Iga Świątek (nr 4 w rankingu WTA) jest faworytką meczu z Ludmiłą Samsonową (19 WTA) w ćwierćfinale Wimbledonu. Polka i Rosjanka zmierzą się po raz piąty - wszystkie poprzednie pojedynki wygrała Świątek. Ich starcie o półfinał najstarszego i najbardziej prestiżowego tenisowego turnieju świata zaplanowano na środę, na godzinę 14 czasu polskiego. Transmisja w Polsacie, relacja na żywo na Sport.pl.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek zamieszkała w dzielnicy prestiżu i luksusu!
Łukasz Jachimiak: Zacznijmy od sprawy najważniejszej – czy lubisz truskawki z makaronem?
Marek Furjan: Okazjonalnie spożywam, z przyjemnością. Ale powiem wprost: nie interesują mnie za bardzo ani truskawki z makaronem, ani to czy Iga Świątek ma jakieś zdanie na temat selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski. Mnie przy okazji Wimbledonu interesują sprawy tenisowe. Po pytaniach na konferencjach prasowych widzę, iż takie podejście jest coraz mniej popularne, ale trudno, mnie wciąż wciąga tenis.
Pytam cię o te truskawki, bo widzę zależność między nimi i tak samo między ręcznikami, a tenisem Igi Świątek. Wątek kolekcjonowania przez Igę ręczników z Wimbledonu znasz?
- Oczywiście.
Nie masz wrażenia, iż Iga złapała luz i żarty pomagają jej trochę rozładować presję? Już na Roland Garros była luźniejsza w relacjach z dziennikarzami i kibicami niż przez prawie pół roku tego trudniejszego dla niej sezonu. Może dzięki zmianie podejścia gra lepiej?
- Czy ja wiem? Z taką opinią poczekałbym do końca turnieju. Oczywiście rozumiem twoją myśl, bo generalnie dzieje się coś lepszego. Można powiedzieć, iż jako kibice tenisa i Igi jesteśmy na wznoszącej. Roland Garros był w jej wykonaniu bardzo solidny, a kolejne występy też cieszą. W Bad Homburgu mieliśmy pierwszy finał Igi od ponad roku. Przegrany, ale jednak finał, po dobrym turnieju na nielubianej za bardzo przez Igę nawierzchni. Iga jest na pewno na wznoszącej. Ale czy jest osobą, która kojarzy mi się z luzem? Chyba niespecjalnie. Nie znam jej tak dobrze osobiście, ale gdybyś mnie zapytał o tenisistów, którzy zarażają otoczenie luzem, to w czołowej trójce czy choćby piątce mojej listy Igi by na pewno nie było. Trudno powiedzieć, czy trochę więcej luzu to jest podłoże jej lepszych wyników i tego, iż wróciło dobre granie, czy może trochę więcej luzu u Igi widzimy w konsekwencji tych lepszych wyników. Bo przecież łatwiej jest żartować, gdy się wygrywa. Ale oczywiście też łatwiej jest wygrywać, gdy ma się ten balans, o którym mówimy i o którym rozmawiałeś przez ostatnie pół roku z wieloma ekspertami. Mamy pytanie, co było pierwsze, ale to jest pytanie do Igi. Ja nie znam odpowiedzi.
Zgadzam się z tobą, iż w rankingu tenisowych luzaków, śmieszków, żartownisiów Iga Świątek na pewno nie jest tak wysoko, jak w rankingu WTA. Ale już choćby bez ustalania co było pierwsze ja na zauważalnie lepszym samopoczuciu Igi buduję swój optymizm przed jej kolejnymi meczami na Wimbledonie. Bardziej wierzę w jej dobre nastawienie niż w jakiś spektakularny nowy tenis na trawie. Bo czegoś aż takiego po prostu nie widzę – widzę pewną poprawę i widzę bardzo dobre podejście.
- Tenis Igi nie może się stać nagle inny. Każdy ma jakiś styl gry, jakieś mocne i słabe strony. Bazując choćby na ostatnim meczu Igi, z Clarą Tauson, widzę zachwyty nad pewnymi elementami. Po tej wygranej w internecie szerokim echem odbijały się statystyki skuteczności Igi w akcjach przy siatce.
Super, w porządku, bardzo to cieszy, biorąc pod uwagę na jakiej nawierzchni jesteśmy, natomiast czy mamy pewność, iż podobne liczby będą, gdy Iga zagra pod większą presją niż w tym meczu? Tauson nie była dobrze dysponowana, ale występ Igi od połowy pierwszego seta mógł się podobać. Ale to, iż przeciw rywalce, która miała jakieś problemy z oddychaniem i poruszaniem się po korcie, Iga była aktywna i wygrywała akcje przy siatce, nie znaczy, iż tak samo Iga byłaby w stanie zagrać przeciwko lepiej dysponowanym rywalkom. Tak samo jest z serwisem Igi. W niektórych meczach przynosi bardzo dużo korzyści, a w innych już tak nie pomaga. Dużo zależy od okoliczności - rywalki, stawki, rytmu meczu. Tenis Igi bardziej lub mniej faluje, ale biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności mamy pozytywną zmianę. Wydaje mi się, iż Iga idzie do góry.
