Od rana treningi, najpierw pań (od godziny 9.30), później panów (od 13.45), a w drugiej części dnia wspólne skakanie w ramach mieszanej drużynówki (od 16.15) – taki jest plan na piątek w Lillehammer.
REKLAMA
Zobacz wideo Niezwykłe miejsce w Szwecji. Sprzęt dla skoczków jak z filmów science-fiction
Po długich miesiącach czekania wreszcie rusza nowy sezon Pucharu Świata. Po bardzo słabej poprzedniej zimie w wykonaniu reprezentacji Polski liczymy, iż teraz będzie znacznie lepiej. Ale na pewno nie oczekujemy cudów w konkursie, który dostaniemy na początek.
Wiedzieliśmy, iż tak będzie
- Nie widzę jakoś dużych szans na dobre miejsce w piątek – mówił w Eurosporcie Adam Małysz 11 lat temu. – Wiemy doskonale, iż nasze zawodniczki nie prezentują jeszcze wysokiego poziomu – dodawał. Niestety, dziś prezes Polskiego Związku Narciarskiego mógłby powtórzyć tę wypowiedź jeden do jednego.
Wtedy oglądając pierwszy polski występ mieszany, liczyliśmy, iż Polki w perspektywie kilku lat zrobią wyraźny postęp, dobijemy do czołówki i zaczniemy osiągać sukcesy. Dziś pewnie wszyscy zgodzimy się, iż sukcesem byłoby wejście naszego miksta do drugiej serii.
Wtedy w gronie 14 startujących ekip Polska była zdecydowanie najgorsza. Na skoczni o rozmiarze HS 98 metrów Joanna Szwab skoczyła tylko 68,5 metra, a Magdalena Pałasz – 73 metry. Jedyną gorszą od nich zawodniczką okazała się Finka Susanna Forsstroem, która też spadła na bulę i zmierzono jej 66,5 metra.
- Myślę, iż dziewczyny wiedzą, iż pozostało wiele pracy przed nimi, ale to był bardzo dobry ruch, żeby pokazać, iż coś się u nas dzieje w tym światku. Za kilka lat miksy wkroczą na arenę igrzysk olimpijskich, więc trochę pracy, wytrwałości i może coś z tego być za kilka lat – analizował w rozmowie ze skijumping.pl Łukasz Kruczek. Wtedy był trenerem męskiej kadry Polski. Kilka lat później, w 2019 roku, przejął kadrę kobiet. Niestety, nie zdołał wprowadzić zawodniczek na wyższy poziom.
Klasa mistrza Stocha
Na pierwsze próby nastoletnich debiutantek z naszej drużyny w 2013 roku w Lillehammer bardzo życzliwie patrzył Kamil Stoch. Już wtedy był zawodnikiem utytułowanym, bo kilka miesięcy wcześniej został mistrzem świata, a wraz z kolegami zdobył brąz w drużynówce w Predazzo. - Chciałbym podziękować dziewczynom, iż zgodziły się tutaj przyjechać, iż wystartowały. Jest to nie lada wyczyn dla nich i dla mnie są one bohaterkami i cieszę się, iż mogłem z nimi skakać w tych zawodach – komentował Stoch w pokonkursowej rozmowie ze skijumping.pl. A w trakcie zawodów kamery pokazały, jak Stoch nieudane przecież próby Szwab i Pałasz nagradza brawami.
Sam Stoch też w tamtym konkursie nie skoczył dobrze. Jego 88,5 metra było wynikiem przeciętnym. O wiele lepiej spisał się Maciej Kot, który lądował na 98. metrze i miał notę aż o 21,8 pkt wyższą od lidera naszej drużyny.
Koniec końców Polska odpadła już po pierwszej serii z notą 331,8 pkt, która była niższa aż o 25,7 pkt od tej, jaką mieli przedostatni Amerykanie. Do ósmych na półmetku Kanadyjczyków traciliśmy 60,2 punktu, czyli do awansu do rundy finałowej brakowało nam mniej więcej 30 metrów. Na skoczni normalnej to przepaść.
Teraz w Lillehammer miksty będą rywalizowały na skoczni dużej (HS 140). Co ciekawe, istnieje możliwość, iż Polskę w męskiej części znów będą reprezentowali Stoch i Kot. Wszystko wyjaśni się po treningach.
Relacje na żywo na Sport.pl, transmisje w Eurosporcie, TVN-ie i na platformie MAX.