Polski piłkarz przegrał w kasynie 3 miliony złotych. Został z niczym

9 godzin temu
Kolejny słynny piłkarz musiał ogłosić bankructwo, a w kolejce ustawia się następny. Powody są wciąż te same: rozrzutność, hazard, nietrafione inwestycje i rozwody - to głównie dlatego piłkarscy milionerzy zostają bez grosza. Pojawiają się jednak inicjatywy, które mają im pomóc.
W ubiegłym miesiącu światowe media obiegła informacja, iż grono piłkarzy, którzy roztrwonili miliony zarobione podczas swojej kariery, wzbogacił Trevor Sinclair. To były reprezentant Anglii, który kilkanaście lat grał w Premier League, a kadrze wystąpił 12 razy - m.in. na mundialu 2002.


REKLAMA


Zobacz wideo


Ubliżał policjantom i sikał do radiowozu
Nie należał z pewnością do gwiazd pierwszej wielkości, ale był w Anglii postacią bardzo znaną jeszcze z jednego powodu. Przez kilka lat pracował dla BBC Sport jako analityk piłkarski zarówno w programach radiowych jak i telewizyjnych. Jego kariera medialna skończyła się jednak po skandalu w 2018 roku. To, iż został wtedy po raz wtóry zatrzymany za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu, to pół biedy. Gorzej, iż przy okazji nazwał policjanta "białą p***ą" i oddał mocz w radiowozie.


Teraz wystarczył dług 36 tys. funtów wobec fiskusa, żeby Sinclair ogłosił swoją niewypłacalność.
Kolejnym reprezentantem Anglii, któremu zagroziło bankructwo, jest Shaun Wright-Phillips. Brytyjski fiskus już go podał do sądu za zaległości podatkowe. Piłkarz, który w najlepszych latach kariery w Manchesterze City zarabiał 60 tys. funtów tygodniowo, zapowiada jednak walkę o wycofanie pozwu i kwestionuje zasadność żądań fiskusa.
jeżeli mu się nie uda, dołączy do długiej listy gwiazd najbogatszej piłkarskiej ligi świata, które zaliczyły spektakularny finansowy upadek. Byli to m.in.: Jermaine Pennant, David James, Chris Sutton, Wes Brown czy Lee Hendrie.
Reprezentanci Polski też tracili fortuny
Oczywiście to czubek góry lodowej. Według różnych szacunków mówi się, iż choćby trzech na pięciu byłych zawodowych piłkarzy przeżywa poważne trudności finansowe po zakończeniu kariery. Tak twierdzi charytatywna organizacja XPro z Wysp Brytyjskich, która zajmuje się właśnie byłymi piłkarzami. Z kolei były prezes związku zawodowego piłkarzy Gordon Taylor twierdził w rozmowie z BBC, iż po zakończeniu kariery bankrutuje od 10 do 20 procent zawodowych piłkarzy.


W Polsce z pewnością nie jest lepiej. A może choćby gorzej, bo nie ma żadnej organizacji charytatywnej troszczącej się o byłych piłkarzy, a związek zawodowy zawodników ma dużo mniejsze znaczenie niż na Wyspach Brytyjskich.
Tylko od czasu do czasu do mediów przenikają obszerniejsze informacje o tym, jak byli piłkarze nie radzą sobie w życiu po karierze. A nie radzą sobie choćby największe gwiazdy.


Słynny Mirosław Okoński, o którym swego czasu mówiono, iż lewą nogą to mógłby krawaty wiązać, musiał poprosić o pomoc kibiców Lecha, bo nie było go stać na leki i specjalną dietę. "Okoń", który był jednym z pierwszych piłkarzy, jacy zarobili na Zachodzie duże pieniądze, choruje na marskość wątroby. W końcówce lat 90. był gwiazdą w Polsce, a potem w Niemczech (został wybrany m.in. drugim najlepszym zawodnikiem Bundesligi) i w Grecji (był mistrzem kraju w barwach AEK Ateny). Był jednym z tych, o którym można powiedzieć, iż piłka nożna nigdy nie przeszkadzała im w piciu. Słowa Jana Furtoka, innego byłego reprezentanta Polski: "Wolę jednego pijanego Okońskiego niż was wszystkich" przeszły do legendy. Potem przyszedł hazard, Okoński stał się stałym bywalcem kasyn. I tak stracił całą swoją fortunę. Później w wywiadach stwierdził, iż przegrał i przepił 2 mln dolarów. Biorąc pod uwagę różnice kursów i inflację dziś to byłoby pewnie 10 mln złotych.
Wielki polski talent przegrał w kasynie 3 mln złotych
Inny wielki talent polskiej piłki, Grzegorz Król, przegrał - jak sam oblicza – 3 mln złotych. W uzależnienie od hazardu wpadł bardzo wcześniej. Pierwszy raz do kasyna wybrał się niedługo po osiągnięciu pełnoletności "dla zabawy" i gwałtownie wpadł w uzależnienie. Potem przyszedł alkohol. - Po tych wszystkich porażkach w kasynie. Myślałem: "Co teraz zrobić?! Jak w ogóle zapomnieć, iż tyle głupich rzeczy się wydarzyło?!". Już się nie myślało, jak odzyskać te pieniądze, tylko chciało się o tym po prostu zapomnieć. Alkohol miał w tym pomóc. Im dłużej się zastanawiałem, tym bardziej problem się pogłębiał. Piłem coraz więcej i więcej - wyznał w rozmowie z Dawidem Kowalskim w "Gazecie Wyborczej". Przegrywał nie tylko swoje pieniądze, ale też te pożyczone od kolegów i przyjaciół, z którymi potem zrywał kontakt. - Ciągle musiałem kombinować, kłamać i wymyślać nowe historie - opowiadał.


