Piłkarze Lecha chwycili za mikrofon i się zaczęło. Tak Poznań świętował mistrzostwo

4 godzin temu
Tej nocy w Poznaniu nie zapomni nikt! Lech po trzech latach odzyskał mistrzostwo Polski, a wszystko podsumowała feta, która przeszła ulicami Poznania, a zwieńczenie miała na Międzynarodowych Targach Poznańskich, gdzie zgromadziły się tłumy. Głównym wodzirejem w ekipie "Kolejorza" był Filip Bednarek, dla którego był to niezwykły moment, ale głos zabrał także Niels Frederiksen. Poznań zapłonął. I to dosłownie.
O 19:33 w Poznaniu usłyszany był głośny huk. Ponad 41 tysiącom kibiców na trybunach - i pozostałym przed telewizorami - spadł ogromny kamień z serca, gdy Szymon Marciniak zagwizdał po raz ostatni. Podopieczni Nielsa Frederiksena przetrwali, bo inaczej nie można nazwać tego, co działo się w ostatnich minutach konfrontacji z Piastem (1:0). choćby "Kocioł" do ostatniego gwizdka czekał z rozłożeniem oprawy "Mistrz Polski 25" i odpaleniem rac. Wszyscy czuli, iż zwycięstwo poważnie wisiało na włosku.


REKLAMA


Zobacz wideo Lech Poznań w Lidze Mistrzów?! Wzruszony prezes: Chcemy więcej!


"Bedi, na zawsze będziesz Lechitą"
Ostatni faul na Joelu Pereirze był fetowany niczym wcześniejsze trafienie Afonso Sousy. Portugalski ofensywny pomocnik, już schodząc z boiska w trakcie meczu, otrzymał ogromne owacje od trybun. Jego zachowanie, poklepanie się po piersi, na której był herb Lecha, zwiastowało, iż mogło to być jego pożegnanie z Poznaniem. Nie jest tajemnicą, iż 25-letni Sousa, który był jednym z najlepszych zawodników całej Ekstraklasy 24/25, latem na brak ofert narzekać nie będzie, a dla "Kolejorza" to ostatni moment, aby na nim godnie zarobić, albowiem jego kontrakt obowiązuje do czerwca 2026 roku. Odzyskana portugalska dziesiątka to coś, co łączy oba ostatnie mistrzostwa Polski Lecha. W 2022 roku był to Joao Amaral, który - podobnie jak Sousa - po gorzkich latach w niebiesko-białych barwach w końcu odpalił.


Po półgodzinnej euforii na murawie i w szatni rozpoczęła się oficjalna ceremonia. Wręczanie złotych medali mistrzom Polski 2025 rozpoczęło się od sztabu medycznego i szkoleniowego. W końcu nadszedł czas na zawodników. Filip Bednarek i Maksymilian Pingot pojawili się na murawie z racą, a najbardziej zasłużeni piłkarze otrzymali od "Kotła" specjalne owacje. Na najgłośniejsze mogli liczyć Bartosz Mrozek, Bartosz Salamon, Afonso Sousa, Radosław Murawski i oczywiście Mikael Ishak, który wzniósł trofeum za mistrzostwo Polski.
Specjalne podziękowanie otrzymał później Filip Bednarek. Doświadczony bramkarz tym momentem pożegnał się z Lechem. "Bedi, zawsze będziesz Lechitą" - takim transparentem za pięć lat przy ulicy Bułgarskiej podziękowali mu kibice. 32-latek nie krył wzruszenia, gdy odwieszał swoją koszulkę meczową na bramce.


Wyjątkowy moment Frederiksena. Prawdziwy szef
Natomiast Niels Frederiksen w tym czasie zdecydował się na samotny spacer wokół boiska. Duńczyk został pierwszym zagranicznym szkoleniowcem z mistrzostwem Polski w historii Lecha. Na konferencji prasowej po meczu z Piastem nie mówił za dużo o samym przebiegu tego spotkania. - Wszyscy widzieliśmy, jak ono wyglądało - rzekł. Podziękował wszystkim pracownikom klubu. gwałtownie zapowiedział także walkę o awans do Ligi Mistrzów. - Nie mogę obiecać grupy, ale mogę obiecać, iż zrobimy wszystko, aby tam się dostać - powiedział.


