Dyskwalifikacje po skoku, czy niedopuszczenie do rywalizacji jeszcze przed oddaniem próby, to nieodłączna część rywalizacji skoczków narciarskich. Zwłaszcza w ostatnich latach, gdyż wszelkie pomiary kombinezonów stały się niezwykle rygorystyczne. Czasem wystarczy kilka milimetrów w złą stronę i zawodnik już może zapomnieć o dobrym wyniku.
REKLAMA
Zobacz wideo Alarm przed PŚ w skokach. Zaskakujące obrazki
Lillehammer lubi dziwne przypadki. Paweł Wąsek coś o tym wie
Niekiedy zdarza się też, iż skok nie może zostać oddany z innego powodu. Na przykład niezwykle absurdalnego. W zeszłym sezonie w Lillehammer, gdzie realizowane są inauguracyjne zawody obecnej kampanii, Paweł Wąsek nie oddał skoku konkursowego, ponieważ... zaginęła jego torba ze sprzętem. Jak się okazało, ktoś z obsługi przez przypadek zabrał ją na dół skoczni, a Polak nie zdołał ustalić tego na czas.
Tate Frantz nie mógł pokazać formy. Winnym... suwak
Jednak można mieć też po prostu wielkiego pecha. Jak Tate Frantz. Amerykanin bardzo dobrze spisywał się na treningach poprzedzających konkurs mikstów w Lillehammer (coś ta norweska skocznia nie przynosi szczęścia zawodnikom ostatnio), zajmując w nich kolejno szóste i piąte miejsce. Można więc było oczekiwać, iż 19-latek również w serii konkursowej pokaże świetną formę. Niestety o tym nie mieliśmy choćby okazji się przekonać.
W trakcie rywalizacji kamery pokazały nagle Frantza jadącego wyciągiem w dół skoczni. Już wtedy stało się jasne, iż Amerykanin nie przystąpi do rywalizacji, co pogrzebało szanse jego drużyny na awans do drugiej serii. Początkowo wszyscy podejrzewali dyskwalifikację przy kontroli przed skokiem. Jednak powód okazał się zgoła odmienny i o wiele bardziej pechowy.
Jak wyjaśnił w dalszej części transmisji reporter Eurosportu Kacper Merk, Frantz padł ofiarą... zamka w kombinezonie. - Zepsuty kombinezon. Coś się z suwakiem stało i nie dało się zapiąć do końca. Amerykanin choćby nie podchodził do belki startowej, bo wiedział, iż zostałby zdyskwalifikowany, więc to nie miałoby sensu - powiedział Merk.
USA w trójkę nie miało szans. Polacy z niezłym występem (jak na mikst)
Pozbawieni lidera Amerykanie zajęli 11. miejsce i odpadli już po pierwszej serii (zabrakło im niespełna 110 pkt, a taką notę Frantz w dobrej formie spokojnie mógłby osiągnąć). Polacy zajęli siódmą lokatę, co biorąc pod uwagę, jak z reguły wypadamy w mikstach, można określić jako solidny wynik (indywidualnie wśród mężczyzn szósty był Paweł Wąsek). Wygrali Niemcy przed Norwegią oraz Austrią.