PIŁKA NOŻNA. Reprezentacja Polski zmierzyła się z Portugalią w swoim trzecim meczu w tegorocznej edycji Ligi Narodów. Przegrała 1:3 i trudno oprzeć się wrażeniu, iż ze swoim poziomem, stylem gry stoi przez cały czas w miejscu. Mitu założycielskiego i postępu drużyny Michała Probierza jak nie było, tak nie ma...
Piotr Zieliński (przy piłce) w drugiej połowie dał nam nadzieję na remis, ale okazała się ona złudna. Fot. Piotr Stańczak.
Portugalczycy po raz drugi w historii gościli na PGE Narodowym w Warszawie. Pierwszy mecz z Polakami rozegrali ponad dwanaście lat temu, było to w ogóle inauguracyjne spotkanie na tym stadionie, który powstał na Euro 2012. Tamto starcie, zakończone bezbramkowym remisem, w obu ekipach pamiętały z boiska tylko dwie największe gwiazdy, które w sobotę pojawiły się na murawie w sobotę 12 października - 36-letni dziś kapitan naszej reprezentacji Robert Lewandowski oraz o trzy lata starszy Cristiano Ronaldo.
Marzenie fotoreportera
Na boisku w sobotę, przy niespełna 57-tysięcznej widowni, dzielił i rządził tylko ten drugi. Podobnie jak Chorwat Luka Modrić kilka tygodni wcześniej. Robert Lewandowski po raz kolejny przekonał się, podobnie jak my, kibice, iż czym innym jest jednak strzelanie goli w Barcelonie, a walka z najlepszymi w roli kapitana kadry to inna bajka.
Zanim jeszcze rozpoczął się mecz, obok mnie, przy bandzie dla fotoreporterów, usiadł młody człowiek, może dwudziestokilkuletni. - Jestem Bartosz, od niedawna zajmuję się fotografią sportową. Dla mnie to coś zupełnie nowego, ta atmosfera, na razie to muszę ochłonąć, bo w ogóle jeszcze nie do końca wierzę, iż tutaj jestem. To było moje marzenie - powiedział mi ze szczerością. Potem jeszcze w czasie meczu co jakiś czas wymienialiśmy uwagi, łapaliśmy się za głowy, jednocześnie wciskając spusty aparatów i patrząc, jakimi oddanymi kibicami Cristiano Ronaldo są nawet... polscy fani, szczególnie ci najmłodsi.
Uśmiechnięci Portugalczycy
Tak sobie pomyślałem już później, iż gra w reprezentacji kraju to jednak powinna być dla piłkarza nobilitacja taka, jak dla Bartka właśnie możliwość tego, żeby w ogóle fotografować ten konkretny mecz. Znam to uczucie, to samo "przerabiałem" 20 lat wcześniej, kiedy Polska grała z Anglią, jeszcze na starym Stadionie Śląskim w Chorzowie.
Nie twierdzę, iż nasi reprezentanci nie chcieli, nie próbowali walczyć, tyle, iż oni sami powinni dojść do wniosku, iż jakoś tak zbyt łatwo dali się stłamsić portugalskim gwiazdom. Pewnie, iż to nie ta technika, nie ten styl gry, iż trudno toczyć z takimi rywalami pojedynki jeden na jeden, ale trzeba dać od siebie coś w zamian. Większą agresję, być bliżej przeciwnika, żeby czuł na tobie twój oddech, czasem jakieś ostrzejsze zagranie. Szlag mnie trafiał, kiedy w pierwszej połowie widziałem uśmiechniętych Portugalczyków, wymieniających uśmiechy po udanych zagraniach.
Po przerwie, kiedy na tę samą bramkę atakowali już biało-czerwoni, w oczach rywali nie dostrzegałem strachu, zaniepokojenia.
My byliśmy jacyś tacy... przytłamszeni, zagubieni, wiecznie goniący rywala, często za nim nie nadążający i liczący na jakiś zryw. Może jakaś szybka akcja, nóż widelec, może się uda. jeżeli nie, go będziemy wspominali, iż w sumie początek w naszym wykonaniu był niezły, tylko nie wykorzystaliśmy sytuacji. Do licha! Nie, w ten sposób nie wygra się z rywalem pokroju Portugalii.
"Biednemu" wiatr w oczy
Osiemnaście lat temu, 11 października 2006 roku Polska pokonała Portugalię 2:1 w Chorzowie i wielu do dziś mówi i pisze o tamtym meczu, iż to był taki mit założycielski reprezentacji Leo Beenhakkera. Chodzi raczej o to, iż spotkanie dało wiarę piłkarzom, iż mogą bić się z najlepszymi i awansować do Euro, mimo nieudanego początku eliminacji.
