Polacy jeszcze w takich warunkach nie grali. Grbić: To było dziwne

3 godzin temu
Podczas meczów fazy grupowej mistrzostw świata polscy siatkarze stojący w kwadracie dla rezerwowych będą musieli się mieć na baczności. A to za sprawą dużego chłodu, jaki panuje w hali, w której będą rywalizować na pierwszym etapie turnieju w Manili. Trener Nikola Grbić wskazuje też inną pułapkę, którą kryje Smart Araneta Coliseum.
Na Filipinach kochają klimatyzację i to w wersji "na maksa". Oczywiście, trudno się dziwić, iż z niej stale korzystają, mając na uwadze panujące tam upały. Ale w związku z tym przyjezdni mogą nieraz przeżyć szok termiczny przy przemieszczaniu się. Doskonałym przykładem są polscy siatkarze, gdy wkraczają do hali, w której będą rozgrywać mecze fazy grupowej mistrzostw świata.


REKLAMA


Zobacz wideo Polscy siatkarze wrócili do kraju po zwycięstwie w Lidze Narodów!


Wystarczyło 30 sekund. Polscy rezerwowi nie będą się nudzić podczas meczu
Standardowo na dużych turniejach drużyny mają prawo do jednego treningu w hali meczowej przed rozpoczęciem rywalizacji. Polacy, którzy zainaugurują występ w Smart Araneta Coliseum meczem z Rumunami, ćwiczyli tam w czwartek. I dzięki temu wiedzą, iż w sobotę znacznie częściej niż zwykle podczas spotkania mogą im być potrzebne bluzy.
- Dało się odczuć chłód. Gdy mieliśmy ćwiczenia zagrywka z przyjęciem, to jak człowiek chwilę postał, choćby 30 sekund, to było czuć, iż się troszeczkę "stygnie". Trzeba będzie nałożyć bluzę w kwadracie i robić cały czas jakieś ćwiczenia. Gumy, nie gumy. Aby być cały czas "pod prądem", by wejść na boisko ewentualnie - opowiada Kamil Semeniuk, który w tym sezonie zaczyna zwykle mecze kadrowe właśnie jako rezerwowy.


Na duży chłód w zbudowanym w 1958 roku obiekcie zwraca też uwagę Maksymilian Granieczny. 20-letni libero, który na Filipinach jest zmiennikiem Jakuba Popiwczaka, opowiada, iż polscy siatkarze cały czas noszą ze sobą bluzy, by uniknąć poważniejszej choroby. Bo lekkie przeziębienie ich nie ominęło. Podczas i po czwartkowym treningu niektórzy sięgali po chusteczki, by zahamować katar. Sama wtedy gwałtownie sięgnęłam po narzutkę, a potem jeszcze dodatkowo ubrałam lekką kurtkę. Miałam ją na wypadek deszczu, ale przydała się, by chronić przed zimnem.
Pozostaje jeszcze pytanie, na ile efekt mrożący będzie działał podczas meczów MŚ, gdy na trybunach pojawią się kibice. Pozostaje też otwarta kwestia tego, ilu ich będzie. Bo o ile Polacy - jako czołowa drużyna światowej siatkówki - cieszą się wśród Filipińczyków popularnością, to trudno przypuszczać, by tłumy ściągnęły na występy Rumunów, Katarczyków i Holendrów, z którymi zmierzą się Biało-Czerwoni.


Grbić wskazuje dwie pułapki hali meczowej. "Dziwne, inne niż zwykle"
Według oficjalnych informacji Smart Araneta Coliseum, w której 50 lat temu odbyła się słynna walka bokserska Muhammad Ali - Joe Frazier, może pomieścić ok. 15 tysięcy osób.
- Sama sala jest bardzo w porządku. Dużo trybun, duża przestrzeń. Myślę, iż jesteśmy przyzwyczajeni do grania na takich właśnie obiektach - wskazuje Granieczny.
Będąc w czwartek w hali i rozglądając się po niej, odniosłam wrażenie, iż pojemność trybun jest mniejsza, niż się oficjalnie podaje. Mocno sceptyczny był również Grbić, gdy mu po wspomnianym treningu podałam oficjalne dane.
Szkoleniowiec dzień przed meczem zaś analizował jeszcze specyfikę mniejszych hal i uwzględnił tu Smart Araneta Coliseum.


- Na bazie własnego doświadczenia mogę powiedzieć, iż najmniejsza sala, w jakiej grano ważne turnieje siatkarskie, to ta, w której ostatnio rywalizowaliśmy w finałach Ligi Narodów (oficjalnie obiekt w chińskim Ningbo może pomieścić 8 000 widzów - red.). Ale podczas meczu nie obchodzi mnie, czy na trybunach są trzy tysiące osób, czy mowa o Stadionie Narodowym w Warszawie, gdzie będzie 70 000 widzów. To niczego nie zmienia. Jak jesteś na parkiecie, to masz dać z siebie wszystko, by drużyna wygrała - zaznaczył Serb.


Ale gdy spytałam, czy mniejsza hala nie wpływa w żaden sposób na grę, to przyznał, iż na początku może to stanowić pewne wyzwanie, jeżeli zawodnicy są przyzwyczajeni do gry w większych salach.
- Są takie sale, w których po jednej stronie jest ściana, a po drugiej spora przestrzeń jak w teatrze. Dla rozgrywającego po zmianie stron może to stanowić pewną różnicę. Tak samo w kontekście zagrywki - wyliczał.
Na tym jednak nie poprzestał. Przywołał też kwestię oświetlenia, które również może czasem stanowić pewne utrudnienie.


- Może nie pozwolić na dobre wykonanie serwisu. Yoyogi Stadium w Japonii, gdzie rozgrywano wiele mistrzostw świata czy finałów Ligi Światowej (poprzedniczki LN - red.) to pod tym względem katastrofa, bo światła są dokładnie nad boiskiem. Podrzucasz więc piłkę i nie widzisz jej. W 1998 roku graliśmy tam z moją reprezentacją i nie widziałem piłki. Oczywiście, nie dlatego wtedy przegraliśmy, ale pod względem serwisu byliśmy dalecy od jakości, jaką prezentowaliśmy w całym tamtym turnieju - wspominał Grbić MŚ, w których brał udział jako zawodnik.
Nie przywołał tego bez przyczyny. - Podczas czwartkowego treningu światła były dziwne. Inne niż zwykle. Czasem nie wiem, czy chodzi o ich jakość, czy o ich umiejscowienie, ale czasem przy patrzeniu w górę miało się problem. Ale po 10 minutach przyzwyczajasz się do tego - zaznaczył trener Polaków.
Zapytany o kwestię oświetlenia w Smart Araneta Coliseum Semeniuk stwierdził jednak, iż on nie dostrzegł pod tym względem żadnych trudności.
- Może rozgrywający albo ktoś z innej pozycji niż przyjmujący gdzieś tam odczuwa jakiś dyskomfort. Ja takiego nie miałem. Ale na każdej hali każdemu z osobna może coś innego przeszkadzać lub nie. Myślę, iż to jest indywidualna sprawa - podsumował kadrowicz.
Idź do oryginalnego materiału