Spotkanie Litwy (145. miejsce w rankingu FIFA) z Finlandią (71.) pokazało, iż niedzielny mecz Polaków z w teorii jedną z najsłabszych drużyn w grupie G, będzie trudnym zadaniem. Litwa ma sporo argumentów, by w tym starciu o punkty kwalifikacji mundialu pokrzyżować plany Biało-Czerwonych. W spotkaniu z Finlandią między drużynami nie było widać wielkich dysproporcji.
REKLAMA
Zobacz wideo Duet Szczęsny - Krychowiak powraca! Co tam się działo
Atakują drużyną, triumfują w pojedynkach, nie boją się faworytów
Po pierwsze Litwini w wyjazdowym meczu nie przestraszyli się Finów. choćby gdy ci podchodzili do wysokiego pressingu, goście wymieniali podania wzdłuż linii bramkowej i po wyprowadzeniu piłki z pola karnego próbowali grać na jeden kontakt. To często się udawało i kilka razy doprowadziło ich do dobrych sytuacji.
Te dłuższe próby gry piłką i narzucanie stylu gry sprawiły zresztą, iż Litwa w meczu z Finlandią miała nieznaczną przewagę w posiadaniu piłki (51 proc.). Dłuższymi fragmentami, szczególnie w pierwszej połowie, to Litwini zmuszali wyżej notowanego rywala do biegania, to oni sprawiali lepsze wrażenie. Zresztą po swoich celnych i mocnych podaniach notowali mało strat, wykonali więcej podań, lepiej wyglądali też w grze jeden na jednego. W takich sytuacjach mieli 56 proc. skuteczności. Pojedynki gospodarzy zakończyły się sukcesem tylko w 44 proc. przypadków.
Po jednej z takich szybkich wymian Litwini dopięli swego. Lewą stroną popędził Artur Dolznikov, zwiódł rywala przed polem karnym, wyłożył piłkę na środek pola, tam odbił ją jeden z obrońców, a wbiegający w pole karne prawy obrońca Pijus Sirvys oddał celny strzał. Piłka wpadła do bramki tuż przy słupku.
Ta akcja zobrazowała też jeszcze jedną rzecz. Podczas ataków Litwa nie kalkulowała, a pod bramkę rywali przesuwała sporą grupę zawodników. Przy bramkowej akcji i dośrodkowaniu w polu karnym było czterech Litwinów, kolejnych dwóch wbiegało w osiemnastkę. Te zmasowane i składne ataki drużyny z rankingowego ogona widzieliśmy już zresztą w ich tegorocznym meczu na PGE Narodowym, czy starciach z Maltą i pierwszym meczu z Finlandią, który przypomnijmy: Litwini zremisowali 2:2 i mieli w nim więcej celnych strzałów od rywala. Wtedy wyciągali wynik ze stanu 0:2. Teraz straty odrabiać musieli Finowie. Po pierwszej połowie Litwa wygrywała zasłużenie.
Zmiennik jak numer jeden. Walka o wynik do końca
Warto też zauważyć, iż w bramce Litwy dobrze spisywał się Tomas Svedkauskas. Co interesujące w starciu z Finami Litwa występowała bez podstawowego bramkarza – Edvinasa Gertmonasa. Gracz Unversitatea Cluj na rozgrzewce naciągnął mięsień i usiadł na ławce. Jest spore prawdopodobieństwo, iż z Polską Gertmonas też nie zagra, ale w Helsinkach okazało się, iż ma znakomitego zmiennika, na co dzień golkipera Żalgirisu Kowno. Ten w starciu z Finami wykazał się refleksem po kilku strzałach gospodarzy z pola karnego. Przy utracie goli nic zrobić nie mógł.
Finowie na druga połowę wyszli jednak z innym nastawieniem. Grali szybciej i bliżej rywala. Wchodzili w pole karne i dawali szanse, by goście się w defensywie mylili, tak było przy drugim golu. Litwie trudno było skutecznie wybić piłkę z własnego pola karnego i zostali za to skarceni. Przypomnijmy, iż podobnie było z Holandią. Przy pierwszym golu i zamieszaniu w polu karnym, Finom pomogło nieco szczęście. Litwa jest jednak drużyną, która stratami goli w tych eliminacjach się nie podłamuje. 0:2 z Holandią wyciągnęła na 2:2, 0:1 z Maltą odrobiła na 1:1 w ostatniej minucie. Podobny scenariusz mógł nakreślić się w czwartkowym starciu, gdzie przy wyniku 1:2 Litwini w ofensywie grali swoje i mieli dobrą szansę na wyrównanie. Tym razem się nie udało, ale Finowie drżeli o wynik do końca, bo to goście rozgrywali piłkę.
Oby w meczu w Kownie (niedziela 20.45) przed własną publicznością - na nowym stadionie - Litwa nie weszła na wyższy bieg w starciu z Polakami.