
To, co jeszcze kilka lat temu wydawało się nieprawdopodobne, stało się faktem. Mjällby AIF – klub z malutkiej miejscowości o populacji niespełna 1500 mieszkańców – właśnie sięgnął po pierwsze mistrzostwo Szwecji w swojej historii. Sensacja? Mało powiedziane.
Drużyna z południowego wybrzeża Szwecji przez większość sezonu utrzymywała się na czele tabeli Allsvenskan, wyprzedzając tradycyjnych potentatów – Malmö FF, Hammarby, AIK czy IFK Göteborg. I choć wielu obserwatorów czekało na moment, w którym Mjällby „pęknie”, ten moment nigdy nie nadszedł.
W poniedziałkowy wieczór losy tytułu mogły się rozstrzygnąć. Wystarczało jedno – zwycięstwo nad IFK Göteborg, szóstą siłą ligi. Piłkarze Mjällby nie zamierzali kalkulować.
W 21. minucie spotkania Jacob Bergström zdobył kapitalnego gola – będąc tyłem do bramki, huknął z woleja, nie dając bramkarzowi najmniejszych szans. Siedem minut później prowadzenie podwyższył doświadczony Tom Pettersson, który wykorzystał zamieszanie w polu karnym po rzucie rożnym. Po 28 minutach było już 2:0 i trybuny stadionu w Sölvesborg wybuchły euforią.
W drugiej połowie goście z Göteborga próbowali przejąć inicjatywę, jednak defensywa gospodarzy spisała się bez zarzutu. Żadna z akcji rywali nie przyniosła kontaktowego trafienia, a wynik 2:0 utrzymał się do końcowego gwizdka.
Mjällby AIF nie tylko wygrało mecz, ale również przeszło do historii szwedzkiego futbolu.
Jeszcze w 2015 roku klub balansował na krawędzi bankructwa. Wówczas stery przejął Magnus Emeus, który odważnymi decyzjami finansowymi oraz sportowymi uratował Mjällby przed upadkiem. W 2019 roku drużyna wróciła do Allsvenskan, a zaledwie kilka sezonów później zdobyła tytuł mistrza kraju.
To jedna z najpiękniejszych historii w europejskiej piłce ostatnich lat – o tym, iż z odrobiną odwagi, mądrego zarządzania i wielkiego serca do futbolu można osiągnąć wszystko. choćby jeżeli startuje się z maleńkiej wioski na południu Szwecji.