Nie lubię jednak, kiedy ktoś tamten mecz określa mianem mitu. Nie, nie był to żaden mit. Widziałem nasz zespół na Śląskim, zdeterminowany, walczący, kreujący grę, wybijający Portugalczyków z rytmu.
Nie idealizuję po latach ery Beenhakkera, ponieważ skończyła się w kiepskim stylu, ale ówcześni reprezentanci, choćby dzięki temu pojedynkowi w Chorzowie, mają swoje miejsce w historii.
Jakie będą zajmowali dzisiejsi kadrowicze? Pewnie, pozytywy, jeżeli szukamy, to zawsze jakieś znajdziemy. Coś zaczęło się dziać po golu Piotra Zielińskiego na 1:2, ale w
końcówce złudzeń pozbawił nas... Jan Bednarek, posyłający futbolówkę do
własnej bramki. "Biednemu zawsze wiatr w oczy" - pomyślałem sobie wtedy, wysyłając do redakcji ostatnie zdjęcia z meczu.
Teraz zastanawiam się, czy to słowo "biednemu" to jest na pewno adekwatne do sytuacji. Na pewno nie w sensie finansowym, bo dzisiejszej reprezentacji niczego nie brakuje, mają świetny stadion, oddanych kibiców, nie muszą w nocy przed spotkaniem o punkty wykłócać się z działaczami o koszulki (Polska - Anglia w 1993 roku za kadencji Strejlaua). Są wygadani, obyci w Europie. Nie chcę nikogo osądzać, ale może pewna grupa zawodników zwyczajnie się wypaliła i w meczach reprezentacji nie jest w stanie wznosić się już na wyżyny. Może nie ma odpowiedniej, choćby osobistej motywacji. Po przegranym spotkaniu zawsze można powiedzieć, iż były jednak dobre momenty w grze, jest potencjał i trzeba tylko wyciągać wnioski.
Rok Probierza bez postępów
Te, które ja wyciągam, do optymizmu nie skłaniają. Michał Probierz jest selekcjonerem od roku i trudno mi z ręką na sercu przyznać, iż reprezentacja poczyniła jakiś znaczący postęp, iż jest pomysł na tę drużynę.
Nie, nie dam się wciągnąć w dyskusję, iż jednak wygrała baraże o Euro 2024, zaś na samym turnieju "miała jakieś momenty". Pisałem o tym zresztą już wtedy: Polska - Francja 1:1 na Euro 2024. Humory poprawione, ale problemy pozostały... (KOMENTARZ)
Czas już przestać mówić o tym potencjale i nieszczęsnych momentach (10, 15, 20 minut niezłej gry, w zależności od siły przeciwnika i na co nam on pozwoli), tylko wyjść na murawę i gryźć trawę. jeżeli nie jestem lepszy technicznie od rywala, to niech mnie zapamięta z innej strony, niech odczuje na skórze moją siłę i nie mówię tu absolutnie o brutalności. Mogę oczywiście dostosowywać się do niego i później szukać wymówek, ale tak nie zapewnię sobie miejsca w historii polskiej piłki. To nie dla mnie wielu kibiców przyjdzie na stadion, ale dla Cristiano Ronaldo. Niestety...
Protokół meczowy - 12 października 2034 roku, PGE Narodowy w Warszawie
POLSKA - PORTUGALIA 1:3 (0:2)
Bramki: 0:1 Bernardo Silva 26 min., 0:2 Cristiano Ronaldo 37. 1:2 Piotr Zieliński 78, 1:3 Jan Bednarek 88 samobójcza.
POLSKA:
Skorupski - Walukiewicz (46. Kiwior), Bednarek, Dawidowicz - Frankowski, Szymański (84. Piątek), Oyedele (64. Moder), Zieliński, Zalewski (76. Ameyaw) - Lewandowski, Świderski (76. Urbański). Trener Michał Probierz.
PORTUGALIA: Costa - Dalot, Dias, Veiga, Mendes - Neto (82. Semedo), Neves, Silva (90+1. Costa), Fernandes (90+1.Otavio), Leao (64. Trincao) - Ronaldo (63. Jota). Trener Roberto Martinez.
Sędzia główny: Serdar Gozubuyuk (Holandia). Widzów: 56.854. POLECAM:
- Paweł Golański o meczu Polska - Portugalia: pokazaliśmy, iż nie jesteśmy chłopcami do bicia
- TOP 10 najważniejszych meczów w historii piłkarskiej reprezentacji Polski. Zobacz skróty
- Polska i Portugalia otwierały Stadion Narodowy. Na ten moment czekały pokolenia kibiców! ZDJĘCIA