PIŁKA NOŻNA. Dokładnie 28 lat temu, 25 kwietnia 1995 roku Polska pokonała w Zabrzu Izrael 4:3. Jedną z bramek zdobył wtedy Wojciech Kowalczyk, który po tym jak trafił do siatki wykonał symboliczną "kołyskę" na cześć nowonarodzonej córki Karoliny! Ten gest zapoczątkował kilka miesięcy wcześniej słynny Brazylijczyk Bebeto.
Skrót meczu Polska - Izrael (4:3) 25 kwietnia 1995 roku w Zabrzu.
Wiosną 1995 roku nasza reprezentacja, którą prowadził wówczas Henryk Apostel, walczyła w eliminacjach do Mistrzostw Europy w Anglii. Sytuacja "biało-czerwonych" nie była wesoła, po trzech jesiennych spotkaniach z Izraelem, Azerbejdżanem, Francją oraz marcowym z Rumunią na wyjeździe mieli na koncie cztery punkty. Musieli koniecznie pokonać Izraelczyków w rewanżu, aby jeszcze myśleć o jakichkolwiek szansach w walce o finały wielkiej imprezy. Dodatkową motywacją była chęć rewanżu za jesienną porażkę 1:2 w Tel Avivie, która skomplikowała naszą sytuację w grupie już na starcie kwalifikacji.
Nastroje zmieniały się jak w kalejdoskopie
Mecz odbył się w Zabrzu, na stadionie Górnika. Za kadencji Apostela nasza kadra często rozgrywała tam swoje spotkania. Spotkanie zaczęło się kapitalnie, od bramki Piotra Nowaka już w pierwszej minucie! Wydawało się, iż łapiący wiatr w żagle Polacy rozbiją Izrael. Faktycznie, początkowo zdominowali rywala i kolejne bramki dla gospodarzy mogły być tylko kwestią czasu. Te jednak nie padały. Mało tego, dekoncentracja i gapiostwo obrońców oraz bramkarza Józefa Wandzika doprowadziła do tego, iż goście w końcówce pierwszej połowy najpierw doprowadzili do wyrównania, a potem wyszli na prowadzenie...
Trzeba przyznać, iż Izrael stanowił w tamtym okresie groźny zespół, prezentujący dobre wyszkolenie techniczne. Największą jego gwiazdą był znany z występów na angielskich boiskach Ronny Rosenthal. Na przerwę nasz zespół schodził w całkiem innych nastrojach niż te, w jakich zaczynał pojedynek przy ulicy Roosevelta.
Kowalczyk jak... Bebeto
Całe szczęście, iż na drugą połowę Polacy wyszli zmotywowani, podrażnieni, zdeterminowani, w ciągu kwadransa strzelili trzy gole i objęli prowadzenie 4:2. Najpierw stan meczu wyrównał Andrzej Juskowiak, dobijając piłkę po strzale Wojciecha Kowalczyka. Odżyły wspomnienia z igrzysk w Barcelonie trzy lata wcześniej, kiedy ten duet napastników siał postrach wśród innych uczestników turnieju olimpijskiego. Potem to "Kowal" przeżył swoje wielkie chwile radości. Wykorzystał dośrodkowanie Krzysztofa Bukalskiego i celnym strzałem głową pokonał izraelskiego bramkarza. Napastnik, który wówczas zbierał bardzo dobre recenzje w hiszpańskim Betisie Sewilla, uderzył precyzyjnie w długi róg, piłka odbiła się jeszcze od słupka i zatrzepotała w siatce. Benny Ginzburg, golkiper gości, mógł tylko bezradnie odprowadzać piłkę wzrokiem!
Tuż po tym Kowalczyk wykonał, prawdopodobnie jako pierwszy reprezentant Polski w historii, słynną "kołyskę", zresztą razem z kolegami z drużyny. To na cześć swojej malutkiej córeczki Karoliny, która przyszła na świat kilka tygodni wcześniej w Hiszpanii. W ogóle warto wspomnieć, iż tradycję tę zapoczątkował latem 1994 roku słynny brazylijski napastnik Bebeto podczas mundialu w USA! Przyjęła się i do dziś piłkarze na całym świecie w ten sposób celebrują narodziny swych pociech po strzeleniu gola. Wtedy była to nowość, tym bardziej na polskich boiskach.
Bukalski "ojcem chrzestnym" Karoliny
Na miano "piłkarskiego ojca chrzestnego" Karoliny Kowalczyk zasłużył Krzysztof Bukalski, który popisał się znakomitym dośrodkowaniem z prawego skrzydła i tym samym zaliczył asystę przy tej bramce.
- Do dziś, kiedy się spotykamy, to "Kowal" wspomina: pamiętam, kto mi tę piłkę wrzucił i dzięki komu tę kołyskę robiłem (śmiech). Na pewno to były takie miłe wspomnienia, impuls do lepszej gry w tym meczu - wspominał tamtą sytuację Bukalski, w wywiadzie jaki przeprowadziłem z nim kilka miesięcy temu.
Kilka minut po bramce Kowalczyka na 4:2 podwyższył jeszcze strzałem z rzutu wolnego Roman Kosecki. Wydawało się, iż tego popołudnia nasza reprezentacja odniesie wysokie zwycięstwo, skończyło się jednak na wygranej 4:3, bowiem w końcówce nasi znów spuścili z tonu... "Biało-czerwoni" zafundowali sobie niepotrzebną nerwówkę, na szczęście nie pozwolili już sobie wydrzeć trzech punktów. Kowalczyk był jednym z bohaterów tego pojedynku, na pewno najgorzej wspomina go bramkarz Wandzik, który po tym meczu nie dostał już więcej powołań do reprezentacji.
Karolina Kowalczyk dziś ma 28 lat, jest dorosłą kobietą, mieszka w Hiszpanii, gdzie przed laty grał jej ojciec. Jest aktywna w mediach społecznościowych, bywa także na tamtejszych stadionach. Wtedy, 25 kwietnia 1995 roku, z wiadomych względów nie zdawała sobie jeszcze sprawy, iż za sprawą słynnej kołyski także zapisała swój akcent w dziejach polskiego futbolu.
PIOTR STAŃCZAK
POLECAM:
- Wojciech Kowalczyk o igrzyskach w Barcelonie: chciałem strzelać gole tylko na Camp Nou!
- Polska - Litwa historycznym meczem w Ostrowcu Świętokrzyskim. Przyjechali Górski, Jaquet i generał Iordanescu
- Krzysztof Bukalski wspomina pamiętny mecz Brazylia - Polska: z mistrzami świata w porze deszczowej
- Roman Kosecki o meczu Hiszpania - Polska: Zubizaretta mówił "Kosa, zejdź mi z oczu"!
- Hiszpan Roberto Solozabal przeszedł drogę od piłkarza do... iron mana. Walczył przeciwko Polsce w pamiętnej olimpiadzie