Pyry z gzikiem – Luźne, obiektywne i nietypowe podsumowanie Lechowego tygodnia serwowane w poniedziałki lub we wtorki podczas pory obiadowej. Alternatywa dla cyklu „Na chłodno” lub jak kto woli – „Na chłodno mini” bądź „express”.
Wtorkowe popołudnie, pora na zmianę w menu obiadowym i „Pyry z gzikiem” jako danie główne. Pyry z gzikiem we wtorek? Sami widzicie, co się ostatnio tutaj dzieje, przeżywamy swoisty renesans, jest trochę treści, trochę ruchu, chcąc działać elastycznie od tej wiosny po niektórych niedzielnych meczach materiał z tego publicystycznego cyklu może być serwowany właśnie we wtorek.
START ZGODNIE Z PLANEM
Mecz z Widzewem Łódź zakończony zgodnie z planem, czyli zwycięstwem i opisywanym wcześniej podwójnym przełamaniem mógł być pierwszym spotkaniem w tym sezonie, w którym Lech Poznań przegrywając 0:1 i tak odniósłby zwycięstwo. Gdyby sędzia uznał bramkę dla łodzian, to nasz zespół grając z taką werwą, determinacją, intensywnością oraz z rozmachem w ofensywie mógłby pierwszy raz od niepamiętnych czasów odrobić rezultat 0:1. Dnia 31 stycznia dopisało dosłownie wszystko – pogoda, frekwencja, atmosfera na trybunach, forma piłkarzy, udał się debiut nowych zawodników, swój czas miały także gwiazdy naszego zespołu w postaci m.in. Afonso Sousy czy Mikaela Ishaka. Ten dzień był świętem całego Lecha Poznań, który rozpoczął wiosnę na miarę lidera, od mocnego uderzenia, a do tego obnażył przygotowanie Widzewa Łódź. Trener tej drużyny „szukający kreta” już podczas pomeczowej konferencji prasowej wyglądał zabawnie, Daniel Myśliwiec sprawiał wrażenie przytłoczonego faktem „sprzedania” przez kogoś z jego obozu wszystkich konkretów, z których Lech Poznań chętnie skorzystał. Ktoś z obozu przeciwnika „sprzedał” system gry Widzewa, nowe ustawienie przygotowane stricte na mecz z Lechem, w którym Widzew nigdy nie wcześniej grał a które miało zaskoczyć poznaniaków nie wypaliło, bo nie było dla Lecha niespodzianką. Kolejorz musiał wiedzieć o planach łodzian już 2-3 dni przed meczem, ponieważ w innym przypadku Niels Frederiksen nie wystawiłby składu skrojonego typowo pod system rywala, którego zaskoczył swoim personalnym zestawieniem. Sami w piątek rano wiedzieliśmy o planach Widzewa Łódź.
Inauguracja rundy wiosennej 2025 pokazała również, jak czasami nieistotne są sparingi, w tym wyniki gier kontrolnych. Lech Poznań oczywiście nie powinien przegrać z FC Nordsjaelland aż 1:7, ale przy okazji tamtego meczu popełniono szereg błędów i nie doceniono klasy rywala. Przede wszystkim Duńczycy przybyli do nas przed obozem w Hiszpanii, byli na świeżości, od początku zagrali w najsilniejszym składzie, zagrali na poważnie, wysoko, pressingiem, każda strata od razu kończyła się szybką akcją i golem. Na dodatek sztab szkoleniowy Lecha Poznań chciał wtedy przetestować system z dwoma napastnikami, nigdy wcześniej tak nie graliśmy, dla naszych zawodników była to nowość, nie wszyscy piłkarze wykonywali swoje zadania, a jednym z „przegranych” był wówczas Ali Gholizadeh, który podpadł Nielsowi Frederiksenowi, przez co w meczu z Widzewem Łódź usiadł na ławce rezerwowych.