W alkoholu utopili swoje kariery także Igor Sypniewski i Andrzej Iwan. Obaj przedwcześnie zmarli. Ten drugi opowiadał, iż za pieniądze, które zarobił na piłce, mógłby ustawić rodzinę na cztery pokolenia do przodu. Jednak z całej fortuny, którą miał, zainwestował jedynie 400 niemieckich marek, za które kupił 60-metrowe mieszkanie na krakowskim Prądniku. - W zasadzie to jedyne 400 marek, których nie straciłem - stwierdził.


Inaczej potoczyła się historia Radosława Kałużnego, który też został bez pieniędzy. W autobiografii piłkarza wydanej w 2016 roku jego żona Ewa wyznała: - Naszemu dziecku groził głód. Nie mieliśmy choćby na chleb.
Przyczyną tragicznej sytuacji finansowej piłkarza był według niego rozwód z pierwszą partnerką. - Gdyby zliczyć wszystko, co tej pani oddałem, suma zakręciłaby się wokół 6 milionów złotych - twierdzi były reprezentant Polski w "Powrocie Taty". W innym miejscu pisze, iż ze 160 tys. złotych pensji oddawał byłej małżonce 120 tys. Uważny czytelnik mógłby stwierdzić, iż i z 40 tys. złotych miesięcznie dałoby się odłożyć coś na czarną godzinę. Jednak Kałużnego pieniądze się nie trzymały. Zawsze lubił wydawać, a gdy przyjeżdżał na kadrę, roztaczał wokół siebie taki nimb bogactwa dzięki drogim ciuchom, samochodom i biżuterii, iż jeden z dziennikarz jego przybycie określił jako "Przyjazd Maharadży". - Szelest banknotów rozbestwiał coraz bardziej. Wokół siebie też nie miałem kogoś, kto mógłby mi pomóc - wyznał piłkarz w swojej autobiografii.
choćby nie zaczynaj. Piłkarze są głupi i wydają wszystkie pieniądze
Dwa lata temu sportowe media w Polsce obiegła historia innego reprezentanta Polski, Piotra Soczyńskiego, który w latach 1989-92 zagrał 31 meczów w kadrze. Dziś były piłkarz żyje w skrajnym ubóstwie, a swoją historię krótko opowiedział w "Fakcie": - Wspólnik mnie oszukał. Straciłem wszystko to, co zarobiłem na piłce. Na dzisiejsze pieniądze cztery, może choćby pięć mln złotych. Zacząłem topić smutki w wódce. Do tego doszedł rozwód.


Takich historii można byłoby opisać więcej, ale większość piłkarzy, którzy przehulali swoje majątki woli ze wstydu o tym milczeć.
Pojawiają się jednak inicjatywy, by zawodnikom pomóc, ale nie wtedy, kiedy jest za późno, ale dużo wcześniej, na etapie planowania kariery. Napisał o tym ostatnio serwis The Athletic. Dziennikarz Philip Buckingham zauważa, iż młodym zawodnikom brakuje edukacji w tym elemencie życia. Można powiedzieć, iż jest wręcz przeciwnie, to w młodym wieku zawodnicy nabywają zamiłowania do wystawnego życia: kupują kolejne niepotrzebne samochody, ogromne domy i fundują drogie wakacje całemu tabunowi swoich ziomków. A gdy do tego dochodzi hazard i używki to mamy już receptę na katastrofę.


Znamienne jest też to, o czym mówi w The Athletic Soufyan Daafi, który osiem lat temu - razem z byłym bramkarzem reprezentacji Niderlandów Kennethem Verrmerem - założył firmę Sports Legacy i doradza już ponad 100 sportowcom, jak inwestować pieniądze: - Są też ludzie w branży, którzy wykorzystują piłkarzy. Mówili mi, żebym choćby nie zaczynał, bo piłkarze są głupi i wydają wszystkie swoje pieniądze. Chciałem pokazać im, iż się mylą. Chciałem zmniejszyć liczbę zawodników, którzy bankrutują. Moim celem jest zmiana perspektywy poprzez dotarcie do młodzieży, zacząć od edukacji.
Idź do oryginalnego materiału