Polski wicemistrz olimpijski dotknął dna. "Było okropnie ciężko"

6 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Siphiwe Sibeko / REUTERS


Rok 2024 był zdecydowanie jednym z najbardziej szalonych w karierze Łukasza Kaczmarka. Wielkie kłopoty w rozbitej kontuzjami ZAKS-ie Kędzierzyn-Koźle, sporo krytyki po występach w kadrze, ale jednocześnie wicemistrzostwo olimpijskie w Paryżu. Atakujący reprezentacji Polski w rozmowie z TVP Sport opowiedział o trudnych doświadczeniach, walce z depresją i tym czym dla niego był sukces w stolicy Francji.
Choć słowo "rollercoaster" bywa nadużywane pod kątem opisywania dyspozycji drużyn czy zawodników, to do tego, co przez ostatnie dwanaście miesięcy przeszedł Łukasz Kaczmarek, pasuje ono jak ulał. Atakujący reprezentacji Polski był wszędzie. Na samym dnie, gdy "przeorana" kontuzjami ZAKSA Kędzierzyn-Koźle nie awansowała choćby do ćwierćfinałów PlusLigi. Gdzieś pośrodku, gdy grał w polskiej kadrze, choć był przy tym mocno krytykowany. A także na szczycie, zdobywając pierwszy od 48 lat medal olimpijski w polskiej siatkówce.


REKLAMA


Zobacz wideo Tak trenuje Wojciech Szczęsny! Obrazki prosto z Barcelony


Wstrząsające szczegóły problemów Kaczmarka
Sam Kaczmarek zmagał się w tym samym czasie nie tylko z wahaniami formy na parkiecie, ale też z depresją, wywołaną m.in. właśnie przez natłok kłopotów w grze. Teraz w rozmowie z Sarą Kalisz z TVP Sport zdradził szczegóły walki z wyjątkowo okrutną i podstępną chorobą. Jak wyglądał najbardziej kryzysowy moment?
- Kiedy byłem na samym dnie i nie miałem ochoty wyjść z domu. Nic mnie nie cieszyło, na nic nie miałem ochoty, wszystko przestało mi sprawiać przyjemność. Schudłem siedem kilo w dziesięć dni. To nierealne, ale jak się jest na dnie, nie ma się ochoty jeść, nie da się spać. Było okropnie ciężko - powiedział Kaczmarek.


Mówić, mówić, mówić. Szczerość to wróg depresji
Co najbardziej pomogło mu w walce? Rodzina, przyjaciele, doskonały specjalista, ale przede wszystkim mówienie o swoich problemach. Siatkarz podkreślił, jak istotny to aspekt walki z chorobą.
- Moja rodzina, bliscy przyjaciele z boiska i spoza niego dali mi siłę. Miałem wielkie wsparcie, a myślę, iż jest to najważniejsze, aby wydostać się z trudnych momentów. Żyjemy w wymagających czasach, dlatego choćby jeżeli jest trudno, to trzeba o tym mówić. To może dotrzeć do ludzi, którzy mają problemy, ale boją się poprosić o pomoc. Ja trafiłem na świetnego specjalistę, doktora Piotra Wierzbińskiego. Każdego dnia więcej ludzi popełnia samobójstwo z powodu depresji niż ginie na drogach w wypadkach. To wstrząsające porównanie, ale chyba niezbędne do tego, by ludzie zdali sobie sprawę z tego, jak ważne jest mówienie o konieczności sięgnięcia po wsparcie - podkreśla atakujący.


Srebro cenniejsze niż wszystko
Wielu kibiców i ekspertów uważało, iż Nikola Grbić robi błąd, powołując go na igrzyska olimpijskie. Że rezerwowym atakującym powinien być Bartłomiej Bołądź, a dodatkowym powołanym Bartosz Bednorz. Serb postawił jednak na swoim, zabrał Kaczmarka, a ten dołożył swoją cegiełkę do największego od 48 lat olimpijskiego sukcesu. Czym dla niego było wywalczone w Paryżu srebro?
- Po meczu finałowym odczuwałem smutek związany z porażką, ale od razu doceniłem zdobyty srebrny medal. To wielki, niesamowity i długo wyczekiwany krążek dla polskiej siatkówki. Już sama wygrana ze Słowenią w ćwierćfinale to był malutki kroczek do wielkiego szczęścia. Spadł nam wtedy kamień z serca. Pokonaliśmy "klątwę" ćwierćfinałów. To, co się działo w późniejszym meczu ze Stanami, to było coś nieprawdopodobnego - ocenił Kaczmarek.
Idź do oryginalnego materiału