PIŁKA NOŻNA. Nieco ponad trzydzieści lat temu, 4 maja 1994 roku, reprezentacja Polski zmierzyła się na stadionie Hutnika Kraków z Węgrami. Towarzyski pojedynek zakończył się zwycięstwem biało-czerwonych 3:2. Z trybun obserwowały go dwie legendy Madziarów - Ferenc Puskas oraz Nandor Hidegkuti.
Ferenc Puskas (z lewej) i Nandor Hidegkuti podczas meczu Polska - Węgry (3:2) 4 maja 1994 roku na stadionie Hutnika Kraków. Fot. Kadr z transmisji TVP.
Wiosną 1994 roku nasza reprezentacja przygotowywała się do eliminacji do Mistrzostw Europy w Anglii, które wystartowały dokładnie pięć miesięcy później. We wcześniejszych meczach towarzyskich biało-czerwoni, pod wodzą nowego selekcjonera Henryka Apostela, zremisowali z Hiszpanią 1:1 (bramkę dla Polski uzyskał Roman Kosecki), Grecją 0:0 oraz wygrali z Arabią Saudyjską 1:0 (po golu Tomasza Wieszczyckiego). Cała trójka rywali była finalistami mundialu w USA, który odbył się w tym samym roku.
Pozostały tylko wspomnienia...
Węgrzy, nasz kolejny przeciwnik, byli najsłabszą drużyną, z jaką przyszło nam rozgrywać sparing w pierwszej połowie Anno Domini 1994. Madziarzy najlepsze lata mieli zdecydowanie za sobą, ich futbol tkwił w kryzysie, pozostało im tylko z rozrzewnieniem wspominać złote lata 50 czy 60. Nasza kadra znajdowała się zresztą w podobnej sytuacji, tyle, iż sukcesy, jakie wspominali Polacy były wtedy nieco mniej odległe. Wówczas, w połowie lat 90. obie reprezentacje daremnie jednak marzyły o powrocie do światowej czy europejskiej czołówki. Ba, nie było im dane choćby awansować do żadnej wielkiej imprezy.
Wcześniej, po raz ostatni, obie ekipy walczyły ze sobą w eliminacjach do Euro 1988. Na własnym boisku Węgry wygrały najpierw 5:3, w rewanżu u siebie Polska triumfowała 3:1. Obie drużyny "pogodziła" jednak Holandia, która wygrała grupę eliminacyjną, zaś potem, na boiskach Republiki Federalnej Niemiec, wywalczyła mistrzostwo Europy.
Legendy na Suchych Stawach
Siedem lat później, już w zmienionych składach, biało-czerwoni zagrali z Węgrami z okazji 75-lecia Polskiego Związku Piłki Nożnej. Miejscem jubileuszowego pojedynku był stadion Hutnika Kraków przy ulicy Ptaszyckiego. Drużyna z Suchych Stawów w tamtym okresie była w stanie pokrzyżować szyki najsilniejszym ekipom polskiej ligi. Dwa lata później Hutnik walczył choćby w Pucharze UEFA, po tym jak wcześniej zajął trzecie miejsce w tabeli za mistrzem kraju Widzewem Łódź i wicemistrzem Legią Warszawa.
Wśród gwiazd zaproszonych na mecz w Nowej Hucie był legendarny przed laty duet węgierskich piłkarzy, Ferenc Puskas oraz Nandor Hidegkuti. Sędziwi wtedy panowie, w tej chwili już nieżyjący. Pierwszy z wymienionych miał wówczas 67, zaś drugi 72 lata.
Kiepski początek
Pojedynek dwóch "bratanków", toczony w piknikowej atmosferze, początkowo więcej euforii dał Węgrom. W 10 minucie nasz bramkarz Andrzej Woźniak obronił wprawdzie strzał Beli Illesza (Piłkarz Roku na Węgrzech w 1994 roku), ale wobec dobitki Istvana Vincze był już bezradny. Z naszej strony Madziarów najbardziej straszył Wojciech Kowalczyk, ale tamtego dnia brakowało mu skuteczności. Goście też mieli jeszcze dogodne pozycje do podwyższenia wyniku. Polacy schodzili do szatni niezadowoleni, przegrywając 0:1.
