PIŁKA NOŻNA. Reprezentację Polski grającą na kolejnych dużych turniejach i nas, jej wiernych kibiców, można porównać do dziewczyny, która rozkochuje w sobie kolejnych chłopaków, ale jeżeli w ogóle można mówić o jakiejś miłości, to jest ona tyle romantyczna co i tragiczna.
Robert Lewandowski, kapitan piłkarskiej reprezentacji Polski. Fot. Piotr Stańczak.
Sam już nie wiem, skąd było tyle zachwytów nad Michałem Probierzem po dziewięciu miesiącach jego pracy z kadrą, ale gdzieś ostatnio, na jednym z portali, przeczytałem, iż selekcjoner, "gasząc" swych krytykantów czasem odwołuje się do poezji. Pójdę więc i ja tą drogą.
Ta miłość umie "przeczołgać"
Już blisko trzydzieści lat temu, w drugiej klasie liceum, na języku polskim, przerabialiśmy lekturę pod tytułem "Cierpienia młodego Wertera" a od niej całą epokę romantyzmu. Poznawaliśmy bohaterów, którzy kochali kobiety na zabój, brnęli w uczucie, które nie było odwzajemnione, ale nadawało ono sens życia. Odbierało tym bohaterom rozum i zdolność racjonalnego myślenia. Było dużo emocji, porywów serca i zaraz potem upadków na dno. jeżeli ci bohaterowie romantyczni przeżywali jakąś miłość, to taką, która obowiązkowo musiała ich w życiu "przeczołgać", ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Romantyczne postacie pozostawały cały czas tragicznymi.
Nie wiem, czemu po porażce 1:3 z Austrią, akurat przyszedł mi do głowy ten romantyzm, może ze względu na upodobania selekcjonera do poetyckich porównań, a może jako kibic reprezentacji sam siebie widzę jako bohatera tragicznego?
Już tyle razy nas wystawiła
Ta dziewczyna (piłkarska reprezentacja Polski) i my (kibice), jej wieczni adoratorzy, tworzymy jedyną w swoim rodzaju romantyczną historię. Wodzi nas za nos, jak tylko chce. Umawia się na randki, do spotkań z nią szykujemy się długo, choćby potrafimy wziąć wolne w pracy, żeby jechać z nią i przeżywać miłosne uniesienia w różnych częściach Europy czy choćby świata. Całą drogę wdzięczy się do nas i uśmiecha czule.
Niby wiemy, jakie świństwo zrobiła nam wcześniej i iż nieźle nas już wystawiła (np. porażki z Mołdawią czy Albanią), ale wystarczy, iż dziewczę niewinnie się uśmiechnie, zatrzepoce rzęsami, pojawi się u niej ta iskierka w oku (wygrany baraż z Walią o finały Mistrzostw Europy) i już ponownie zakochujemy się w niej na zabój. Nie ma więc dla nas takich kilometrów, których byśmy za nią nie pokonali lub gdzie jej nie zabrali, aby tylko była szczęśliwa.
Kłamczuszka i kłamczucha
Wierzymy cały czas, iż wyróżnia się spośród innych dziewczyn, przecież jej babcia i mama były pięknymi, spełnionymi kobietami, choć nie żyły w łatwych czasach (reprezentacje Polski z lat 1972-86). Nie może być, ta nasza wybranka musi mieć w sobie to "coś". jeżeli choćby okazuje się kłamczuszką, niekiedy wredną kłamczuchą, to ma dziewczę w sobie tyle uroku, iż wodzi za nos kolejnych adoratorów.
Jak ona to robi, skubana? Wystarczyło, iż raz na jakiś czas spędzi z nami namiętną noc (ćwierćfinał Euro 2016) i już nas tym kupi. Cały czas, kiedy całujemy klamkę drzwi jej mieszkania, zaś telefon pozostaje głuchy, odwracamy się smutni, wkurzeni, ale zaraz potem pocieszamy się, iż co przeżyliśmy z nią tamtej nocy, to jednak jest nasze, niezapomniane. To nic, iż minęło bezpowrotnie.
Cmoknie cię w policzek
Najgorsze w tej przecież urokliwej pannie jest to, iż lubi wysyłać sygnały typu "staraj się, a będę twoja". Zgodzi się więc na randkę, spędzisz z nią miły wieczór i już będziesz miał nadzieję, na rychłą powtórkę, tym bardziej, iż zostawi ci swój numer telefonu i umówi się na chwile pełne uniesień a jeszcze na koniec cmoknie w policzek (awanse do finałów Mistrzostw Europy czy Świata). Myślisz sobie - klasa dziewczyna, takiej szukałem, widać, iż wreszcie się zmieniła, inna niż wszystkie, więc muszę o nią się starać!
Ostatecznie jednak czeka cię tylko pocałowanie klamki, a kiedy znów idziesz ulicą smutny i wkurzony, szukając pierwszego lepszego baru czy parku, gdzie można się napić czegoś mocniejszego, to pozostaje ci tylko obserwować inne pary, cmokające się na ławkach z iskierkami w oczach (inne, mocniejsze reprezentacje piłkarskie w wielkich turniejach). Masz świadomość, iż ich czeka pewnie namiętna noc (faza pucharowa i finałowa mistrzostw) a tobie pozostaje najwyżej spacer z butelką w parku (polska ekstraklasa piłkarska).
Czekasz, a ją... boli głowa
Dziewczyna ma wielu adoratorów, nie tylko ciebie. Wodzi za nos kilku jednocześnie, wie, kiedy zrobić smutną minkę (nawet jeżeli jesteśmy wkurzeni, to jak tu wtedy złościć się na taką słodziutką istotkę) a kiedy cmoknąć adoratora w policzek i obiecać mu fajny wieczór albo wspólny wypad na weekend w góry czy nad morze albo do jakiegoś zagranicznego kurortu.
Ba! Doczekało się wielu z nas i takiej chwili, iż wreszcie nie musieliśmy nigdzie z nią jeździć i włóczyć się po świecie. Zaprosiła nas do siebie (Euro 2012), do swojego przytulnego mieszkania! Wkroczyliśmy się z winem, niektórzy choćby w "gajerku" (może tylko odrobinę gorszym, niż ten, w którym na Euro 2024 pokazuje się selekcjoner Probierz), ale później, zamiast nas ugościć, poszła "pindrzyć się" do łazienki, nagle wyszła i powiedziała - kochanie przepraszam, ale dziś boli mnie głowa. Cóż pozostało adoratorom - wyszli jak niepyszni.
Zaraz znów się spotkamy
Tak już jest od lat, raz dziewczyna zbajeruje tego, potem innego, daje nadzieję, zatrzepoce rzęsami, ale nijak nie sposób zbudować z nią trwałego związku (regularnie wychodzić z grupy na mistrzowskich turniejach). My, wieczni naiwniacy, wypatrujemy jej, wybaczamy ("Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało", "Czy wygrywasz, czy nie...), ale miłości nie ma w tym żadnej.
Pytanie - co będzie, kiedy za kilka dni znów spotkamy się z nią i zaprosi nas na randkę (eliminacje do mundialu 2026)? Uwierzymy jej, warto jeszcze?
POLECAM:
Polscy kibice na meczu Polska - Ukraina 7 czerwca 2024 na PGE Narodowym.