Pięć szybkich wniosków: Lech – Legia 5:2

kkslech.com 3 dni temu

Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w uproszczeniu dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizą gry konkretnego zawodnika czy dogrywką, prezentujemy pięć szybkich i pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny Kolejorza, poszczególnych piłkarzy czy obecnej sytuacji zespołu.

GOL I SZUKANIE KONTR

Lech i Legia wyszły na to spotkanie w najmocniejszych na ten moment składach, które przed meczem łatwo było przewidzieć. Lech zaatakował jako pierwszy, zaatakował z wykorzystaniem paru zawodników, do środka zszedł Patrik Walemark, który oddał strzał obroniony przez Kobylaka, ale wobec kolejnego uderzenia Gholizadeha była już bezradny. To spotkanie nie mogło rozpocząć się lepiej. Lech Poznań ostatnio nie radził sobie z Legią Warszawa, tydzień temu przegrał z Puszczą, Legia przed niedziela była w tzw. „gazie”, więc był potrzebny taki bodziec, żeby poznaniacy uwierzyli w siebie i pokazali na co ich stać. Kolejorz świetnie rozpoczął dzisiejszy klasyk, w którym dość gwałtownie przeszedł na grę z kontry. Nasz zespół prowadząc zbyt mocno się cofnął, nie stosował pressingu, pozwolił Legii rozgrywać piłkę po ziemi i prowadzić grę. Warszawiacy zaczęli oddawać coraz więcej strzałów, często atakowali skrzydłami aż w 29 minucie po m.in. wcześniejsze wrzutce z prawej strony doprowadzili do wyrównania. Z przebiegu gry ta bramka niestety była zasłużona, chwilę po golu na 1:1 mecz został na moment przerwany przez dym od pirotechniki, która pomogła Lechowi Poznań.

SZYBKI MECZ, 4 GOLE, ROZCZAROWUJĄCY WYNIK

Przerwa w grze, w tym możliwość porozmawiania Nielsa Frederiksena z zawodnikami dużo dała naszej drużynie, która po 35 minucie opanowała sytuację na boisku, zaczęła atakować, oddawać kolejne celny strzały głównie zza pola karnego aż w końcu po efektownym uderzeniu do siatki Kobylaka trafił Antoni Kozubal. Wydawało się, iż Lech Poznań grający od gola na 1:0 więcej z kontry dowiezie wynik 2:1 do przerwy, jednak prosty błąd, pech Afonso Sousy (zagrał piłkę ręką), doprowadził do rzutu karnego, po którym Legia ponownie wyrównała. Po pierwszych 45 minutach mieliśmy rezultat 2:2, którego przed meczem chyba mało kto się spodziewał? Zwykle klasyki naszej ligi od pierwszej minuty były nudne, zamknięte, było wyczekiwanie na to, co zrobi przeciwnik, a tutaj od początku zaatakował Lech, zdobył gola na 1:0, potem przeważała Legia, z przebiegu gry zasłużenie strzeliła bramkę na 1:1, następnie znowu groźniejszy był Lech, który i tak nie dowiózł prowadzenia do przerwy. W pierwszej połowie wszyscy kibice Kolejorza mogli poczuć, z kim gramy, mogli na własne oczy zobaczyć, iż ostatnie wyniki Legii nie były przypadkowe. Trafiliśmy na dobrze dysponowanego przeciwnika będącego w formie musząc zagrać na wysokim poziomie, by znaleźć na niego sposób w drugiej połowie.

DOMINACJA

Rozmowy w szatni były dobre, skoro Lech Poznań od początku drugiej odsłony „siadł” na Legię stwarzając sobie kolejne sytuacje. Już w 46 minucie okazję po strzale z daleka miał Afonso Sousa, 5 minut później Sousa efektownie poklepał piłkę z aktywnym Ali Gholizadehem, który do bramki dorzucił wtedy asystę przy golu Portugalczyka potrafiącego wyprowadzić nasz zespół na prowadzenie. Ta bramka uskrzydliła Lecha, nasz zespół wyszedł z Legią na prowadzenie po raz trzeci, dlatego musiał czuć się mocny i wierzyć w to, co robi. Tym razem poznaniacy nie cofnęli się jak po golu na 1:0, tylko przy stanie 3:1 przez cały czas prowadzili grę zdobywając w 59 minucie bramkę na 4:2, która dawała spokój zarówno na boisku, jak i na trybunach. Zaraz po zmianie stron Lech Poznań jeszcze mocniej podkręcił tempo, jeszcze mocniej „siadł” na Legię Warszawa, jeszcze więcej biegał zaskakując tym przeciwnika, który ewidentnie nie spodziewał się, iż po zmianie stron nasz zespół może grać z aż tak dużą intensywnością. Przy stanie 4:2 goście mieli jeszcze swoje szanse, ale gol na 5:2 zdobyty po wcześniejszym odbiorze piłki już zupełnie podłamał Legię, która dała sobie spokój z dalszą walką w tym szlagierze. Lech prowadząc aż tak wysoko również nie podkręcał tempa, grał mądrze, czujnie w obronie, kontrolował przebieg drugiej połowy podobnie niczym drugą część w Krakowie. W drugiej odsłonie lider Ekstraklasy po prostu zdominował Legię Warszawa będącą tłem dla naszej drużyny i to na wszystkich polach. Nie można mówić o tym, iż przeciwnik nie wyszedł z szatni na drugie 45 minut. To Kolejorz wrzucił wówczas wyższy bieg, po którym odjechał swojemu rywalowi w różnych aspektach.