BRAK ROZEZNANIA
W tygodniu na kanale Meczyków pojawił się wywiad z Karolem Klimczakiem, który w ostatnich kilkunastu miesiącach był tak jakby w cieniu zdecydowanie ustępując miejsca w mediach Piotrowi Rutkowskiemu czy Tomaszowi Rząsie. W wywiadzie brakowało pytania o 2 trofea na 27 możliwych za jego kadencji, skoro podobno w Lechu „nie ma miejsca na minimalizm”. Inni kibice też zwrócili na to uwagę. Niby nie ma miejsca na minimalizm, a później m.in. klub nie potrafi zwolnić trenera we właściwym momencie rundy jesiennej 2023, a na końcu po rundzie z braku pomysłu zatrudnia Mariusza Rumaka, który naopowiadał bajek właścicielowi potrzebującemu przede wszystkim lepszych doradców z lepszym rozeznaniem w futbolu.
– „Wokół stadionu zmienia się otoczenie, tak się zmienia świat i otoczenie wokół obiektów sportowych. Być może w przyszłości będzie to tylko strefa piesza, wyłączona z ruchu samochodowego. Na wiele stadionów dojeżdża się już tylko komunikacją miejską. Kiedyś jak jechał samochód ulicą, to wszyscy się za nim oglądali, jak jechał elektryk, to było tak samo. Zachęcamy kibiców do jazdy MPK, mając bilet dojedziesz za darmo na mecz, a my jako Lech do tego dopłacamy. Wszystko zmierza w kierunku likwidacji parkingu. Poznaniacy najchętniej wjechaliby samochodem na murawę. Proszę mi wierzyć, iż parkingi, które reklamujemy przed meczem, nie zapełniają się. To wymaga zmiany nawyku.”
Niezrozumiała jest również powyższa wypowiedź na temat, który prędzej czy później wielu z Was zacznie dotyczyć. Na wyjazdy za Lechem jeździ tylko Tomasz Rząsa, dwaj prezesi zwykle nie podróżują po stadionach, więc mogą o tym nie wiedzieć. Każdy duży stadion w Polsce posiada spore parkingi przy obiektach często z dużo lepszą nawierzchnią. Wystarczy udać się do Warszawy pod Narodowy, do Wrocławia czy do Gdańska i sprawdzić sobie samemu, jak tam wygląda otoczenie stadionu (można to jeszcze zrobić dzięki aplikacji Google Earth),
„Proszę mi wierzyć, iż parkingi, które reklamujemy przed meczem, nie zapełniają się.” – Nie zapełniają się, ponieważ są oddalone choćby o kilka kilometrów od stadionu i jeszcze trzeba za nie dodatkowo płacić! Dlatego się nie zapełniają i nie będą zapełniały się nadal, kibice wciąż będą szukać wolnych, darmowych miejsc jak najbliżej obiektu zapychając okoliczne ulice czy osiedlowe parkingi. Prezesowi przydałoby się trochę więcej wyobraźni i rozeznania, parkowanie przez niego na utwardzonym parkingu zaraz na I trybuną nie powinno działać jak klapy na oczach. Może niech prezes Karol Klimczak sam zostawi swoją limuzynę na płatnym parkingu kilka kilometrów od stadionu lub na tym ciemnym przy krzakach znajdującym się przy ulicy Cmentarnej (ten parking jest chociaż darmowy), a potem podróżuje pieszo bądź słynną komunikacją MPK. Akurat najbliższy piątkowy mecz zakończy się o godzinie 22:30, o tej porze ma być już -7°C, może niech Pan Prezes sam zrobi sobie mroźny spacer po meczu i dowie się, dlaczego kibice dojeżdżający na Kolejorza nie tylko z landów nie chcą zostawiać swoich pojazdów w tego typu podejrzanych miejscach. Może to wszystko nagra LechTV tworząc unikalny materiał na YouTube?
