Potężny konflikt w samym środku Europy. Tutaj ten sport jest zakazany

2 godzin temu
Zdjęcie: Materiały prasowe firmy Fincantieri/oficjalna strona Europarlementu


Dotąd takie praktyki dotyczyły przeważnie despotycznych monarchów, rządów faszystowskich czy fundamentalistów islamskich. Teraz wydarzyły się w środku Europy. Burmistrz małego włoskiego Monfalcone postanowiła pójść w ich ślady i zakazała na swoim terenie sportu, który jest istotny dla pokaźniej liczby mieszkańców.
Monfalcone to 30-tysięczne miasto w północnych Włoszech. Położone jest nad Adriatykiem i słynnie ze swojej stoczni. W jej historii są też polskie akcenty - to tam 1 maja 1934 roku położono stępkę pod polskim transatlantykiem "Batorym". Tam też wybudowano włoski pancernik "Roma", który 9 września 1943 r. został zatopiony u wybrzeży Sardynii po niemieckim bombardowaniu. Zginęło wtedy 1326 marynarzy i żołnierzy. Hitlerowcy nie chcieli, by okręt wpadł w ręce aliantów po kapitulacji Włoch.

REKLAMA







Zobacz wideo



Burmistrz Monfalcone idzie śladem Edwarda II i Petaina
Teraz Monfalcone znów stało się sławne. Napisał o nim m.in. najpoczytniejszy serwis informacyjny na świecie: BBC. Piszą też inne brytyjskie media, a także te azjatyckie. Najwięcej z Indii.


Okazało się, iż pani burmistrz Monfalcone zapisała się tak samo w historii jak Edward II, marszałek Petain czy Talibowie. Ten pierwszy, król Anglii, zakazał w 1349 r. ludowych gier w piłkę, które dały początek piłce nożnej, rugby, futbolowi amerykańskiemu, australijskiemu etc. Chodziło o to, iż sporty piłkarskie odciągały ludzi od przydatnego na wojnie łucznictwa. Ten drugi, gdy został szefem marionetkowego rządu w tzw. Francji Vichy, państwa współpracującego z hitlerowskimi Niemcami, ogłosił zakaz gry w rugby trzynastoosobowe. Była to półprofesjonalna odmiana rugby, dynamicznie rozwijająca się we Francji w latach 30. XX wieku. Uznana była jednak za progresywną i związana z ruchem robotniczym. Akcję pacyfikacji klubów rugby trzynastoosobowego przeprowadził słynny pięciokrotny mistrz Wielkiego Szlema, Jean Borotra. Co ciekawe, niektóre postanowienia rządu Vichy nie zostały odwołane choćby po wyzwoleniu Francji i objęciu władzy przez marszałka de Gaulle'a. Aż do lat 80. rugby trzynastoosobowe, które nigdy już się nie odbudowało po szykanach Vichy, nie mogło używać w nazwie słowa rugby. Po francusku nazywały się "treizistes", czyli trzynastki.
jeżeli natomiast chodzi o Talibów, to zakazali oni sportu w ogóle, gdy doszli do władzy w latach 90.
Burmistrz Monfalcone zakazuje krykieta
Teraz burmistrz Monfalcone, Anna Maria Cisint, idzie tym śladem. Zakazała w swoim mieście krykieta. A to dlatego, żeby chronić kulturową esencję miasta. Do władzy wyniosły ją antyimigranckie nastroje. Ona sama należy do prawicowej Ligi, której liderem jest Mateo Salvini. W Monfalcone rządzi już drugą kadencję. - Nasza historia jest wymazywana - mówi Cisint w rozmowie z reporterem BBC. - To tak, jakby nie miała już znaczenia. Wszystko zmienia się na gorsze.



