Pietuszewski rozpalił Jagiellonię. 17‑latek zasypał dziury po gwiazdach

4 godzin temu

Latem Jagiellonia straciła kluczowych piłkarzy i wydawało się, iż czeka ją bolesna przebudowa. Tymczasem z cienia wyszedł 17‑letni Oskar Pietuszewski, który nie tylko wdarł się do składu, ale stał się symbolem odwagi, jakości i nowego kierunku drużyny Adriana Siemieńca.

To artykuł z cyklu naszych podsumowań rundy jesiennej w Ekstraklasie. Codziennie publikujemy teksty o dwóch kolejnych klubach, począwszy od tych zajmujących najniższe miejsca w tabeli.

Darko Czurlinow i Kristoffer Hansen – w poprzednim sezonie to oni decydowali o obliczu Jagiellonii na skrzydłach. Ich odejścia to i tak był jednak tylko wierzchołek góry lodowej, bo z ekipą niedawnego mistrza Polski pożegnali się również najlepszy obrońca Mateusz Skrzypczak, podstawowy środkowy pomocnik Jarosław Kubicki czy lewy defensor Joao Moutinho.

Próba ich zastąpienia wymagała wytężonej pracy dyrektora sportowego Łukasza Masłowskiego, ale jak się jednak okazało, ktoś gotowy do przejęcia palmy pierwszeństwa był już w kadrze białostockiego klubu.

17-latek zasypał dziury po gwiazdach. Pietuszewski rozpalił Jagiellonię

Oskar Pietuszewski w poprzednim sezonie dopiero stawiał pierwsze kroki w seniorskim futbolu i rzadko bywał jeszcze pierwszym wyborem szkoleniowca. Trudno się jednak temu dziwić, skoro wychowanek Jagiellonii miał wtedy dopiero 16 lat. Już wówczas dał się jednak zapamiętać jako odważny gracz, a spora uwaga skupiła się na nim po słynnym ćwierćfinale Pucharu Polski z Legią Warszawa. W polu karnym próbował go powstrzymać Paweł Wszołek i w opinii wielu faulował utalentowanego skrzydłowego.

Kurz po wszystkim opadał długo, a Pietuszewski zbierał wówczas cenne szlify, które znalazły odzwierciedlenie w tym sezonie. Ma za sobą rundę, w której rozegrał więcej spotkań (31) niż w całych poprzednich rozgrywkach (23). Latem przebojem wdarł się do wyjściowej jedenastki, a później gdy oddawał miejsce, to raczej głównie ze względów ostrożności. Adrian Siemieniec czasem wychodził bowiem z założenia, iż należy spokojnie zarządzać obciążeniami piłkarza.

Szum wokół skrzydłowego sprawił, iż w pewnym momencie czymś naturalnym wydawało się choćby powołanie go do pierwszej reprezentacji Polski. Na wyobraźnię działał fakt, iż mógł stać się on najmłodszym kadrowiczem od czasów Włodzimierza Lubańskiego, a niektórzy porównywali go choćby do Lamine’a Yamala. Brak przebojowych polskich młodych piłkarzy dawał się mocno we znaki i właśnie w Pietuszewskim upatrywano kogoś, kto może pomóc odmienionej przez Jana Urbana drużynie.

Selekcjoner starał się jednak tonować nastroje. – Powiem szczerze – ja podziwiam tego chłopaka, bo ma predyspozycje na naprawdę świetnego piłkarza i już broni się grą w lidze i europejskich pucharach. Dodatkowe obciążenia i emocje związane z powołaniem nie są mu jednak w tym momencie potrzebne – mówił Urban po ogłoszeniu październikowych powołań na mecze z Nową Zelandią i Litwą. Wydawało się wtedy, iż zwłaszcza to pierwsze, towarzyskie spotkanie jest idealną okazją do sprawdzenia skrzydłowego Jagiellonii. 17-latek dostał jednak powołanie „jedynie” do rosnącej w siłę kadry U21. – Nie wiem, czy jest mu potrzebna „zmiana szkoły” – dodawał selekcjoner w rozmowie z Interią.