TRANSFERY
Temat zimowych transferów mamy już adekwatnie zakończony. O Gislim Thordarsonie i Rasmusie Carstensenie było pisane już w „Na chłodno”, dzisiaj doszedł nowy napastnik z Hiszpanii, który wzmocni rywalizację o miejsce w składzie. Opinie kibiców po transferze 29-latka są podzielone, ale serio na tym etapie lutego spodziewaliście się kogoś lepszego? Chcieliście kogoś z klubu, który tak jak my rozpoczął już rundę wiosenną? Mario Gonzalez to taki obieżyświat, który coś tam potrafi, pograł w różnych ligach, zebrał doświadczenie i będąc w formie fizycznej na pewno przyda się Lechowi Poznań mogąc być wartościowym zmiennikiem dla Mikaela Ishaka. Warto pamiętać, iż w końcu ktoś inny niż zawodnik ze Skandynawii nie przyszedł tutaj jako podstawowa dziewiątka a jako napastnik mogący być w przyszłości podstawową dziewiątką, jeżeli swoją pracą na treningach wywalczy sobie miejsce w pierwszym składzie Lecha Poznań. Oczywiście Mario Gonzalez wygląda jak transferowa okazja, jak piłkarz z polecania menagerów, który mimo wszystko został prześwietlony na różne sposoby, Lech Poznań nie sięgnął po typowy wynalazek czy po kogoś, kto stylem gry nie będzie pasował do Kolejorza. Finalnie tej zimy Lech przeprowadził transfery na wszystkie pozycje, na jakie chciał, wyczyścił szatnię z części słabych lub niechcianych zawodników, dlatego analizując na spokojnie transferową sytuację kibice chyba mogą być zadowoleni? Pierwsza jedenastka na papierze jest mocna, ławka rezerwowych na papierze też jest lepsza niż jesienią, z tym składem jak najbardziej da się zdobyć tytuł Mistrza Polski, a już szczególnie wtedy, gdy drużynę ominą kontuzje liderów. Oczywiście, przydałby się jeszcze lewy obrońca o innym profilu od Michała Gurgula, ale na tym etapie zimowego okienka transferowego dnia 11 lutego 2025 znalezienie takiego gracza bez przepłacenia za kogoś jest niemożliwe, a ściąganie znowu kogoś do odbudowania na półroczne wypożyczenie czy przeszukiwanie Skandynawii nie ma sensu.
POWTÓRKA Z ROZRYWKI
Mecz Lechia Gdańsk – Lech Poznań być może był choćby spotkaniem o mistrzostwo. Już do końca sezonu może nie powtórzyć się kolejka, w której przed nami punkty straciłyby wszystkie trzy zespoły walczące o tytuł w postaci Rakowa, Legii oraz Jagiellonii. Trzeba być naprawdę Lechem Poznań z 2 trofeami na 27 możliwych za Klimczaka, żeby odstawić w Trójmieście coś takiego. Przed tym meczem wszyscy wiedzieli o spotkaniu-pułapce, jakie czeka Lecha Poznań, sami w naszych artykułach ten mecz właśnie tak nazywaliśmy, przestrzegaliśmy przed Lechią, która jest innym zespołem, niż w rundzie jesiennej, pisaliśmy o komplecie wygranych w sparingach czy choćby o remisie z Motorem Lublin mimo przegrywania przez gdańszczan 0:1. I co? I Lech Poznań wiedząc o stawce tego spotkania, determinacji Lechii Gdańsk, o innych wynikach 20. kolejki wychodzi o 17:30 wystraszony, nieskoncentrowany, już w 2 minucie pierwszą kartkę w całym sezonie dostaje Alex Douglas, w 14 minucie otrzymuje drugą żółtą i to byłoby na tyle. Jeszcze wcześniej Lech dopuszcza Lechię do dwóch groźnych okazji, po nich potrafi uspokoić sytuację, ale czerwień dla Szweda realnie kończy emocje w tym spotkaniu. Od 14 minuty pachniało już porażką Kolejorza, realnie nie było szans, by nasz zespół dowiózł 0:0 do końca czy jakimś cudem wygrał 1:0. Dotąd przy stanie 0:1 przegrał wszystkie spotkania, zatem po bramce dla gospodarzy w 45 minucie choćby do osiągnięcia remisu potrzebny był cud.
