Osiem lat temu o Polsce i niejakim Sebastianie Karasiu zrobiło się naprawdę głośno. 29 sierpnia 2017 roku Polak przeszedł do historii jako pierwsza osoba na świecie, która przepłynęła Bałtyk wpław. Kim jest człowiek, któremu udało się pokonać ponad 100 kilometrów i dotrzeć na Bornholm? 34-letni reprezentant naszego kraju może pochwalić się licznymi sukcesami w pływaniu. Na swoim koncie ma aż kilkadziesiąt medali mistrzostw Polski, a po najważniejsze trofea sięgał w stylu grzbietowym. W 2013 roku został również mistrzem kraju na 10 km podczas pierwszych oficjalnych mistrzostw Polski w pływaniu na wodach otwartych. Kilka lat później zaś sięgnął po wyróżnienie, o którym nikt inny choćby nie śnił.
REKLAMA
Zobacz wideo Krzysztof Chmielewski wicemistrzem świata w pływaniu! "Byłem podekscytowany"
Sebastian Karaś przepłynął Bałtyk wpław. Przygotowania trwały 19 lat
Sebastian Karaś wielokrotnie udowadniał, iż jego siła woli nie ma sobie równych. We wrześniu 2015 roku przepłynął wpław kanał La Manche, co zajęło mu 8 godzin i 48 minut. W tym czasie pokonał łącznie 41 kilometrów. Przepłynął także najdłuższe jezioro w Polsce (Jeziorak) o długości około 27,5 kilometra i aż trzykrotnie pokonał 20-kilometrowy dystans z Helu do Gdyni. W 2017 roku podjął się znacznie trudniejszego zadania. 28 sierpnia o godzinie 19:09 wszedł do wody w Kołobrzegu, a jego celem było przepłynięcie wpław całego Bałtyku.
Przygotowywałem się do tego prawie 19 lat. To były tysiące godziny spędzonych w wodzie i na siłowni. Na adekwatne warunki pogodowe czekaliśmy kilka tygodni. (...) Oczywiście planuję przerwy co 45 minut na odpoczynek i posiłek, który ma mi dodać energii w trakcie płynięcia
- wyjaśniał przed startem Sebastian Karaś, cytowany przez serwis Fakt. Do pokonania miał dystans dzielący Kołobrzeg i duńską wyspę Bornholm, czyli ponad 100 kilometrów. Choć trasa nie należała do najłatwiejszych, zarówno on, jak i cały zespół mocno wierzyli w to, iż już za kilkadziesiąt godzin będą mogli wspólnie uczcić gigantyczny sukces. Tak też się stało. Na ląd na Bornholmie Karaś wyszedł 29 sierpnia około godziny 23:30, gdzie został hucznie przywitany przez najbliższych. Ta wyprawa sporo go jednak kosztowała, a w jej trakcie Bałtyk po raz kolejny ujawnił swoją potęgę.
Jak go wczoraj żegnaliśmy na plaży, to wiedzieliśmy, iż go przywitamy tutaj. Mamy ogromny sukces
- skomentował Marcin Przeworski z Karaś Team w rozmowie ze stacją TVN24.
Spędził w wodzie prawie 29 godzin. "Cały czas myślę o tym, czego dokonałem"
Największym problemem były wysokie fale, które momentami sięgały choćby dwóch metrów oraz niska temperatura wody. W wyprawie towarzyszyła mu łódź asekuracyjna James Cook, dzięki której członkowie ekipy byli w stanie podawać mu napoje oraz jedzenie. Mimo niesprzyjających warunków oraz potężnego zmęczenia, które dało o sobie znać kilka kilometrów przed brzegiem Borholmu, Polak ani na chwilę nie wyszedł z wody. Ostatecznie dotarł do celu, na plażę w miejscowości Dueodde, po 28 godzinach i 30 minutach.
Sprawdź również: 26 km i zero zakrętów. Najdłuższy prosty odcinek w Polsce to "droga w nieskończoność"
Czuję się świetnie, cały czas myślę o tym, czego dokonałem, ale dociera to do mnie stopniowo. Wciąż jestem w emocjach, endorfinach, z godziny na godziny wierzę w to coraz bardziej. Pierwszy raz poczułem się jak sportowcy, którzy na igrzyskach olimpijskich zdobywają złote medale i mówią, iż nie mogą w to uwierzyć. Do mnie też to nie od razu dotarło. Ale dziś, po kilku dniach, mogę się już naprawdę cieszyć, iż się udało, iż wytrzymałem tyle godzin na morzu. I zastanawiam się, co będzie dalej! 19 lat trenowałem pływanie i nie wiem: czy to już koniec? Czy coś jeszcze przede mną?
- powiedział serwisowi WP kilka dni po przepłynięciu Bałtyku, dodając, iż przygotowania do tego wyczynu były niezwykle ciężkie.
Czasami siedziałem po 10 godzin w basenie, wchodziłem do wody rano, a wychodziłem wieczorem. Bez otoczki medialnej czy osób, które mnie wspierały. Witałem się z ratownikami i pływałem. Wokół klienci indywidualni, a ja wśród nich, nie mając choćby z kim porozmawiać, pokonywałem kolejne długości basenu. Ale wydaje mi się, iż to przygotowało moją głowę do zmierzenia się z Bałtykiem
- stwierdził. Dla Sebastiana Karasia najtrudniejszy miał być 40. kilometr. Wówczas, wraz z ciemnością, pojawiło się pierwsze zwątpienie. Jego "błędnik oszalał, a żołądek przestał pracować", na szczęście sytuację udało się opanować i uniknąć "powtórki z poprzedniego roku". Otóż już w 2016 roku nasz rodak podjął próbę przepłynięcia Bałtyku, jednak nie udało się to między innymi ze względu na chorobę morską.
Moim głównym celem przepłynięcia Bałtyku było zrobienie czegoś, czego wcześniej nikt nie zrobił. Ale całą akcję połączyłem z aukcją charytatywną i szczerze mówiąc, nie wiedziałem, jak silnie podziała to na motywację. To było w pewnym sensie płynięcie drużynowe
- podsumował Sebastian Karaś. Jest to również niezwykła nagroda za ciężką pracę, która towarzyszyła Sebastianowi Karasiowi od najmłodszych lat. Polak fascynuje się pływaniem od ósmego roku życia.
Źródła: turystyka.wp.pl, fakt.pl, .redbull.com, przegladsportowy.onet.pl
Dziękujemy, iż przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.