Stoczniowe miasto nad Adriatykiem ma bardzo liczną społeczność imigrancką. Składa się głównie z muzułmańskich Bengalczyków, którzy do Monfalcone zaczęli przybywać w późnych latach 90. i zatrudniali się w miejscowej stoczni, gdzie potrzebowano rąk do pracy, by budować ogromne wycieczkowce.
Razem z Bengalczykami przybył do włoskiego miasteczka krykiet, najpopularniejsza gra w całej południowej Azji. Teraz jednak przybysze muszą uprawiać ukochaną grę poza granicami miasta. Gdyby próbowali bawić się w nią w mieście, grozi im mandat w wysokości 100 euro.


W reportażu BBC z Monfalcone Miah Bappy, kapitan miejscowej drużyny, opowiada, jak mecz nastolatków został przerwany przez patrol policji. Chłopcy nie wiedzieli, iż ich grę uchwyciły kamery miejskiego monitoringu. - Policjanci powiedzieli, iż krykiet nie jest dla Włoch. Ale ja wiem swoje. Prawda jest taka, iż to dlatego, iż jesteśmy obcokrajowcami - mówi Bappy.
- Zachodzi u nas bardzo silny proces islamskiej fundamentalizacji - mówi natomiast pani burmistrz. - Kultury, w której kobiety są bardzo źle traktowane i represjonowane przez mężczyzn.



jeżeli natomiast chodzi o zakaz krykieta, to burmistrz twierdzi, iż w mieście nie ma ani miejsca, ani pieniędzy, żeby budować nowe boiska. A w dodatku krykietowe piłki noszą ze sobą zagrożenie. Dodaje, iż odmówiła Bengalczykom przywileju uprawiania ich narodowego sportu, ponieważ nie oferują oni "nic w zamian". - Oni nie dają nic temu miasto, naszej społeczności. Zero. Mogą sobie grać w krykieta wszędzie, byleby tylko było to poza Monfalcone - mówi Cisint.
Burmistrz Monfalcone 24 godziny pod ochroną
Zakaz krykieta to kolejny etap szykan pani burmistrz wobec imigrantów. Wcześniej zakazała noszenia zakrywających całe ciało strojów kąpielowych na miejscowej plaży. Nakazała także usunięcie wszystkich ławek z placu w centrum miasta, bo gromadzili się na nich Bengalczycy. Cisint twierdzi, iż styl życia Bengalczyków jest "niekompatybilny" ze zwyczajami rodowitych Włochów.
To jednak drobnostki przy tym, co zrobiła wcześniej. Napięcia sięgnęły zenitu od momentu, gdy pani burmistrz zakazała wspólnych modlitw w dwóch centrach islamskich w mieście. Cisint motywowała to tym, iż ośrodki nie zostały wybudowane do celów religijnych, a gromadzenie się tam ludzi pięć razy dziennie utrudnia życie innym mieszkańcom.


Po tych działaniach Włoszka jest 24 godziny na dobę objęta policyjną ochroną. Otrzymuje bowiem nieustannie wiele gróźb śmierci ze strony islamskich fundamentalistów.



Latem regionalny sąd uchylił jednak zakaz pani burmistrz odnośnie modlitwy w islamskich centrach w mieście.
Na cały konflikt nakłada się też kwestia zatrudniania obcokrajowców w miejscowej stoczni. Burmistrz ją atakuje, iż sprowadza Bengalczyków do pracy, bo nie chce płacić Włochom godziwych stawek. Fincantieri, jedna z największych tego rodzaju firm na świecie, broni się jednak, iż wcale nie uprawia "dumpingu płacowego". Dyrektor stoczni w Monfalcone mówi BBC, iż zarobki w firmie są zgodne z włoskim prawem, a zatrudnianie obcokrajowców ma zupełnie inne przyczyny: - Nie jesteśmy w stanie znaleźć wykwalifikowanych pracowników. W Europie jest bardzo trudno znaleźć młodych ludzi, którzy chcieliby pracować w stoczni.
Swoją walkę z - jak to nazywa - "islamizacją Europy" Cisint będzie kontynuować w europarlamencie. Na europosłankę została wybrana w czerwcowych wyborach.
Idź do oryginalnego materiału