W kadrze młodzieżowej też zresztą był wprowadzany powoli, bo we wrześniu w obydwu meczach eliminacyjnych wchodził jeszcze z ławki rezerwowych. W październiku i listopadzie Pietuszewski nie dawał już jednak Jerzemu Brzęczkowi wyboru. Zachwycał niesamowitymi akcjami choćby w wygranym meczu z Włochami w Szczecinie, ale nie mniejszą werwę widać było z jego strony przeciwko Szwecji czy Czarnogórze.

Oskar Pietuszewski był jednym z lepszych graczy podczas zwycięstwa kadry U21 z Włochami

W Jagiellonii natomiast dał się zapamiętać przede wszystkim z pięknego gola przeciwko Cracovii czy trafienia w ostatniej minucie dającego zwycięstwo z Pogonią. Fanom na pewno utkwiło również w głowach to, jak bardzo był załamany po złym podaniu i zepsuciu kontry w meczu z Wisłą Płock. Był to pokaz niesamowitej ambicji, bo Jagiellonia prowadziła wówczas 1:0 i chodziło jedynie o ewentualnie podwyższenie wyniku.

17-latek schodził z boiska pocieszany przez kolegów, a po meczu głos wsparcia przypłynął choćby ze Szczecina. – Hej Jagiellonia, proszę przekazać Oskarowi iż jest super skrzydłowym i żeby się nie martwił ostatnią akcją – napisał na X Kamil Grosicki. W świetle jego przeszłości w Jagiellonii oraz tego, jakim był zawodnikiem, takie słowa nabrały wyjątkowego wymiaru. Trudno bowiem nie dostrzec, iż Pietuszewskiego stać na co najmniej podobną karierę, jak wieloletniego skrzydłowego reprezentacji Polski.

Sufit 17-latka zawieszony jest chyba jednak choćby jeszcze wyżej niż w przypadku zawodnika Pogoni Szczecin. Wokół Pietuszewskiego wymieniane są już przecież takie kluby, jak Barcelona, Bayern, Chelsea czy Manchester City. Może zakręcić się w głowie, choć FC Porto też nie brzmi źle, a to właśnie Portugalczycy wydają się być najbardziej zdeterminowani. W tej sytuacji istotne jest, aby twardo stąpać po ziemi i przeprowadzać dużo rozmów z zawodnikiem. – Te kluby, które o niego pytają, na pewno działają mu na wyobraźnię. Czasami piłkarz nie chce czekać. o ile to będzie dobry kierunek, odpowiednia kwota i wszystkie strony będą chciały to zrobić zimą, to może się to wydarzyć zimą. Najlepszym rozwiązaniem byłoby może choćby zimą doprowadzić do transferu, a jego nowy klub zostawiłby go jeszcze na pół roku w Białymstoku. Będzie mógł sobie podszkolić język, dokończyć szkołę, zdać prawo jazdy i powalczyć jeszcze z Jagiellonią o coś więcej – powiedział ostatnio w TVP Sport Łukasz Masłowski.

Adrian Siemieniec wydaje się być idealnym trenerem do prowadzenia Pietuszewskiego na tym etapie kariery, bo również nie jest człowiekiem przesadnie ulegającym emocjom. Za nim także udana runda, w której musiał kompletnie przebudować zespół. Z pomocą odważnego skrzydłowego, który nie boi się podejmować pojedynków, udało mu się to zrobić.

