ulgę, jaką mogli poczuć także kibice. Finalnie było bardzo ważne zwycięstwo, punkty się zgadzają, jest dobra sytuacja w tabeli, kibice mają prawo się cieszyć, ale gra jest do poprawy. Niels Frederiksen często po wygranych meczach szuka słabych punktów w postawie piłkarzy czy w grze zespołu, kibice cenią tego typu zachowanie, są zadowoleni z wielu zdań, jakie wypowiada trener pozostający cały czas na ziemi i szukający rzeczy do poprawy. Coś takiego dobrze wróży na przyszłość, bo w tej chwili jest dobrze, ale może i choćby musi być jeszcze lepiej, by zakończyć sezon 2024/2025 na obecnym miejscu.
Lech Poznań tej jesieni gra tak rzadko, iż jedynymi wydarzeniami w październiku były tylko te 3 wspomniane mecze + ewentualnie temat związany z murawą i przedłużenie kontraktu z Joelem Pereirą (brawa dla zarządu za udane negocjacje). Mimo wszystko z racji tylko 3 spotkań o stawkę przez 31 dni zainteresowanie Lechem Poznań względem września, sierpnia czy lipca trochę spadło, mecze Kolejorza to już towar deficytowy, długo trzeba czekać na wizyty przy Bułgarskiej, równie długo na wyjazdowe spotkania, a naszą nieobecność w Europie czy teraz choćby w Pucharze Polski da się zakrywać jedynie przez rozgrywki Ekstraklasy, w których utrzymując 1. lokatę do 24 maja 2025 szanse Kolejorza na dużo ciekawszą jesień za rok znacznie wzrosną. Co dalej? Do końca roku pozostało Lechowi tylko 5 meczów, do rozpoczęcia kolejnej jesiennej przerwy na kadrę jedynie 2 spotkania. W obu Lech będzie faworytem, w sobotę, 2 listopada gramy w Krakowie z Puszczą, którą jutro czeka rywalizacja w Kołobrzegu, na koniec 10 listopada do Poznania przyjedzie Legia, z którą ostatni raz u siebie wygraliśmy 4 lipca 2020 roku. Cel w tych meczach jest jasny, celem jest zanotowanie passy 4 kolejnych zwycięstw, wygranie z ostatnią drużyną w tabeli i ogranie Legii na koniec jej maratonu co 3-4 dni. Ewentualne zwycięstwo w takim meczu byłoby warte więcej niż 3 punkty, wystarczy raz jeszcze spojrzeć na tabelę, by dostrzec stawkę tego spotkania. Po nim w poniedziałek, 12 listopada zaserwujemy Wam kolejne „Pyry z gzikiem”, które (miejmy nadzieję), będą smaczne i lekkostrawne.
1. Lech Poznań 31 pkt.
—
2. Jagiellonia Białystok 28
3. Raków Częstochowa 27
—
4. Cracovia Kraków 26
5. Legia Warszawa 22
6. Pogoń Szczecin 22
Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat)