Polacy rozbici przez Argentyńczyków. Zachowanie Grbicia mówiło wszystko

5 godzin temu
Kbice już się cieszyli z piłki setowej w czwartym secie, ale finalnie jej nie było i polscy siatkarze przegrali z Argentyńczykami w ostatnim meczu Memoriału Wagnera 1:3 (20:25, 25:21, 19:25, 24:26). Biało-Czerwoni zajęli w turnieju trzecie miejsce, ale nie to jest tu najważniejsze.
Najpierw było bardzo pewne zwycięstwo nad Serbami 3:0, potem gładka przegrana z Brazylijczykami 0:3. Na koniec Memoriału Wagnera Biało-Czerwoni mieli zmierzyć się z najbardziej wymagającym rywalem w stawce i wyszarpali zaledwie seta.


REKLAMA


Zobacz wideo Polscy siatkarze wrócili do kraju po zwycięstwie w Lidze Narodów!


Trener Nikola Grbić tradycyjnie sporo rotował podczas memoriału, sprawdzając różne zestawienia składu i dając szansę na grę wszystkim zawodnikom z 14-osobowego składu. Ten z niedzielnego spotkania był niemal identyczny do piątkowego z wygranego 3:0 meczu z Serbią. Jedyna zmiana dotyczyła jednego ze środkowych - Jakub Kochanowski zastąpił Szymona Jakubiszaka.
Wydaje się, iż niedzielny skład to najprawdopodobniej dokładnie ten, który Grbić bierze pod uwagę jako podstawowy na zbliżające się mistrzostwa świata. To, iż grupa ta aż tak męczyła się z Argentyńczykami, z którymi Polacy ostatnio przegrali podczas MŚ 2018 roku, nie jest aż tak dziwne, jeżeli weźmie się pod uwagę kilka elementów. Biało-Czerwoni wyraźnie odczuwają skutki intensywnych przygotowań do MŚ. Zarówno w piątek, jak i w niedzielę przed południem mieli jeszcze zajęcia w siłowni.
- Oczywiście, to nie pomaga teraz w grze w siatkówkę, ale nie chcemy się tłumaczyć. Robimy po to, by najwyższa dyspozycja przyszła we właściwym momencie, ale też, by uczyć się grać na zmęczeniu. Bo jednak MŚ to długi turniej i trener uczula nas, iż w innej dyspozycji zaczyna się go, a w innej kończy. W fazie medalowej czuć w wcześniejsze granie w nogach - opowiadał Sport.pl rozgrywający Jan Firlej po sobotniej przegranej z Brazylią 0:3, w której Grbić postawił na zmienników.
Do tego kadrowicze zgodnie podkreślali, iż Argentyńczycy w dwóch pierwszych spotkaniach, które wygrali bez straty seta, zaprezentowali się świetnie.


- Ta drużyna wygląda, jakby była najbliżej swojej formy docelowej. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle na takim etapie sezonu. Nie mnie to oceniać. Na pewno postawi trudne warunki, a my musimy zagrać naprawdę dobrze, by ten mecz wygrać. Niezależnie od składu - przestrzegał w sobotę Kochanowski.
Tej naprawdę dobrej gry długimi fragmentami u nich nie było, a wyraźnie dawały o sobie znać ciężkie nogi. Na pierwszego asa trzeba było czekać do drugiej partii, a na pierwszy punktowy blok do trzeciej.
Nie da się odmówić Polakom starań. Libero Jakub Popiwczak od początku biegał w obronie daleko poza boisko lub rzucał się tuż przy słupku, by tylko przedłużyć akcję, Kochanowski podbijał piłkę głową, a będący przyjmującym Tomasz Fornal czasem choćby rozgrywał. Argentyńczycy jednak już od stanu 3:3 zaczęli budować przewagę i to taką dość bezpieczną (6:10, 12:17, 17:22).
- Błędy się zdarzają - rzucił w pewnym momencie spiker, jakby usprawiedliwiając Polaków. A po chwili dodał: "Walczymy dalej". Ale trwała świetna passa Argentyńczyków prowadzonych przez dobrze znanego w Polsce trenera Marcelo Mendeza, a ekipa Grbicia nie miała sposobu, by ją przerwać. Zepsuła aż osiem zagrywek i miała wielkie problemy ze skończeniem ataku - jako jedyny ze skrzydłowych skuteczność powyżej 50 procent miał wówczas Fornal. A rywale byli w euforii, gdy w krótkim czasie dwukrotnie zatrzymali Wilfredo Leona. Choć przełom w tej partii nie przyszedł, to szkoleniowiec wicemistrzów olimpijskich z Paryża obserwował to wszystko ze spokojem.


Sytuacja poprawiła się za to w kolejnej odsłonie, choć Polacy wciąż nie byli w stanie zatrzymać rywali blokiem, a sami mieli wielkie problemy z przyjęciem (dokładne na poziomie zaledwie 26 proc.). Wstrzelił się za to wreszcie zagrywką Leon, który po drugim z asów dał Polakom piłkę setową (24:21). Początkowo wydawało się, iż Biało-Czerwoni będą musieli czekać na kolejną, ale po challenge'u uznano jednak, iż Leon zaatakował po bloku i kibice mohli świętować remis w całym spotkaniu.
euforia gwałtownie im przeszła, bo kolejnego seta ich ulubieńcy zaczęli od wyniku 0:3. Kilka minut później doprowadzili do remisu, ale co z tego, skoro zaraz potem strata znów wynosiła kilka punktów. Biało-Czerwoni przez cały czas mieli spore problemy z przyjęciem i w pewnym momencie Grbić wprowadził za Leona Kamila Semeniuka, ale i on nie zdołał tu wiele zdziałać. Na koniec środkowy Norbert Huber nadział się na blok i na trybunach rozległ się jęk zawodu. A Argentyńczycy, ze słynnym rozgrywającym Luciano De Cecco na czele, w tym momencie zapewnili sobie wygranie tegorocznej edycji memoriału.
Na kolejnego seta Huber już nie wyszedł, w jego miejsce pojawił się Jakubiszak. Przy stanie 6:5 zaś Kurka zmienił Kewin Sasak. Polacy prowadzili 13:10, ale zaraz potem stracili cztery "oczka" z rzędu. Do końca trwała walka "punkt za punkt" która trwała to stanu 20:20. Potem pojawiła się nadzieja dla 15 tysięcy kibiców w Tauron Arenie, bo Polacy wyszli na prowadzenie 22:20. W końcówce głównie piłki szły do Sasaka i wydawało się, iż to on da Biało-Czerwonym piłkę setową, ale po weryfikacji na tablicy pojawił się remis 23:23. Finalnie Argentyńczycy wykorzystali drugą piłkę meczową.
O ile więc świętujący w piątek 37. urodziny Kurek mógł dodatkowo cieszyć się ze zwycięstwa nad Serbami, to takiego szczęścia nie miał kończący w niedzielę 28 lat Fornal.


Biało-Czerwoni mają teraz chwilę wolnego, po której spotykają się w Łodzi. Tam w czwartek zmierzą się w meczu towarzyskim z Brazylijczykami, a dwa dni później polecą na Filipiny. I to tam nastąpi weryfikacja planu tegorocznych przygotowań.
Idź do oryginalnego materiału