Autokar z piłkarzami ruszył przez miasto w kierunku miejsca docelowego fety Międzynarodowych Targów Poznańskich, gdzie zgromadziły się tłumy. Frekwencja była zdecydowanie lepsza niż przed trzema latami. Momentalnie za mikrofon chwycił Filip Bednarek, który był głównym wodzirejem zabawy. Show skradły jednak dwie inne osoby: Afonso Sousa, który rzucając najpopularniejsze polskie słowo, rozbroił całą publiczność oraz Niels Frederiksen. "Zimny Duńczyk", jak został nazwany przez kibiców, w kilku kurtuazyjnych słowach podziękował im za wsparcie przez cały sezon. Przyznał, iż w ostatnich tygodniach zrozumiał, ile ten sukces znaczy właśnie dla fanów.


To dopiero czwarte mistrzostwo Polski dla Lecha w XXI wieku, ale w żadnym z poprzednich przypadków nie czekał na nie tak krótko. Mogło wydawać się, iż przez to Poznań nie zdążył zatęsknić za złotym medalem, jednakże jeszcze rok temu próżno było szukać optymistów choćby w stolicy Wielkopolski.
Równo rok temu - 25 maja 2024 - Lech Poznań kończył sezon domowym meczem z Koroną Kielce. To data pamiętna, albowiem drużyna pod wodzą Mariusza Rumaka dopełniła wtedy fatalną wiosnę kompromitującą porażką 1:2. Piłkarzy przywitał wtedy wielki napis "WSTYD", a przez całe spotkanie z "Kotła" - trybuny prowadzącej doping - próżno było szukać okrzyków zagrzewających drużynę do walki. Zamiast tego urządzono dyskotekę, a symbolem stała się piosenka "Pedro Pe", będąca wtedy na szczycie listy przebojów. To był wyraz sprzeciwu fanów na sytuacje w klubie i wobec drużyny. Piłkarze Lecha nie ukrywali w późniejszych wypowiedziach, iż zachowanie kibiców mocno ich dotknęło. Do tego stopnia, iż relacje na początku rozgrywek 24/25 wciąż były chłodne, mimo iż normalny doping wrócił. Zdarzało się nawet, iż zawodnicy nie dziękowali fanom po zakończonych (nawet wygranych) meczach.
Wówczas w stolicy Wielkopolski próżno było szukać optymistów. Tezy, iż "Lech zawsze gra o mistrzostwo" traktowano z przymrużeniem oka. Wszak do Rakowa wracał gwarant sukcesu Marek Papszun, w siłę wciąż rosła mistrzowska Jagiellonia Adriana Siemieńca, a większe możliwości w powrocie na szczyt widziano w Legii pod wodzą Goncalo Feio. "Kolejorz" z wątpliwymi transferami i nieznanym trenerem Nielsem Frederiksenem miał od nowa budować swoją pozycję - takie zadanie przed nową drużyną stawiał choćby sam zarząd.


Jednak to w Poznaniu historia zatoczyła koło i domknęła się klamrą, przez co można uznać, iż to najmniej spodziewane mistrzostwo Polski dla Lecha w XXI wieku, mimo iż "Kolejorz" czekał na nie raptem trzy lata - najkrócej w erze rodziny Rutkowskich. Mogłoby się przez to wydawać, iż Poznań nie zdążył zatęsknić za złotym medalem, jednakże feta pokazała co innego, a najlepszym podsumowaniem był fakt, iż tegoroczną imprezę złotych medalistów zamknęła właśnie piosenka "Pedro Pe".
Idź do oryginalnego materiału