Ważne było również dotarcie do Afimico Pululu, gdyż latem wydawało się, iż myślami zaczyna być powoli gdzie indziej. Poskutkowało posadzenie na ławce rezerwowych w meczach z Widzewem i Novim Pazarem. W dalszej części rundy napastnik Jagiellonii strzelał choćby zwycięskie gole w meczach z Wisłą Płock czy KuPS w Lidze Konferencji. Znakomicie Jagiellonia poradziła sobie również ze zmianą w bramce. Kiedy kontuzji na kilka tygodni podczas zgrupowania reprezentacji U21 doznał Sławomir Abramowicz wydawało się, iż to może być cios, który powali białostoczan, albo po którym przynajmniej mocno się zachwieją. Do dyspozycji był jedynie niedoświadczony na ekstraklasowym poziomie Miłosz Piekutowski.

Okazało się jednak, iż 19-latek stanął na wysokości zadania. Był choćby bohaterem zremisowanego meczu 1:1 ze Strasbourgiem, zajmującym wówczas 3. miejsce w tabeli Ligue 1. W zasadzie poza starciem z Rakowem Częstochowa, Piekutowski nie popełniał większych błędów i sprawił, iż nikt nie musiał nerwowo wyczekiwać powrotu do zdrowia podstawowego golkipera.

Afimico Pululu świętuje gola w meczu z KuPS Kuopio

Kolejny sezon, w którym Jagiellonia udanie łączy grę w europejskich pucharach z rywalizacją w Ekstraklasie, zasługuje na docenienie, tym bardziej, iż musiała aż dwukrotnie mierzyć się z ekipami z lig TOP5. Zarówno przeciwko Strasbourgowi, jak i Rayo Vallecano nie pękła i pozostawiła po sobie niezłe wrażenie. Na koniec zanotowała także remis z Alkmaar i zachowała status niepokonanej w jesiennych pucharowych meczach na wyjeździe.

Na pewno lekkim cieniem na jesień kładą się dwie spektakularne porażki: z ostatnią w tabeli Bruk-Bet Termaliką Nieciecza i odpadnięcie z Pucharu Polski z GKS-em Katowice na początku grudnia. Pod koniec rundy Siemieniec kilka rotował składem zwracając uwagę na to, iż nie wszyscy zawodnicy z ławki prezentowali odpowiedni poziom. Jagiellonia zakończyła rok serią sześciu meczów bez wygranej, co jasno pokazało potrzebę odpoczynku i poszerzenia kadry.

Niektórym zawodnikom, jak choćby Yukiemu Kobayashi, brakowało też stabilizacji formy na wysokim poziomie. Do tego stwierdzenia można zresztą choćby przyporządkować Pietuszewskiego, choć w jego przypadku oczywistym usprawiedliwieniem jest młody wiek. 17-latek cały czas musi pracować nad grą w defensywie i adekwatnym podejmowaniem decyzji na boisku.

Przeciwko Koronie czułem z boku, iż mamy mecz pod kontrolą. Czułem, iż prowadzimy 2:0 i skrzydłowi dobrze mi funkcjonują. Oskar to dziś piłkarz z taką mentalnością, iż może wejść i wygrać mecz, ale może też wejść i go popsuć. Wystarczy, iż dostanie pięć razy piłkę, straci ją, pojadą pięć razy z kontrą i strzelą na 2:1. Ale może też wejść i jedną akcją wygrać mecz. On dzisiaj ma takie możliwości – mówił Siemieniec w podcaście u Tomasza Ćwiąkały.

Jagiellonia ma za sobą udaną rundę, ale perfekcjonizm trenera na pewno nie pozwoli mu być w pełni zadowolonym. Kibiców w Białymstoku czeka teraz intrygujący okres zimowy, pełen spekulacji dotyczących przyszłości Pietuszewskiego. Pytania na pewno pojawią się również, co do kwoty. 17-latek już jest najdrożej wycenianym graczem w Ekstraklasie na portalu Transfermarkt, gdzie przy jego nazwisku widnieje kwota 12 milionów euro. Dotychczasowy rekord sprzedażowy w naszej lidze wynosi o milion mniej, gdy z Polski do Norwich i Brighton wyjeżdżali Ante Crnac, Kacper Kozłowski i Jakub Moder. Nadzieje na to, iż zostanie on pobity, wydają się w pełni uzasadnione.