W niedzielę choćby mimo tej czerwieni mogłoby być lepiej, gdyby sędzia nie uznał gola ze spalonego, który był bramką „do szatni” podcinającą tylko skrzydła naszej drużynie czy gdyby wyrzucił z boiska Bobcka za chamski faul na Bartoszu Salamonie. Szukając usprawiedliwień na siłę można oczywiście zrzucić całą winę na błędy sędziego, ale można też szukać winy np. w podejściu piłkarzy. Dlaczego Lech Poznań już 4 kolejny mecz wyjazdowy zaczyna aż tak źle? Dlaczego już na starcie spotkań rozgrywanych na innym terenie daje się zdominować? Czemu poza Bułgarską nagle traci wszystkie swoje atuty? Co najgorsze Niels Frederiksen po meczu nie wiedział, dlaczego jego zawodnicy tak źle wchodzą w mecze wyjazdowe i czemu ostatni raz wygrali na wyjeździe 19 października? Duńczyk nic nie wiedział, na dodatek znowu został wypunktowany przez kolejnego trenera. Tym razem John Carver przyznał, iż wiedział o stylu gry Lecha Poznań, w tym o wysoko ustawionych stoperach nakazując swoim zawodnikiem zagrywać długie piłki za plecy naszych obrońców i kierować je do napastników. Drugie żółtko dla Alexa Douglasa wynikało właśnie z tego typu gry Lechii Gdańsk, która taktycznie od początku przewyższała Lecha Poznań umiejąc jeszcze zaskoczyć nasz zespół intensywną grą na dużej determinacji.
Pomiędzy Lechem Poznań z Bułgarskiej a tym wyjazdowym jest zbyt duża różnica, bilanse 9-0-1, gole: 27:7 i 4-2-4, bramki: 10:9 mówią wszystko, a przecież każdy trzeźwo myślący kibic chyba zdaje sobie sprawę z braku kompletu zwycięstw u siebie do końca sezonu? To polska liga. Nie ma szans, aby Lech Poznań wygrał do 24 maja wszystkie domowe spotkania, my chcąc zdobyć to mistrzostwo musimy zacząć wreszcie zbierać punkty na wyjazdach, bo w innym przypadku Kolejorz nie zostanie mistrzem, wcześniej straci lidera, natomiast 24 maja zamiast świętować będziemy wspominać dzień 9 lutego, w którym cały Lech Poznań zagrał jak typowy Lech Poznań i nie wykorzystał szansy na coś dużego.
Wyobrażacie sobie, co byłoby gdyby Lech Poznań zrobił swoje w Gdańsku? Poznaniacy mieliby teraz 44 punkty, mieliby aż 6 oczek przewagi nad wiceliderem i aż 11 punktów więcej od zespołu będącego na 4. pozycji, która w okresie 2024/2025 może nie dać awansu do pucharów. Gdyby Kolejorz wygrał na Polsat Plus Arenie, to tak naprawdę Europę miałby już w kieszeni, a liderem Ekstraklasy byłby minimum do rozpoczęcia marcowych zmagań. Teraz pozostaje już tylko gdybanie i rozczarowanie samym początkiem meczu Lecha Poznań z Lechią w Gdańsku.
1. Lech 44 pkt.
2. Jagiellonia 38
3. Raków 37
—
4. Legia 33
5. Cracovia 33
6. Pogoń 33
WYGRAĆ DLA SPOKOJU
Kończąc dzisiejsze „Pyry z gzikiem” krótko o meczu z Rakowem Częstochowa. W piątek trzeba wygrać dla samego komfortu psychicznego dosłownie wszystkich osób związanych z Lechem Poznań i dla spokoju w głowach. Kręgosłup tego odmłodzonego, przebudowywanego zespołu dopiero się buduje, tak naprawdę wciąż nikt nie zna mentalnej siły tej drużyny, strach pomyśleć co się stanie, jeżeli teraz po wyjazdowej porażce przyszłaby jeszcze przegrana przy Bułgarskiej na oczach tysięcy kibiców, którzy liczą na utrzymanie fotelu lidera Ekstraklasy już do końca sezonu 2024/2025. Po najbliższych dwóch domowych meczach wszyscy będziemy mądrzejsi, 24 bądź 25 lutego zaserwujemy kolejne „Pyry z gzikiem”, w których można będzie podsumować sytuację Kolejorza na różnych polach. Do przeczytania w kolejnych tekstach!
Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat)