W lipcu 2008 Marcin Krzywicki został powołany przez selekcjonera Leo Beenhakkera do reprezentacji Polski, jednakże z udziału w zgrupowaniu kadry wykluczyła go kontuzja pachwiny. Dwumetrowy napastnik był wtedy 22-latkiem, który przebijał się w ekstraklasowej Cracovii. Ostatecznie kariery na najwyższym poziomie rozgrywkowym nie zrobił. Zagrał 20 meczów, wszystkie w barwach "Pasów".
REKLAMA
Zobacz wideo Sensacyjny powrót do reprezentacji Polski?! Jan Urban: Nie wahałbym się
Pożar w mieszkaniu znanego piłkarza. "Przerażające, Góralski gasił rękoma"
Swój najlepszy moment kariery Krzywicki miał kilka lat później. W pierwszoligowej Wiśle Płock strzelił 10 goli w okresie 2013/14. Z czasów gry w tym klubie wiąże się też niezwykła historia, którą napastnik wspomina do dziś.
- W Płocku wydarzyła się jedna historia, która mnie zawsze trzyma. Często po środowych treningach z ekipą oglądaliśmy Ligę Mistrzów i za każdym razem robiłem zbiórkę po treningu, jechałem do sklepu i kupowałem jedzenie na wieczór. Później przygotowywałem wszystko. Przyjeżdżało 10 osób i oglądaliśmy Ligę Mistrzów - zaczął Krzywicki, który opowiedział tę historię na kanale "Podcast Sportowy" na YouTube.
- Raz doszło do takiej sytuacji, iż trzeba było zrobić dużo jedzenia, a ja miałem jeszcze taki stary piekarnik i stamtąd zaczął mi kapać olej. Podpalił się cały piekarnik, zapaliła się cała kuchnia, szafki. Kazałem wszystkim uciekać, bo z gazem nie ma żartów. Oczywiście niezniszczalny Jacek Góralski wrócił i zaczął to gasić praktycznie rękoma. Teraz to brzmi śmiesznie, ale wtedy to było przerażające. Chłopacy wybiegli bez butów na klatkę. Straż pożarna powiedziała, iż dwie, trzy minuty i jeżeli byśmy byli w środku, to nikt z nas mógłby stamtąd nie wyjść, bo czad gwałtownie się roznosił - zakończył Krzywicki.