Gdyby 17‑latek pozostał jednak choćby na kolejne pół roku i dalej zachwycał, to niewykluczone, iż w 2026 roku Jan Urban otworzy mu drzwi do wymarzonego debiutu. A przecież na dalekim horyzoncie delikatnie majaczy choćby amerykański mundial. Jego dalsza obecność w Białymstoku z pewnością ułatwi z kolei Siemieńcowi dalsze podnoszenie poprzeczki.

Wydarzenie rundy

Odejście Rafała Grzyba.

Do Jagiellonii dołączył w 2010 roku, jeszcze jako zawodnik, a więc spędził w klubie ponad 15 lat. W tym czasie zyskał w Białymstoku niezwykły status i stał się legendą. Jako asystent trenera współpracował nie tylko z Adrianem Siemieńcem, ale również z wieloma innymi szkoleniowcami. Kilkanaście godzin przed spotkaniem z Arką Gdynia w Białymstoku gruchnęła jednak wiadomość o jego odejściu. – Chciałbym zaznaczyć, iż to była moja decyzja, za którą biorę pełną odpowiedzialność. Decyzja przemyślana, dojrzewająca we mnie już od dłuższego czasu. Nie była to decyzja łatwa, wręcz przeciwnie, była bardzo trudna. Trudna tak samo, jak rozmowa, którą musiałem przeprowadzić z Rafałem – mówił wówczas odczytując oświadczenie z kartki Siemieniec.

Wielu kibiców nie było w stanie tego zrozumieć, tym bardziej, iż jeszcze kilka dni wcześniej Grzyb brał udział w spotkaniu organizowanym przez fundację w szkole w Białymstoku, a wraz z nim pojawili się na nim Taras Romanczuk, Jesus Imaz czy Bartłomiej Wdowik. Nagła decyzja i niecodzienne okoliczności zrodziły wśród fanów różne domysły związane z rolami żon obydwu panów. Miały one nie pałać do siebie wielką sympatią i wpłynąć na przykry finał całej historii. Komentarze spotkały się jednak pod koniec rundy z mocną reakcją Siemieńca.

– Kobieta mojego życia została postawiona w sytuacji, w której nie jest za nic odpowiedzialna ani niczemu winna, a dostała bardzo dużo nieprzychylnych wiadomości, hejtu… Chciałbym w tym momencie powiedzieć: „dość!”. Nie zasłużyliśmy sobie na to, żeby przeżyć coś takiego, co miało miejsce po tej decyzji. Decyzja była moja i tylko moja. Ja jestem za nią odpowiedzialny. Jest mi bardzo przykro i bardzo mnie to boli, iż coś takiego się wydarzyło. Dlatego staję w obronie rodziny jako mąż i ojciec – zaznaczał trener po zremisowanym meczu z Motorem Lublin.

Drużyna po odejściu Grzyba dalej wyglądała co najmniej przyzwoicie, ale wiosną na pewno przydadzą się w sztabie wzmocnienia. Przy graniu co trzy dni im więcej rąk do pracy i otwartych głów, tym korzystniej dla całej Jagiellonii.

Zachwyt rundy

Remis ze Strasbourgiem i seria 18 meczów bez porażki.

To najlepszy wynik w historii klubu i spektakularna odpowiedź na przegrany mecz w 1. kolejce z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza 0:4. Kto wie, jak długo mogłaby ona jeszcze trwać, gdyby nie skandaliczny błąd sędziego Bartosza Frankowskiego w starciu z Górnikiem Zabrze i brak czerwonej kartki dla Josemy za faul na Dimitrisie Rallisie.

