Polska - Azerbejdżan 8:0 czyli wielkie strzelanie w Wielką Sobotę. Rekord był blisko!

nabialoczerwonym.com 8 miesięcy temu
PIŁKA NOŻNA. W latach 90. i na początku XXI wieku reprezentacja Polski niezbyt często rozpieszczała kibiców wysokimi zwycięstwami. Kanonadę zafundowali tymczasem podopieczni Pawła Janasa. Dziewiętnaście lat temu, 26 marca 2005 roku, rozgromili Azerbejdżan 8:0 w meczu eliminacji do mundialu w Niemczech.
Marek Saganowski (na pierwszym planie) i trener Paweł Janas (z tyłu) po latach, w meczu Olimpijczycy i Przyjaciele na PGE Narodowym w Warszawie. Fot. Piotr Stańczak.
To była nietypowa Wielka Sobota. Reprezentanci Polski spędzali przedświąteczny czas i samą Wielkanoc inaczej niż zwykle. Pod wodzą selekcjonera Pawła Janasa walczyli o awans do finałów Mistrzostw Świata 2006 w Niemczech. Przypomnijmy, w poprzednich spotkaniach eliminacji odnieśli trzy zwycięstwa na wyjeździe (z Irlandią Północną 3:0, Austrią 3:1 oraz Walią 3:2), ulegli jedynie Anglii 1:2 w Chorzowie. Promocja na mundial jak najbardziej była w zasięgu naszego zespołu, zaś zwycięstwo z Azerbejdżanem u siebie niczym innym jak obowiązkiem.

Kiepskie wspomnienia z lat 90.

Oczywiście to Polska była faworytem spotkania na starym stadionie Legii Warszawa, niemniej jednak część kibiców z ostrożnością podchodziła do tej konfrontacji, zważywszy na to, jak często męczyliśmy się ze słabeuszami w poprzednich latach. Reprezentacja Azerów zaczęła samodzielnie rywalizować na międzynarodowej arenie w połowie lat 90. W eliminacjach do Euro 1996 zmierzyła się w grupie z Polską. Biało-czerwoni wygrali u siebie w Mielcu 1:0 po golu Andrzeja Juskowiaka, zaś w rewanżu, który odbył się w tureckim Trabzonie (ze względu na niespokojną sytuację polityczną w kraju naszego rywala) padł remis 0:0.
W tym drugim meczu w większości wystąpili gracze z polskiej ligi lub dotychczasowi dublerzy, którym wcześniej selekcjoner Henryk Apostel nie dawał zbyt wielu szans. Wstydliwy remis nie miał większego znaczenia dla naszych losów w eliminacjach, bowiem szanse na awans do finałów Euro pogrzebaliśmy kilka tygodni wcześniej.

Polska dzieliła i rządziła

Po dziesięciu latach Polsce znów przyszło walczyć z Azerami, którzy już posiadali większe sportowe i organizacyjne doświadczenie. Wówczas prowadził ich ekscentryczny selekcjoner z Brazylii Carlos Alberto Torres, jako piłkarz mający na koncie tytuł mistrza świata z 1970 roku. Tak naprawdę nie było wiadomo, czego można spodziewać się po nieobliczalnej drużynie.

W Wielką Sobotę 26 marca 2005 roku Polacy na stadionie przy Łazienkowskiej gwałtownie jednak rozwiali wątpliwości i pokazali, kto ma dzielić i rządzić na parkiecie. W 12 minucie wynik otworzył Tomasz Frankowski, natomiast cztery minuty później piłkę do własnej bramki wpakował Aftandił Hadżijew. Polska bezsprzecznie posiadała inicjatywę, tuż przed przerwą, w 40 minucie na 3:0 podwyższył Kamil Kosowski.

