POGO NA BETONIE. KOCK 24.
Był plan B – iść na najbardziej gluciasty festiwal muzyczny, czyli „Scyzoryki”, ale plan A doszedł do skutku i pojechaliśmy na Pogo Na Betonie do Kocka. W życiu nie byłem na tak dziwnej imprezie… To miał być punkowy festiwal, i był. Grały punkowe kapele w ilości 9, ale punka było tam tylko trochę, na okrasę.
W życiu nie byłem w Kocku. Miasteczko ładne, znane z II wojny światowej. Na rynku kilka drzew dających nieco cienia. Rzeźba księżnej Jabłonowskiej z Sapiehów ( bez nazwiska autora) i figura św. Heleny, postawiona z okazji ukradzenia przez katolików świątyni od kalwinów dokonanej w 1649 r. I szalet miejski, ukryty pod płytą rynku, do którego wiodą dwie klatki schodowe prowadzące w głąb, pod ziemię. Dookoła bieda kamienice, parterowe, rzadziej piętrowe, kilka dwupiętrowych, ale w każdej ślad handlowy – drzwi prowadzące z płyty rynku do punktu handlowego. Kiedyś. Jedna „Żabka” i jedna knajpa – zajrzałem do środka – a w niej jeden gość pijący piwo. Ktoś pije piwo na ławce w rynku, nie niepokojony przez mundurowych marudów, parę osób siedzi – jest sobota – patrzy w lewo, patrzy w prawo i już. I nie ma gołębi. I tylko kilka nowych budynków w ulicach przylegających do rynku – inwestorom jest tu nie po drodze.
Impreza organizowana przez miasto odbywa się na terenie obiektu sportowego klubu sportowego „Polesie”, na wielofunkcyjnej asfaltowej płycie służącej do organizacji dożynek, imprez patriotycznych i co tam się jeszcze przydarzy. Za plecami festiwalu pełnowymiarowe boisko piłki kopanej, obok pałac księżnej Jabłonowskiej. Na bramce ochotnicza Straż Pożarna. W środku ludzie piją piwo z puszek. Możemy sobie przynieść piwo z zewnątrz? Tak, ale nie w butelkach. No… Obok budynku klubu sportowego rozstawiony grill i stanowisko do lania piwa. Potem okazuje się, iż z kija lana jest „Perła” ( to ta strona Wisły) a’ 12 zyli za kubek, a panowie obsługujący kega wprawy w tym nie mają ( poza nalewaniem na weselach), a do żarcia jest karkówka, kiełbasa i bigos. Wszystkie punkowe festiwale, na których byłem, to żarcie ciekawe, wegetariańskie, wegańskie – nie street food, ale smaczne i ciekawe, a tu tak przaśno… PIJACKA, z którymi przyjechałem, dostaje poczęstunek: mogą wybrać z tego zestawu plus napój. Przemek mówi, iż to co przyniósł w kubku to rozwodniona „multiwitamina”…
Konferansjer zapowiada : kto jeszcze ma za mało w czubie to tam sprzedają piwo. Albo innym razem: nie chodźcie do miasta po piwo skoro możecie kupić je tutaj.
Punkowy festiwal. Zaczyna SMOLEŃSK – wtedy jeszcze krążymy po rynku. A gdy wracamy i znów coś gra, to nagłośnienie jest tak fatalne, iż tylko pamięć pomaga w domyśleniu się, który to numer akurat kapela gra. Ale akustyk się uczy i z kapeli na kapelę jest coraz lepiej. Kapela za kapelą, same punki, ale tego punkowego pazura, tej wściekłości na otaczającą nas rzeczywistość nie ma. Jest tylko rockowe granie. STAN OSKARŻENIA dopiero w dwóch ostatnich numerach przypomina sobie, iż znani są jako punk band. PIJACKA – co za perwersja – gra tylko najbardziej łagodne swe kawałki, takie radiowe, wpadające w ucho. Kiedy ich o to pytam – bo tak. Jeden z nich mówi, iż uwielbia grać w Kocku, a ja to rozumiem do pewnego stopnia, bo w takich miastach, miasteczkach już same takie rytmy wywołują szybsze bicie serca. Drugi mówi z cierpiętniczym wyrazem twarzy, iż nie cierpi tu grać, wśród tych ludzi.
PSYCHO SKŁAD – jak się okazuje miejscowy band – pełno ludzi w ich koszulkach. Podkręceni piwem są wszędzie wśród publiki. Nazwa sugeruje więcej niż oferuje.
No i jest pogo – nie na betonie, ale na asfalcie. Absolutny surreal. To nie jest takie pogo, bo porywa do tego muzyka, ale bo tak trzeba, bo taka konwencja. Kto był kiedyś na koncercie hard core, gdzie pogo z chodzeniem po suficie ( to nie przenośnia, ale real) tu odczuwa w takiej sytuacji oderwanie konwencji od tego co widzi. Folk punk? Na początku pod sceną kręci się starszy pan na wózku inwalidzkim. Zaczyna się pogo – on jest w środku, punki wirują, przybijają z nim piątki, ale nie obijają się o niego. Potem robi się gęsto, a on jest w środku. A potem przez pogo przejeżdżają dwie kilkuletnie dziewczynki na hulajnogach, raz za razem – pewnie dla nich to ekstremalne doznanie, rodzice nie zwracają uwagi, a ja czuję się jakbym był w środku filmu Szulkina: gra niby – punk, pogo i dziewczynki na hulajnogach. Świat na niby.
Pijemy piwo, więc oczywistą konsekwencją jest siuranie. Jest festiwal, więc muszą być kible. Ochroniarze i kolejka wskazują kierunek: tam. To taki niewielki murowany obiekcik. 2 na 2 metry może, dwoje drzwi od frontu. W środku nie ma światła, blade światło wieczoru oświetla w środku stanowisko na Małysza, wylane z betonu – taka prosta konstrukcja, weź tu coś popsuj. W czasie meczu piłkarskiego, gdy kibole szaleją, to mogą popsuć ławki, powywracać kosze, ale temu kiblowi nie daliby rady. Obok kibla psia buda i metalowy garaż, ale nie taki normalny, tylko taki wysoki na półtora metra. Co w nim garażuje? Może kosiareczka do murawy boiska?
Ale gra też PRAWDA, weterani punk, 4 dychy w temacie. Teraz grają taki program – nie swoje piosenki, które moim zdaniem są słabe, ale kawałki ZWŁOK, to początek lat ’80, absolutne hity, które się nie zestarzały. To taki melodyjny punk z przekazem, wciąż aktualnym. ZWŁOKI gdyby nie byli punkami na początku lat ’80 poprzedniego wieku to o takich zespołach jak PERFECT i LADY PANK dziś nikt by nie słyszał i pamiętał. „Przyjacielu mój” i „Nie jesteś mądry, nie jesteś piękny” zagrane profesjonalnie wciąż wywołują u mnie mrowienie. To nie punkowa wściekłość, ale melodyjna rockowa prawda.
Pojawia się załoga crustów -? Co oni tu, po co? Przecież tu ich zespoły nie zagrają.. Tu czadu nie będzie.
W programie pozostało AZOTOX – czy zagrają „Niedzielę” ( to naprawdę hit – iż nie grają tego stacje radiowe, to ich błąd), ale my wracamy do Kielc. Już dość. Dość tej dziwności. Wracamy do domu.