Otwiera się wielka szansa dla Polski. Andrzej Duda podjął najlepszą decyzję

5 godzin temu
Niemal 30 lat temu "kuchennymi drzwiami" do światowej czołówki weszła polska siatkówka. Teraz szansa otwiera się przed naszą koszykówką. Też poszła na skróty, dzięki Jordanowi Lloydowi.
To nie było tak wcale dawno temu. Zaledwie 27 lat. Wtedy jeszcze mistrzostwa Europy siatkarzy i koszykarzy odbywały się w tym samym roku. Specjaliści od rzucania piłką do kosza rywalizowali na przełomie czerwca i lipca w Hiszpanii. I Polska z zapartym tchem śledziła ten turniej. Nazwiska Adama Wójcika, Macieja Zielińskiego czy Dominika Tomczyka znał każdy kibic w Polsce. W ćwierćfinale Polacy prowadzili do przerwy z Grecją, ale ostatecznie z parkietu zeszli pokonani 62:72. W turnieju zajęli siódme miejsce.


REKLAMA


Zobacz wideo


Siatkarzy w ogólnie nie było na ME!
Dwa miesiące później w Holandii odbyły się mistrzostwa Europy w siatkówce. I Polaków tam nie było. Drużyna pod wodzą Huberta Wagnera (słynny trener prowadził wtedy męską kadrę po raz trzeci w karierze) najpierw w grupie eliminacyjnej zajęła drugie miejsce za Słowacją, a potem w dodatkowym turnieju kwalifikacyjnym była trzecie za Niemcami i Finlandią.


Podejrzewam, iż gdyby wtedy tzw. ekspertów zapytać, o to, która z tych dyscyplin będzie rządzić w większym stopniu wyobraźnią kibiców, to bez wahania wskazaliby na koszykówkę. Tymczasem rzeczywistość okazała się zupełnie inna. To siatkówka jest dyscypliną zespołową numer 2 w Polsce, a koszykówka została zepchnięta do niszy, z której dzięki Eurobasketowi 2025 może teraz nieco wychynąć na świat.
Co takiego zrobili siatkarscy działacze, żeby wyjść z głębokiego dołka z końcówki lat 90.? Poszli na skróty. Przełomem okazało się zaproszenie do Ligi Światowej, komercyjnych rozgrywek organizowanych przez Międzynarodową Federację Siatkówki, które potem zostały zastąpione przez Ligę Narodów.
Polacy dostali zaproszenie do Ligi Światowej i się zaczęło
adekwatnie nie było żadnego sportowego uzasadnienia, dlaczego Polska w 1998 roku, miałaby grać w tych rozgrywkach z medalistami igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata i kontynentalnych czempionatów. Jak napisałem wcześniej, Polska na mistrzostwa Europy choćby się nie zakwalifikowała. W mistrzostwach świata w 1994 roku też nie grała, podobnie jak cztery lata wcześniej. Na igrzyskach w 1996 r. co prawda zagrała, ale w pięciu meczach ugrała zaledwie jednego seta.


A jednak polscy działacze przekonali Rubena Acostę, iż warto wpuścić naszą drużynę do elitarnych rozgrywek kuchennymi drzwiami. To, co przekonało szefa światowej federacji, to oczywiście nie pierogi, ani Prince Polo, ale twarda waluta.


Liga Światowa była wymyślona jako rozgrywki typowo komercyjne. Od jej uczestników Acosta wymagał, aby zapewnili meczom dużą widownię w halach, sponsorów i transmisje telewizyjne. Akurat to Polska mogła zaoferować. Dzięki temu Liga Światowa w Polsce stała się nie tylko fenomenem sportowym, ale wręcz socjologicznym. Nasi siatkarze zyskali stały kontakt ze światową czołówkę i motywację, by podnosić swój poziom. Fakt, iż akurat wtedy w dorosłość wkraczała złota drużyna z mistrzostw świata juniorów w Bahrajnie z 1997 roku, też miał duże znaczenie. Polska miała całe pokolenie graczy wybitnych z Pawłem Zagumnym, Piotrem Gruszką, Pawłem Papke czy Sebastianem Świderskim na czele. Dzięki nim i Lidze Światowej w telewizji siatkówka zaczęła przeżywać w Polsce swój boom. Okazało się, iż medale największych imprez międzynardowych to tylko kwestia czasu. A po wybitnym pokoleniu z przełomu lat 90. i 2000. przyszły następne, które osiągnęły jeszcze większe sukcesy.
Jordan Lloyd da polskiej koszykówce efekt Ligi Światowej?
Koszykarze efektu Ligi Światowej nigdy nie przeżyli. Zresztą FIBA przez lata rywalizację drużyn narodowych traktowała nieco po macoszemu. Liczyła się przede wszystkim rywalizacja klubowa, która zdominowała kalendarz.
Obecny Eurobasket okazał się dla polskiej kadry szansą, by choć w małym stopniu pójść drogą siatkówki. I też jest drogą na skróty. Jestem przekonany, iż gdyby nie Jordan Lloyd występ polskich koszykarzy w mistrzostwach Europy przeszedłby bez większego echa. To Amerykanin okazał się wzmocnieniem, za pomocą którego Polska nie tylko wyszła z grupy, ale jeszcze awansowała do ćwierćfinału.


Obawiałem się, iż w obecnych czasach "Ruchu Obrony Granic", przyznanie obywatelstwa Lloydowi i Jerrickowi Hardingowi, który też będzie mógł reprezentować Polskę w koszykówce, wzbudzi kontrowersje po politycznej prawej stronie. A jednak nie. Co prawda kilka prawicowych kont z dużymi zasięgami w mediach społecznościowych zwróciło uwagę, iż prezydent Andrzej Duda szafuje polskim obywatelstwem, ale nikt tego nie pociągnął. Zresztą sam Lloyd swoją znakomitą grą zamknął usta wszystkim, którzy chcieliby prezydenta krytykować.
A, iż występy Lloyda zakłamują prawdziwy obraz polskiej koszykówki? No trudno. Zaproszenie do Ligi Światowej drużyny, która choćby nie umie awansować na mistrzostwa Europy, też fałszowało stan polskiej siatkówki. Miało jednak błogosławione skutki. Oby tym razem było podobnie.
Idź do oryginalnego materiału