Gdy Steve Cohen kupował zespół baseballowej ligi MLB New York Mets, to obiecywał, iż w ciągu trzech do pięciu lat drużyna sięgnie po mistrzostwo świata. To nie pomyłka, bo przecież finały MLB noszą nazwę World Series, a więc ich zwycięzcy noszą tytuł czempionów globu.
REKLAMA
Zobacz wideo
Mets podpisali najwyższy kontrakt w historii sportu
Finansista z Wall Street przeznaczył w 2020 r. 2,4 miliarda dol. ze swojego liczącego niemal 15 mld dol. majątku, żeby kupić Mets. I od razu rzucił się w wir polowania na najlepszych wolnych agentów. Ukoronowaniem tej pogoni był kontrakt z Juanem Soto. Baseballista z Dominikany podpisał najwyższy kontrakt w historii sportu: 765 mln dolarów za 15 lat gry w barwach Mets. Pobił tym samym innego zawodnika tego sportu Japończyka Shohei Ohtaniego, który ma umowę na 700 mln dolarów na 10 lat gry w Los Angeles Dodgers.
Jednak umowa z Soto to tylko jeden z gigantycznych kontraktów w Mets ery Cohena. Wcześniej 10-letnią umowę na 341 mln dolarów podpisał Portorykańczyk Francisco Lindor, a Amerykanin Brandon Nimmo związał się z nowojorską drużyną na 8 lat za kwotę 162 mln dolarów. Czwarty najwyższy kontrakt w drużynie ma kolejny Portorykańczyk Edwin Diaz, który za pięć lat gry zainkasuje 102 mln dolarów. Przy czym tu warto zaznaczyć, iż w MLB wszystkie kontrakty są gwarantowane, a to znaczy, iż niezależnie od okoliczności Mets będą musieli wypłacić całe 1,37 miliarda dolarów tym czterem zawodnikom.
Katastrofalna porażka ostatniego dnia sezonu
I mimo tych olbrzymich wydatków, dzięki którym od pięciu lat Mets plasują się w pierwszej trójce budżetów na płace w MLB, zespół nie osiągnął upragnionego sukcesu. Najbliżej był w ubiegłym roku, gdy przegrał w finale National League (czyli półfinale play off) z Dodgers w rywalizacji do czterech wygranych meczów 2:4. W tym roku zespół nie awansował choćby do play-off. Sezon zasadniczy skończył z bilansem 83 zwycięstw i 79 porażek (drużyny MLB rozgrywają w ciągu półrocznego sezonu 162 mecze, grają prawie codziennie, a czasem choćby dwa spotkania jednego dnia). O awans walczyli do ostatniej serii meczów. W rywalizacji o tzw. dziką kartę mieli taki sam bilans jak Cincinnati Reds. W dodatku w ostatniej serii meczów los uśmiechnął się do drużyny Cohena, bo zespół z Ohio przegrał z Milwaukee Brewers 2:4. Jednak Mets nie wykorzystali potknięcia rywala i przegrali 0:4 z Miami Marlins, zdecydowanie najbiedniejszym ze wszystkich zespołów MLB, który w dodatku grał już tylko po to, by sprawić euforia swoim kibicom.
Wobec identycznego bilansu między nowojorczykami a Reds dziką kartę do play off dostali ci drudzy, bo mieli lepszy bilans bezpośrednich meczów (cztery zwycięstwa do dwóch). A wśród kibiców Mets nastał czas żałoby. Jest ona tym większa, iż drużyna przez pierwsze dwa miesiące była najlepsza w lidze. Dopiero potem nastąpił kryzys i gwałtowny upadek w końcówce sezonu, którego nikt w Nowym Jorku nie potrafi wytłumaczyć. Od szóstego września zespół przegrał 14 z 21 meczów.
Steve Cohen przeprasza kibiców
Po fatalnym zakończeniu sezon Cohen zwrócił się do fanów za pośrednictwem mediów społecznościowych: "Kibice Mets na całym świecie, jestem wam winien przeprosiny. Zrobiliście swoje, pojawiając się na stadionie i wspierając drużynę. My nie zrobiliśmy tego, co do nas należało. Przeprowadzimy analizę i ustalimy oczywiste i mniej oczywiste przyczyny, z powodu których drużyna nie spełniła moich i waszych oczekiwań. Wszyscy dziś odczuwamy skrajne emocje. Wiem, ile czasu i trudu włożyliście, by kibicować tej drużynie. Wynik jest nie do zaakceptowania. Wasze emocje mówią mi, jak bardzo Wam zależy i jak bardzo motywujecie klub do osiągania lepszych wyników. Dziękuję najlepszym kibicom w sporcie".