- Nie będę nic mówił o organizacji, bo nie chcę płacić kary - zastrzega na początku Bartosz Kwolek, podsumowując Final Four Ligi Mistrzów, w którym Aluron zajął historyczne drugie miejsce. Ale po chwili krótko wskazuje główny - jego zdaniem - błąd i nie jest w tej opinii odosobniony. Wielkie zmęczenie u przyjmującego widać było podczas rozmowy z dziennikarzami po pięciosetowym finale z Perugią wiele razy. A Mateusz Bieniek uprzedził nas wcześniej, żeby się tego spodziewać.
REKLAMA
Zobacz wideo Lublin mistrzem Polski w siatkówce. Marcin Komenda: Przed sezonem mało kto na nas stawiał
"Mówię i oddycham, ale jest ciężko". Kwolek mówi o błędach i karach
Wygrać mecz, w którym przegrywało się 0:2 w setach to duża sztuka. Dwukrotnie w ciągu dwóch dni rozegrać pięciosetowe batalie, w których odrabia się taką stratę, to już wyczyn naprawdę wyjątkowy. I właśnie takim popisali się siatkarze Aluronu podczas turnieju w Łodzi. O ile jednak w sobotę pokonali Jastrzębski Węgiel, to dzień później nie sprostali włoskiej Perugii. Ale to srebro to i tak wielki sukces klubu, który nigdy wcześniej nie był w czołowej czwórce tych prestiżowych rozgrywek. Tym bardziej jeżeli weźmie się pod uwagę to, jak wyglądało u nim ostatnie kilka tygodni.
- Jak się gra 10 setów w dwa dni? Zaraz Kwolek będzie szedł, jego zapytajcie. Ledwo chodzi. Na pewno jest to megawyczerpujące i tyle. Cieszę, iż żadnej nowej kontuzji nie ma u nas i mamy teraz wakacje. To jest najważniejsze - zaznacza będący kapitanem zespołu Bieniek.
Po chwili rzeczywiście zgodnie z zapowiedzią pojawia się w strefie wywiadów przyjmujący, który był bardzo mocnym punktem zespołu w tym turnieju. W sobotę zdobył 24 punkty, a dzień później dorzucił 12. Wcześniej także często był liderem w tym sezonie i w niedzielę wyraźnie dała o sobie znać kumulacja tego wysiłku. Tradycyjnie to do niego trafiały trudne piłki i to nieraz po kilka razy w jednej akcji. Wicemistrz świata 2022 kilka razy na koniec padał na parkiet wyczerpany.
- No jeszcze żyję, bo mówię i oddycham, ale jest ciężko. W sobotę na pewno zostawiliśmy kawał serducha w tym meczu i to było widać - przyznaje.
Dyskusyjne było to, iż o ile zawiercianie awans do finału wywalczyli w sobotę około godz. 18, to gracze Perugii mogli cały ten dzień poświęcić na regenerację, bo ich półfinał z Halkbankiem Ankara odbył się już w piątkowy wieczór.
- Dobra, nie będę nic mówił o organizacji, bo nie chcę płacić kary, ale wydaje mi się, iż dwie polskie drużyny powinny grać półfinał w piątek, a nie w sobotę i mieć więcej tego czasu w odpoczynek. Zostawmy to. Daliśmy z siebie tyle, ile mieliśmy i jestem bardzo dumny z tego, co zaprezentowaliśmy - kwituje ten temat Kwolek.
Polski wicemistrz świata wychwala cichych bohaterów finału LM. 150 procent normy i źle dobrane leki
Koniec półfinału Aluronu - w którym obronił on dwie piłki meczowe, a sam wykorzystał szóstą - i początek finału dzieliło 26 godzin. Pytam Kwolka, jak wyglądał wieczór poprzedzający mecz o złoto.
