Polak atakuje Mount Everest bez tlenu. A potem? Tego jeszcze nikt nie dokonał!

3 godzin temu
"Do trzech razy sztuka" - może powiedzieć Andrzej Bargiel, narciarz wysokogórski. Polak, który jako pierwszy wszedł i zjechał z K2 na nartach, teraz zaatakuje najwyższy szczyt ziemi, Mount Everest. Potem zjedzie z niego na nartach i może przejść do historii.
Biega po górach i bije rekordy. Kiedyś wygrał ekstremalny Elbrus Race, oczywiście bijąc rekord trasy. Wspina się na najwyższe góry świata, zdobył już wszystkie ośmiotysięczniki Karakorum. Jakby tego było mało, potem ze zdobytych szczytów zjechał na nartach. Z drugiej co do wysokości góry świata - K2 - nie udało się to nikomu, choćby do tej pory. Mount Everest nie dał mu się jednak dwukrotnie. Teraz rusza na niego z nartami trzeci raz, trochę wcześniej niż ostatnio i z mocnym zespołem.

REKLAMA







Zobacz wideo Bielecki: "Chcę być starym a nie dobrym himalaistą"



Ekwipunek jak u brytyjskich służb specjalnych
Za pierwszym razem (2019 rok) w zdobyciu szczytu (8 849 m n.p.m.) Andrzejowi Bargielowi przeszkodził głównie naderwany z lodowca wielki serak wielkości budynku mieszkalnego. Był śmiertelnym zagrożeniem. Za drugim razem w 2022 roku fatalna była pogoda. Mimo podjęcia próby ataku szczytowego, z wiatrem i śniegiem Bargielowi wygrać się nie dało. Teraz ma być lepiej.
- Jedziemy tam w okresie jesiennym, wtedy na miejscu praktycznie nie ma już ludzi. Warunki do wspinaczki pod tym względem są więc lepsze niż w sezonie. Liczymy też na sprzyjającą pogodę - mówił we wtorek Bargiel na konferencji zorganizowanej na 46. piętrze jednego z warszawskich wieżowców.
Bargiel Everestu nie leci zdobywać sam. Ma kilkunastoosobową ekipę: z kierownikiem wyprawy (Tomaszem Gajem), kierownikiem ds. bezpieczeństwa (Janem Gąsienicą Rojem), doświadczonym himalaistą Dariuszem Załuską (wsparcie sportowe), a choćby fizjoterapeutą (Piotrem Sadowskim).


- To są osoby sprawdzone, ludzie, których znam i którym ufam. Na takiej wyprawie unikasz raczej poznawania ludzi już na miejscu - uśmiechał się Bargiel, opowiadając o swym zespole. - Oni mają podobną filozofię do życia i gór, co ja. To, co robimy, to jest coś więcej niż sport. To pasja, ale bardzo ważne jest też racjonalne podejście. Ja jestem odpowiedzialną osobą, nie szaleję, nie robię czegoś za wszelką cenę. Mamy też na wyprawie lekarza i to jest coś super wartościowego - dodawał.
Lekarza, a adekwatnie lekarkę, anestezjolożkę Patrycję Jonetzko, specjalistkę od medycyny wysokościowej i górskiej, która zabezpieczała już wyprawy na Mount Everest czy K2.



- Chciałam podziękować sponsorom wyprawy za to, iż dostałam nielimitowany budżet na zabezpieczenie medyczne. Zamówienie było zatem jak na święta - śmiała się Jonetzko podczas konferencji. W zamówieniu wartym kilkadziesiąt tys. zł są m.in. dwa wielkie 30-litrowe plecaki, jakie mają brytyjskie służby specjalne.


- One są tak zaprojektowane, iż jednym ruchem otwieram zamek i całość rozkłada się jak stół, gdzie w sekundę mam przed sobą cały widoczny zestaw leków. Mamy też zestaw do reanimacji, defibrylacji, są urządzenia do monitorowania snu. To przy "zespole adaptacji do wysokości", którą w górach przechodzi każdy, bardzo przydatna rzecz - opisuje lekarz. Monitorowanie snu, ale też innych parametrów życiowych, pomaga uniknąć przykrych konsekwencji czegoś, co potocznie określamy jako choroba wysokogórska. - jeżeli te objawy się zignoruje, może być niebezpieczne. jeżeli się je monitoruje, możemy działać, reagować - tłumaczy Jonetzko.
"On tak gwałtownie wchodzi, iż zanim dopadną go problemy wysokogórskie, już jest na dole"
Wszyscy jednak liczą, iż z problemami związanymi z brakiem tlenu wiążącym się z dłuższym przebywaniem na dużych wysokościach Bargiel nie będzie mieć kłopotów.
- On tak gwałtownie wchodzi, iż zanim go dopadną problemy wysokogórskie, to już jest na dole - kwitował to Dariusz Załuski, który na wyprawach Bargiela jest też operatorem kamery. Te wyprawy z narciarzem, himalaistą opisuje jako szczególne.
- To jest osoba, która szuka euforii w górach, takiej autentycznej. My tam nie jesteśmy cierpiętnikami. W bazach jest znakomita atmosfera - opisywał to Załuska. Jednocześnie docenił odważny plan Bargiela.



- Przypomnę, iż on chce wejść na Everest bez użycia butli tlenowej. Ja tam byłem z tlenem i było bardzo ciężko. Bez butli człowiek jest tam bardziej podatny na te wszystkie zagrożenia, ograniczone są możliwości fizyczne - opisywał.
Bargiel na góry lubi niemal wbiegać, bazuje na swej ponadprzeciętnej wytrzymałości i szybkości. O swoim sposobie szybkiego wchodzenia mówi, iż to rodzaj taktyki, ale też coś naturalnego, co robi od dawna, nie opisuje tego jako ekstrawagancji. Na zdobycie Mount Everestu i zjazd na nartach aż do Base Campu (5364 m n.p.m.) Bargiel daje sobie czas niemal do końca września. Wtedy uczestnicy wyprawy mają wykupione loty powrotne do Warszawy. Do Polski może już wracać z historycznym osiągnięciem. Trzy razy zjeżdżano z Everestu na nartach bez tlenu. Nikomu nie udało się jednak pokonać trasy w całości. Sukcesem zakończyły się tylko te próby wspomagane tlenem. jeżeli przy okazji Bargielowi uda się pobić rekord szybkości wejścia z bazy na szczyt należący do Kiliana Jorneta, będzie to dodatkowy sukces, ale dla Bargiela nie jest to celem samym w sobie.
Niebawem na Sport.pl zamieścimy wywiad ze skialpinistą, którego udzielił nam tuż przed wylotem do Katmandu.
Idź do oryginalnego materiału