Papszun burzy pomnik i chce do Legii. Czy to zdrada Rakowa?

2 godzin temu

Marek Papszun nie kryje się już z uczuciami. Parę dni temu lawirował, chował się za frazesami, teraz — choć wciąż trwa przy Rakowie, piłkarskiej ukochanej — poinformował wszem wobec o nowej 'partnerce’ i chęci odejścia do Legii Warszawa. W zasadzie zrobił więc to, czego wszyscy się spodziewali i czego od niego oczekiwano, ale i tak obrywa za szczerość. Czy jego pomnik w Częstochowie właśnie runął?

Wściekłość. To uczucie, które towarzyszy ludziom związanym z Rakowem od ładnych paru dni. Nie tylko kibicom, wśród których znalazły się jednostki wykrzykujące do trenera, iż ten „się sprzedał”. Wieści z klubu mówią o tym, iż podczas meczu z Piastem Gliwice Michał Świerczewski był zły jak nigdy przedtem. Rozczarowani sposobem, w jaki przebiega rozwód, są klubowi pracownicy. Zawiedzeni są piłkarze, zwłaszcza ci, którzy pamiętają, co trener mówił i robił, gdy sami zgłaszali chęć skorzystania z lukratywnej oferty.

Każdy z nich miał z trenerem jakieś relacje, jakieś ustalenia. Mieli przede wszystkim zaufanie, iż wspólnie tkwią w tym, co się dzieje. Na dobre i na złe, nie do momentu, w którym ponownie zadzwoni telefon z Warszawy.

„Chcę być trenerem Legii”. Papszun gra w otwarte karty!

Marek Papszun deklaruje: Chce być trenerem Legii Warszawa. Raków może czuć się zdradzony?

Sposób, w jaki Marek Papszun ogłosił, iż chce odejść do Legii Warszawa, wielu obruszył. Dzień przed meczem europejskich pucharów, podczas konferencji — niefortunny timing. Tylko czy timing w tym przypadku w ogóle mógł być lepszy? Parę dni wcześniej wszyscy zasypali przecież trenera pytaniami o nadchodzący transfer. Było to chwilę przed meczem z Piastem Gliwice, w podobnych okolicznościach.

Czy stwierdzenie wprost, iż chciałoby się być już w innym miejscu to nietakt, zachowanie nieeleganckie? Na pewno. Natomiast udawanie, unikanie, kluczenie w sytuacji, w której cała Polska rozmawia o tym, co nieuchronne, nie miało większego sensu. Marek Papszun stwierdził po prostu, iż ktoś musi zostać posłańcem.

Burza po deklaracji Marka Papszuna. „Runął pomnik”

Inna sprawa, iż jeżeli ktoś do tego posłańca strzela, to akurat tym razem nieprzypadkowo. Trener Rakowa Częstochowa mierzy się przecież z konsekwencjami swojego zachowania i swoich działań. To on podjął negocjacje z Legią Warszawa w środku rundy jesiennej, pomiędzy meczami swojego obecnego klubu. W środowisku krążą już plotki o tym, iż zrobił to dlatego, iż to Michał Świerczewski wymyślił sobie Łukasza Tomczyka w roli trenera i wykonał pierwszy krok. W Meczykach mówił o tym Zbigniew Boniek.

Tyle iż to nieprawda. Jak ustalił portal Weszło, Raków Częstochowa skontaktował się ze swoim faworytem do sukcesji dopiero w momencie, gdy Papszun poinformował klub o rozmowach z ligowym rywalem oraz o chęci skorzystania z przedstawionej oferty. Chronologia była więc dokładnie taka, jak sugeruje logika: to trener Papszun zdecydował, iż odchodzi i uruchomił łańcuch zdarzeń, które w tej chwili obserwujemy.

Marek Papszun wybrał najgorszy moment i najgorszy sposób na odejście do Legii Warszawa

Jeśli więc czepiać się timingu, to nie w przypadku słów, które wypowiedział przed meczem z Rapidem, ale tego, kiedy w ogóle wymyślił sobie, iż trzeba się z Częstochowy ewakuować. Zwłaszcza iż nie jest to nowość. Gdy Legia robiła pod niego podchody za pierwszym razem, też podeszła do rozmów z pozycji giganta, któremu wszystko się należy. Dariusz Mioduski zdążył udzielić wywiadu oficjalnej stronie klubu (!), w którym oznajmił, iż zamierza ściągnąć szkoleniowca ligowego rywala.