Cieszyła tylko... pogoda
Drugą połowę nasi piłkarze zaczęli od mocnego uderzenia. W 47 minucie przeprowadzili składną, zespołową akcję, z piłką wpadł w pole karne pochodzący z Krakowa Marcin Jałocha. Próbował wrzucić ją na przedpole bramki Węgrów, ale futbolówkę odbił jeszcze Zoltan Jagodics. Ta zmieniła kierunek lotu, wpadła w krótki róg, kompletnie myląc bramkarza Zoltana Vegha.
Niestety, Węgrzy gwałtownie przyćmili euforia Polaków. W 50 minucie na strzał zza pola karnego zdecydował się Jozsef Keller (wcześniej oszukał Romana Dąbrowskiego). Znów mieliśmy kopię akcji Madziarów z pierwszej części. Woźniak sparował to uderzenie, ale wobec dobitki Laszlo Klausza był już bezradny. Przegrywaliśmy już 1:2, znów trzeba było gonić wynik. Na domiar złego polski bramkarz musiał jeszcze potem kilka razy ratować zespołów z opałów po groźnych uderzeniach Węgrów. Po 80 minutach kibiców cieszyć mogła chyba już tylko... piękna pogoda.
Pamiętna "bomba" Fedoruka
Dopiero w końcówce Polacy zdołali skutecznie się poderwać. W swoim stylu szarpnął Kowalczyk, zagrał na środek pola karnego do Henryka Bałuszyńskiego. Ten huknął z około dziesięciu metrów, jego uderzenie obronił węgierski golkiper, ale "Balu" skutecznie dobił, wyrównując na 2:2. Biało-czerwoni poszli za ciosem. W 85 minucie wymienili kilka podań w środku, piłkę na 25 metrze dostał Adam Fedoruk. Ówczesny as Legii Warszawa grzmotnął z lewej nogi, umieszczając piłkę w samym okienku. W żargonie futbolistów o takich uderzeniach mówi się, iż "zrywają pajęczynę".
Polska ostatecznie uniknęła klapy i wygrała 3:2, choć styl pozostawiał jednak wiele do życzenia... Co ciekawe, dla Fedoruka tamto trafienie na Suchych Stawach było jedynym w pierwszej reprezentacji (w 18 spotkaniach). Identycznie wygląda dorobek Jałochy, on też w dorosłej kadrze uzyskał jednego gola, właśnie w towarzyskiej potyczce z Węgrami.
Skrót meczu Polska - Węgry na stadionie Hutnika Kraków.
Ich nie ma już wśród nas
Niestety, z zawodników, którzy pojawili się wtedy w polskiej kadrze, dziś nie ma już dwóch... Zmarli: Henryk Bałuszyński (w 2012 roku) oraz Piotr Jegor (w 2020). jeżeli chodzi o Węgrów, nie żyje już Jozsef Duro (zmarł w 2022 roku).
Najdłużej z Polaków, którzy wystąpili wtedy na Suchych Stawach, w pierwszej reprezentacji grał Marek Koźmiński, notabene wychowanek Hutnika. Karierę w kadrze zakończył po mundialu w Korei Południowej i Japonii w 2002 roku. Mecz z Madziarami był natomiast jednym z ostatnich, jakie w reprezentacji rozegrał czołowy wtedy polski środkowy obrońca Roman Szewczyk.
To właśnie wtedy, na stadionie Hutnika Kraków (dziś gra w obecnej drugiej lidze), nasza piłkarska reprezentacja zagrała po raz drugi w historii (pierwszy w 1980 roku z Algierią) i zarazem już ostatni. Trzydzieści lat temu na tamtejszym stadionie zasiadło około siedem tysięcy kibiców, w większości z Krakowa, Małopolski oraz okolic.
Ciekawostką jest, iż na tym obiekcie (już odnowionym) trenowała reprezentacja Anglii w czasie finałów Mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie w 2012 roku.
POLECAM:
- Ryszard Czerwiec o meczu Widzewa Łódź ze Steauą Bukareszt: gol w Lidze Mistrzów to coś wyjątkowego
- Krzysztof Bukalski wspomina pamiętny mecz Brazylia - Polska: z mistrzami świata w porze deszczowej
- Gabor Kiraly, słynny bramkarz Węgier zapisał się w historii. Był najstarszym uczestnikiem Mistrzostw Europy (WIDEO)