Pierwsze gole "Sagana" w reprezentacji

Po zmianie stron podopieczni Janasa kontynuowali kanonadę, między 63 a 72 minutą uzyskali trzy gole - dwa uzyskał Frankowski, jednego Jacek Krzynówek (co interesujące po atomowym strzale z prawej nogi, podczas gdy słynął głównie z uderzeń lewą). Na kwadrans przed końcem trener zdjął z boiska Macieja Żurawskiego, w jego miejsce wpuścił Marka Saganowskiego. Ówczesny napastnik Legii Warszawa, co ciekawe, w pierwszej reprezentacji zadebiutował jeszcze jako 18-latek, w 1996 roku za kadencji Antoniego Piechniczka.
Losy popularnego "Sagana", wychowanka ŁKS Łódź, ułożyły się tak, iż swoje pierwsze gole w dorosłej kadrze uzyskał dopiero dziewięć lat po debiucie. Stało się to właśnie w pojedynku z Azerami w Warszawie. Niestety, wpływ na to miał w dużej mierze ciężki wypadek motocyklowy, który zawodnik miał w 1998 roku.
- Miałem dwadzieścia lat i dziś mogę powiedzieć, iż byłem u szczytu swojej formy, interesowało się mną mnóstwo zachodnich klubów z niemieckiej Bundesligi czy angielskiej Premier League. Ten wypadek wszystko zatrzymał i do kadry wróciłem dopiero na przełomie 2003-04 roku, kiedy występowałem już w Legii Warszawa. Praktycznie sześć lat znajdowałem się poza reprezentacyjnym obiegiem - wspomina "Sagan".

Radość i... gorycz

Jak sam wspomina, do takiej znakomitej formy, jaką miał przed wypadkiem, ciężko już było mu wrócić. Co zapamiętał ze spotkania z Azerbejdżanem na starym stadionie Legii?

- Wszedłem na boisko, kiedy prowadziliśmy już 6:0. Pierwszego gola zdobyłem po podaniu Tomka Rząsy. Miałem rywala na plecach, obróciłem się i uderzyłem w w długi róg, natomiast wynik na 8:0 ustaliłem wykorzystując zagranie Ebiego Smolarka. Oczywiście euforia była duża, bo bramki zdobyłem na stadionie Legii, czyli można powiedzieć, na swoich "śmieciach" (śmiech), przed polską publicznością - wspomina 46-letni w tej chwili Saganowski, który jeszcze jesienią ubiegłego roku prowadził jako trener Wisłę Płock (rozstał się z tym klubem w październiku).

Po zdobyciu swojej drugiej bramki w meczu z Azerami, Saganowski podbiegł do linii bocznej i wykonał symboliczną kołyskę dla synka Franka!
Radość "Sagana" mieszała się niestety z goryczą, bowiem na mecz z Irlandią Północną, który odbył się cztery dni później, także w Warszawie (1:0 po golu Żurawskiego), napastnik Legii nie znalazł się choćby na ławce rezerwowych... - jeżeli aspirujesz do wyjściowego składu, strzelasz dwie bramki w odstępie sześciu minut, a kilka dni później lądujesz na trybunach, to cóż można powiedzieć... Dostałem takiego "gonga" od trenera Janasa, to było dla mnie niemiłe zaskoczenie - wspomina Saganowski w rozmowie z portalem Na biało-czerwonym szlaku.

Skrót meczu Polska - Azerbejdżan (8:0), który odbył się 26 marca 2005 roku w Warszawie.

Rekordowe zwycięstwa biało-czerwonych

W sumie w pierwszej reprezentacji Polski rozegrał 35 spotkań, strzelił pięć goli. Do siatki trafiał jeszcze w towarzyskich spotkaniach - raz z Wyspami Owczymi (2006 rok, 4:0), z Irlandią Północną (2009, 2:3) oraz z San Marino (2009, 10:0). Uczestniczył w finałach Mistrzostw Europy w 2008 roku w Austrii i Szwajcarii. Reprezentacyjną karierę zakończył w 2012, za kadencji Waldemara Fornalika.

Jeśli chodzi o wygraną z Azerbejdżanem, jest to jedno z najwyższych zwycięstw Polaków w historii. W 1963 roku biało-czerwoni pokonali Norwegię 9:0 w Szczecinie, w 1968 Turcję 8:0 w Chorzowie, w 1969 Luksemburg 8:1 w Warszawie. Na uwagę zasługuje też 7:0 z Haiti w finałach mundialu w Republice Federalnej Niemiec w 1974.

W samym tylko XXI wieku victoria z Azerami przez cztery lata była rekordem, Polacy pobili go dopiero 2 kwietnia 2009 w Kielcach, kiedy w eliminacjach do mundialu w Republice Południowej Afryki rozgromili San Marino 10:0. Do dziś jest to najwyższa wygrana naszej reprezentacji w historii.
PIOTR STAŃCZAK

POLECAM:
  • Mecz Walia - Polska w barażu o awans do Euro 2024. Zwycięzca zagra w mistrzostwach!
  • Polska - Estonia 5:1. Były trener o Jakubie Piotrowskim: ciężko tyrał, nie dostał niczego za darmo!
  • Włodzimierz Lubański o swej kontuzji i Royu McFarlandzie: nie zaatakował mnie złośliwie
Idź do oryginalnego materiału