Remis wywalczony na stadionie francuskiej ekipy, która kilka dni wcześniej stoczyła niezwykły bój z Paris Saint-Germain zakończony wynikiem 3:3, również był powodem do zadowolenia. Jagiellonia mocno utrudniła zadanie rywalom, których kadra jest wyceniana na około 200 mln euro. — Jestem zawiedziony tylko z powodu wyniku, nie z powodu postawy rywala. Życzę im jak najlepiej. Oddaję szacunek trenerowi Jagiellonii nie tylko za ten występ, ale – jak mówiłem – także za poprzednie, które analizowałem. Grają w trudnej lidze i nie przegrali od 18 spotkań. To był bardzo dobry mecz, wiedziałem, iż nie będzie łatwo. Uczciwa opinia jest taka, iż powinniśmy wygrać ten mecz, ale Jagiellonia może być bardzo zadowolona z tego, jak się zaprezentowała — powiedział trener Racingu Liam Rosenior.

Dwa punkty uzyskane przeciwko Strasbourgowi i Alkmaar oraz godna postawa w przegranym starciu z Rayo Vallecano na pewno zasługują na uznanie. Nagrodą kolejny awans Jagiellonii do wiosennej części rozgrywek w Lidze Konferencji.

Największa potrzeba na wiosnę

Z nierealnych? Lotnisko, o czym zresztą ponownie wspomniał ostatnio w rozmowie z Szymonem Janczykiem Adrian Siemieniec. – Myślę, iż o ile chcielibyśmy wejść na bardzo poważny poziom europejskiej rywalizacji, to kwestia logistyczna jest absolutnie kluczowa. Bez lotniska nie da się tego zrobić. To nie są równe szanse, jeżeli masz mecz w Europie w czwartek, wyjeżdżasz we wtorek, a wracasz w piątek wieczorem, albo z tamtego meczu lecisz na kolejny ligowy. Każdy wyjazdowy mecz w Europie kosztuje cię tydzień zgrupowania. Z punktu widzenia fizyki, regeneracji i zmęczenia mentalnego to ważne, by skutecznie rywalizować – wskazywał trener.

Wiadomo jednak, iż choćby jeżeli kiedyś port lotniczy w Białymstoku powstanie, to na pewno nie w najbliższych miesiącach. Siemieniec i kibice liczą więc prawdopodobnie na zdrowie najważniejszych graczy oraz kilka wzmocnień. Przydałby się prawdopodobnie choćby nowy prawoskrzydłowy. Pozyskany latem na tę pozycję Louka Prip nie do końca się sprawdził i prawdopodobnie odejdzie, a sam Alejandro Pozo może w dłuższej perspektywie nie wystarczyć. Mnóstwo minut w nogach miał również jesienią Wdowik, więc być może na lewej obronie również przyda mu się ktoś do rywalizacji o nieco wyższym pułapie możliwości niż Cezary Polak.

WSZYSTKIE PODSUMOWANIA RUNDY W EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:

  • Zagłębie Lubin. Pozytywne zaskoczenie jesieni w Ekstraklasie
  • Radomiak chciałby być jak Jan Grzesik – kiedyś solidny, teraz topowy
  • Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
  • Pogoń znów kręciła się wokół Grosickiego. Ostatni raz?
  • Motor się trochę zaciął. Bez Czubaka byłoby sporo gorzej
  • Arka jest nad kreską, ale Szwarga chce wzmocnień. I słusznie
  • Wystrzał Bobcka, spokój Carvera i Lechia wyszła z minusa
  • Jesień Piasta Gliwice jak runda Frantiska Placha. Im dalej, tym lepiej
  • Widzew, czyli jak przejść przez rundę na barkach Bergiera…
  • Gdyby nie liczby Nowaka, z przodu byłaby padaka
  • Symbolem jesieni Bruk-Betu jest Andrzej Trubeha
  • Gniew, wstyd i bezradność. Koszmar Legii Dariusza Mioduskiego

fot. Newspix

Idź do oryginalnego materiału