Legia zatrudnia trenera wolniej niż PZPN selekcjonera

Wtedy Papszun też był chętny, choć przynajmniej nie zostawiłby drużyny w trakcie rundy (inna sprawa, iż przepisy na to nie pozwalały), tylko tuż po niej. I wtedy też Legia przez swoją nieudolność, pyszałkowatość, nie dowiozła tematu, na końcu jeszcze zmieniając zdanie i coś szumnie nazywanego w przypadku Mioduskiego „strategią”. Natomiast mimo wszystko to nie od Legii najbardziej trzeba oczekiwać klasy czy elegancji, ale od trenera, który sam:

  • wielokrotnie blokował transfery swoich zawodników, kierując się dobrem Rakowa (i swoim),
  • miał wykraczającą poza pracę relację z Michałem Świerczewskim i wieloma innymi ludźmi z Rakowa,
  • budował cały projekt po swojemu, ustawiał w nim wszystko od góry do dołu.

Nie chodzi o to, iż skoro tak, to Marek Papszun miał w Rakowie Częstochowa zostać na zawsze. Chodzi o to, iż mógł rozegrać odejście z taktem, z klasą. Teraz zasłania się stwierdzeniem, iż „nie znamy pełnego obrazu sytuacji”, ale co też takiego musiałoby wyjść na światło dzienne, żeby stwierdzić, iż Papszun to w tej opowieści bohater pozytywny, nie antagonista?

Michał Świerczewski wściekły na Marka Papszuna. Ma o co, bo zawierzył mu wszystko

To, iż umówił się z Michałem Świerczewskim na odejście w przypadku „atrakcyjnej oferty”, niczego nie tłumaczy. Można przecież zrozumieć, iż właściciel klubu nie spodziewał się, iż pod tym hasłem kryje się dezercja z dnia na dzień, na obecnym etapie sezonu. Pal licho wszelkie deklaracje, które padały publicznie, przecież za kulisami też musiały być konkretne ustalenia dotyczące strategii, celów, poszczególnych działań.

Właściciel Rakowa do Papszuna: „Chcieć to połowa sukcesu”

Raków chwilę temu wydał rekordowe pieniądze na transfery, wiele z nich to ruchy na życzenie trenera. I teraz Świerczewski miałby uścisnąć mu dłoń i powiedzieć: fakt, to my tu sobie jakoś poradzimy z tym meczem za trzy dni, ty już sobie działaj z Legią?

Może trener obruszył się na to, iż jesienią, gdy Raków był w poważnym kryzysie, w klubie faktycznie rozmawiano o tym, czy się z nim pożegnać? Bo są ludzie, którzy twierdzą, iż takie pomysły się pojawiały. Tylko choćby jeżeli tak było, to zupełnie naturalne, iż będący na łopatkach zespół myśli nad alternatywą. Ostatecznie przecież nikt pozycji Papszuna wprost nie podważył, nikt nie wyszedł i nie kwestionował jego decyzji na zewnątrz. Sprawy rodzinne rozwiązano wewnątrz, trener dostał zaufanie, Raków wyszedł z kryzysu.

Marek Papszun całkiem swej legendy nie zbrukał, choć na pewno znajdą się tacy, którzy tak pomyślą i już mu nie wybaczą. Trudno jednak nie odczuwać absmaku względem zachowania trenera w tej sytuacji. jeżeli ktoś twierdzi, iż to on dał Rakowowi wszystko, co ma, to niech pamięta, iż on też zawdzięcza Rakowowi wszystko. I choćby jeżeli ma jakieś argumenty, które w jego oczach czynią walkę, którą zaczął, słuszną, to powinien zadbać o to, żeby w miejscu, w którym każdy go szanował, nikt nie poczuł się zdradzony.

Mural to jedno, do stracenia było znacznie, znacznie więcej.

WIĘCEJ O RAKOWIE CZĘSTOCHOWA NA WESZŁO:

  • Leśnodorski o pomyśle Legii: „Przyjście Papszuna to koniec Żewłakowa”
  • Raków stracił Papszuna. Negocjuje warunki klęski
  • „Chcę być trenerem Legii”. Papszun gra w otwarte karty!
  • Jest komentarz Rakowa do słów Marka Papszuna!
  • Burza po deklaracji Marka Papszuna. „Runął pomnik”
  • Właściciel Rakowa do Papszuna: „Chcieć to połowa sukcesu”

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Idź do oryginalnego materiału