KLASYK, KTÓRY W PAMIĘCI ZAPADNIE NA DŁUGO

5:2 z Legią? Z Legią w takiej formie? To na pewno musi robić wrażenie. Za Lechem Poznań jedno z najwyższych zwycięstw w historii gier z tym rywalem i 2 spotkanie w historii, w którym Lech wbił Legii aż 5 goli (pierwsze miało miejsce w pierwszym meczu w 1948 roku). Dnia 10 listopada wygraliśmy z Legią w listopadzie po ponad 40 latach, przełamaliśmy wszystkie, opisywane gdzie indziej i złe serie z tym przeciwnikiem, który po zmianie stron był tłem dla poznaniaków potrafiącym wbić warszawiakom aż 3 gole. Za nami klasyk o lidera ligowej tabeli, w którym Lech Poznań odjechał Legii Warszawa na aż 9 oczek i po którym umocnił się na fotelu lidera Ekstraklasy prowadząc już po 10 kolejce z rzędu. Przed niedzielnym starciem na pewno wielu kibiców wierzyło w wygraną, po cichu liczyło na przełamanie tych wszystkich złych pass z Legią czy przerwanie dobrych serii warszawiaków, którzy przecież nie mogli wiecznie zwyciężać. I stało się! Jest zwycięstwo, ale jest też różnicą 3 goli i wynikiem 5:2, którego najpewniej nikt w Polsce nie obstawił. Końcowe statystyki niedzielnego klasyku trochę zamazują obraz drugiej połowy, bo jednak po przerwie Lech zdominował Legię, a tymczasem mecz zakończył się statystyką strzałów 19/11 do 19/5, z której wynika, iż to spotkanie było wyrównane, tylko poznaniacy byli trochę bardziej skuteczni od warszawiaków.

NADAL MAMY LIDERA!

Tydzień temu 14. kolejka była dla nas jedną z najgorszych w tym sezonie. Dziś wiemy, iż 15 seria spotkań była dla odmiany jedną z lepszych, ponieważ Lech ograł Legię, w sobotę przegrała Cracovia, a w innym niedzielnym meczu Jagiellonia – Raków padł remis. Tym samym Lech Poznań umocnił się na 1. pozycji zajmowanej nieprzerwanie od końcówki sierpnia i odskoczył wiceliderowi na 2 oczka. Czy mogło być lepiej? NIE! To był doskonały weekend z Kolejorzem, wszystko w tej kolejce nam sprzyjało, do tego wynik 5:2 smakuje wybornie i daje tylko większy komfort psychiczny przed listopadową przerwą na kadrę. Co teraz? Teraz jeszcze można delektować się tym historycznym zwycięstwem, potem np. za 2-3 dni można spróbować zapomnieć o wygranej nad Legią i skupić się na kolejnych wyzwaniach. Lech do końca 2024 roku rozegra już tylko 3 spotkania, w tym jedno 23 listopada u siebie. Cel na te 3 mecze w dniach 23 listopada – 6 grudnia jest jasny, trzeba wygrać co się da, by po 3 latach ponownie spędzić zimę na fotelu lidera Ekstraklasy. Trwający jeszcze 2024 rok dla całego Kolejorza był i jest słaby, ale takie zwycięstwo, jak 5:2 nad nielubianą Legią Warszawa bez wątpienia daje promyk nadziei na dużo bardziej owocny 2025 rok, w którym jest szansa zostać Mistrzem Polski, a później awansować co najmniej do fazy ligowej Ligi Konferencji.

Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat)

Idź do oryginalnego materiału