- Jak to nazwać, żeby można było to puścić? Umieralnia straszna ogólnie. Nasi fizjoterapeuci wykonali kawał roboty, żeby postawić nas na nogi. Co się udało, więc wielkie brawa też dla nich. Bo cały rok ciężko pracują, są na drugim planie, nie wychodzą przed szereg, a dzięki nim tak naprawdę w większości przypadków możemy wyjść na boisko i coś tam pokazać - chwali członków sztabu szkoleniowego 27-latek.
Z kolei trener Winiarski nie kryje, iż jego zawodnicy przed finałem przyjęli bardzo dużo środków przeciwbólowych. Jednym z tych mocniej nafaszerowanych był Aaron Russell. Amerykański przyjmujący w ostatnich tygodniach prezentował się poniżej możliwości, co wynikało z jego problemów z kolanem. W niedzielę jednak przypomniał, na co go stać - zdobył 25 pkt.
- Zagrał kapitalne spotkanie. To zawodnik bardzo ambitny, który cierpi, jak nie może grać na swoim poziomie. Myślę, iż liczba środków przeciwbólowych w niedzielę sprawiła, iż znowu wrócił do dobrego grania i dobrego skakania - przyznaje szkoleniowiec Aluronu.
Russell nie był jedyną istotną postacią w jego drużynie, która od jakiegoś czasu walczy z problemami zdrowotnymi. Wszystkie cztery mecze finału PlusLigi opuścił podstawowy atakujący Karol Butryn (zaliczył bardzo dobre wejście w półfinale LM), a w trakcie tej rywalizacji o ligowe złoto wypadł środkowy Jurij Gladyr. Czy mając także to na uwadze, zawodnicy Aluronu w finale LM wykonali 200 procent normy?
- Myślę, iż tak. No jak się tak bawimy, to myślę, iż 150 - szacuje z uśmiechem będący legendą reprezentacji Polski "Winiar".
Na temat potrzeby odpowiedniego pomieszania leków, by być w stanie wyjść w ogóle na finał, żartował już w sobotę Kwolek. Dzień później, mając na uwadze końcowy wynik meczu o złoto, dowcipkował, iż jednak zawiercianie źle dobrali leki.
- Te dwa pierwsze sety powinniśmy wygrać, ale leki zaczęły działać za późno. Żartuję. choćby nie wiem, jakie było pytanie. Odpowiem ogólnie. Naprawdę nie wiem, skąd mamy siłę po tak ciężkim sezonie, po tak ciężkim play-off i po tak krótkim czasie na przygotowanie do tego turnieju [był to tydzień - red.]. Wydaje mi się, iż troszeczkę kibice zobaczyli teraz głębię naszego składu, bo prawie cały sezon graliśmy pierwszą szóstką, a w niedzielę wszedł Kyle Ensing i dał dobrą zmianę, w sobotę Patryk Łaba. A przede wszystkim był Miłosz Zniszczoł, który grał parę spotkań odkąd kontuzji nabawił się Jurek Gladyr. Pokazaliśmy, iż jesteśmy naprawdę zespołem - wskazuje Kwolek.
Na ten sam aspekt zwracają też mocno uwagę Bieniek i Winiarski. Taktykę zawiercian można było uznać za trochę ryzykowną, bo rzeczywiście przed decydującą fazą sezonu głównie grali podstawowym składem. Drugą sprawą jest fakt, iż pole manewru trenerowi ograniczał na krajowym podwórku przepis dotyczący limitu obcokrajowców (w LM nie obowiązywał). Boleśnie się z tym zderzyli, gdy wypadł z powodu urazu Butryn, którego zmiennikiem jest Ensing. By Amerykanin mógł grać, trzeba było ściągać albo jego rodaka Russella, albo występującego na libero Australijczyka Luke'a Perry'ego.
A wspomniani już zmiennicy mocno przyczynili się też do tego, iż Aluron dotarł do finału PlusLigi. Ważne role w trzecim, decydującym meczu półfinału z Projektem Warszawa (wszystkie trzy mecze zakończyły się tie-breakami) odegrali Łaba i Ensing.
Perugia sprowadziła Aluron na ziemię. "Nie pozwolę nikomu mówić, iż przegraliśmy"
Zdecydowana większość siatkarzy Aluronu w niedzielę zadebiutowała w finale LM. Grali w nim wcześniej w barwach innych klubów Russell i Gladyr. Winiarski zaś jako zawodnik ma na koncie trzy medale tych prestiżowych rozgrywek - złoto z 2009 roku, srebro sprzed 13 lat i brąz z edycji 2010. To srebro jest efektem bolesnej przegranej z Zenitem Kazań 2:3, gdzie w końcówce sędziowie popełnili błąd po zagraniu właśnie mistrza świata 2014. A finałowy turniej odbywał się wówczas tak jak teraz - w łódzkiej Atlas Arenie.
- Powiem szczerze, iż teraz w ogóle się nie stresowałem. Kompletnie. Był we mnie taki spokój, który wynikał chyba z tego, iż byłem pewien, iż zespół da z siebie wszystko. Wiedziałem także, iż to jest finał i takie mecze raz się wygrywa, a raz się przegrywa. I nie ma chyba nikogo na świecie, kto tylko wygrywa finały - wspomina Winiarski.
Przyznaje za to, iż owa przegrana z 2012 roku bardzo go bolała i długo w nim siedziała. - Ale z drugiej strony nie wiem, czy zdobyłbym potem mistrzostwo świata, gdyby nie takie porażki. One czasami potrafią tak bardzo zmotywować i tak bardzo pomóc w tych trudnych momentach, iż o ile się to przezwycięży, to potem wszystko wydaje się łatwiejsze. I to jest część naszego życia i część sportu - podkreśla trener Aluronu i reprezentacji Niemiec.
Bieniek w Final Four LM wystąpił wcześniej w 2018 roku z Zaksą Kędzierzyn-Koźle i zajął czwarte miejsce. Wówczas był przekonany, iż za rok znów zagra w tej prestiżowej imprezie i tym razem ją wygra. Tymczasem na powtórny udział w niej czekał aż do teraz.
- Jak smakuje ten medal? Świetnie. Gdybyśmy przegrali 0:3, to by pewnie mi mniej smakował, ale walczyliśmy i pokazałyśmy taką determinację, iż na pewno ten krążek zawiśnie na honorowym miejscu - zapewnia jeden z filarów reprezentacji Polski, który znalazł się teraz w Drużynie Marzeń turnieju.
Zarówno on, jak i Kwolek przyznają, iż w niedzielnym finale rywale sprowadzili ich mocno na ziemię, uwidoczniając dużą różnicę w formie fizycznej. Obaj też zgodnie podkreślają wielką dumę nie tylko z historycznego wyniku w LM, ale i całego niełatwego dla ich drużyny sezonu. A w nim na wszystkich trzech najważniejszych frontach - w LM, PlusLidze i Pucharze Polski - zgarnęli srebro.
- Jestem mega dumny i wdzięczny, bo graliśmy w każdym możliwym finale. Mam nadzieję, iż kolejne będziemy wygrywać, ale trzeba kilka finałów przegrać, żeby jakiś wygrać i tyle - zaznacza Bieniek, powielając wcześniejszy tok myślenia Winiarskiego.
Pytam Kwolka, czy przed sezonem wziąłby w ciemno trzy srebra. Nie chce odpowiadać na to pytanie, argumentując, iż nie sposób było przewidzieć kłopoty zdrowotne, które dotknęły w tym czasie jego zespół.
- Myślę, iż gdyby ich nie było, to jeden z tych trzech finałów na pewno byśmy wygrali - zapewnia "Kwolo".
A Winiarski podkreśla z pełną mocą, iż dla niego są to "aż", a nie "tylko" trzy srebra. - I nie pozwolę nikomu mówić, iż przegraliśmy. Te medale smakują złotem - zaznacza szkoleniowiec zawiercian.