Widząc tę wspinającą się Igę masz obawę, iż spadnie w ćwierćfinale z Ludmiłą Samsonową czy raczej jesteś spokojny?
- Iga generalnie kontynuuje serię dobrych występów, a do tego ma dobrą drabinkę, wszystko jej się korzystanie układa. Teraz zagra z Samsonową, z którą wygrała wszystkie cztery mecze, a tylko jeden był zacięty, ten kilka lat temu w Stuttgarcie, który trwał ponad trzy godziny. Samsonowa to nie jest tenisistka, o której mógłbym powiedzieć, iż jest faworytką w meczu z Igą, choćby na trawie. Spodziewam się zwycięstwa Igi. A w półfinale rywalka też będzie do pokonania, niezależnie od tego, czy będzie nią Mirra Andriejewa, czy Belinda Bencić. Iga na razie jest równa. Poza słabym, szarpanym, nerwowym początkiem meczu z Tauson, gdzie w dwóch gemach serwisowych pojawiły się aż cztery podwójne błędy, Iga gra solidnie. Ktoś powie „Tylko tyle?", inny stwierdzi „Aż tyle". W turnieju było mnóstwo niespodzianek, wiele faworytek jest już teraz gdzieś w świecie na kortach treningowych. A Iga może dojść do finału Wimbledonu i to bardzo cieszy.
Myślę, iż to, co Iga pokazała do tej pory może dać finał Wimbledonu, natomiast gdyby doszła do tego finału i w nim zagrała z Sabalenką, to pewnie chcąc taki mecz wygrać, musiałaby w nim poskładać wszystko, co dobre z wcześniejszych meczów – wycieczki do siatki z meczu z Tauson, bardzo dobre serwowanie z meczu z Collins i to świetne nastawienie ze spotkania z Amerykanką.
- Wybiegamy dosyć daleko, ale dobrze, pomówmy o tym. Iga w ewentualnym meczu z Sabalenką nie może być faworytką na tej nawierzchni, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności i cały sezon. Co nie oznacza, iż nie mogłaby takiego starcia wygrać. Mnie osobiście ze wszystkich meczów Igi na Wimbledonie najbardziej ucieszył ten z Collins. Dlaczego? Dlatego, iż to był mecz podwyższonego ryzyka. Z rywalką, która nie lubi Igi, która ma z nią burzliwą przeszłość, która chce jej zaleźć za skórę, która często ją zaczepia w różnych okolicznościach, która choćby przed tym meczem, przy okazji pamiątkowego zdjęcia przy siatce, objęła Igę, położyła jej rękę na plecach, a to nie są przypadkowe rzeczy.
Też nie masz wątpliwości, iż Collins prowokowała?
- Wszystko co robiła jest oczywiście dozwolone. Ale…
... ten bardzo szeroki uśmiech Collins był nienaturalny, prawda?
- Tak, był wymowny.
Wiadomo, iż przy rywalizacji niektórzy sięgają nie tylko po narzędzia klasyczne, w tym wypadku tenisowe. Bywa, iż chcesz kogoś wyprowadzić z równowagi, chcesz przypomnieć o jakiejś przeszłości z waszej rywalizacji, chcesz kogoś zdenerwować po prostu, żeby grał gorzej, żeby popełniał więcej błędów, żeby nie miał dobrego dnia. W tym Amerykanka jest dobra, żeby nie powiedzieć znakomita. Natomiast reakcja Igi była świetna. To był więcej niż dobry tenis, a w te wszystkie pułapki Iga nie dała się złapać i nie przeniosła meczu na płaszczyznę emocjonalną, tylko wszystko zdecydowanie rozstrzygnęła w przestrzeni tenisowej.
To na pewno był bardzo istotny egzamin dla Igi. I cenne zwycięstwo też w obliczu niedawnej, zaskakująco gładkiej, porażki z Collins w Rzymie.
- Zgadza się. Drugim testem, jeszcze poważniejszym w trakcie tego Wimbledonu, byłby dla Igi mecz z Jeleną Rybakiną. Jest dla mnie oczywiste, iż Rybakina byłaby trudniejszą rywalką niż Clara Tauson. A więc bardzo dobrze się złożyło, iż Tauson pokonała Rybakinę. A iż przeciw Idze była niedysponowana? Taka jest specyfika sportów indywidualnych, tu nie ma możliwości jakiejś zmiany, zastępstwa. Iga wykorzystała słabszy dzień Tauson i generalnie wykorzystuje swoje szanse w tym Wimbledonie. I chwała jej za to. Kilka tygodni na trawie już można ocenić na plus. Po zaskoczeniu, jakim dla wielu, w tym dla mnie, był brak tytułu dla Igi na kortach ziemnych, dotarła do finału w Bad Homburgu i już co najmniej ćwierćfinału Wimbledonu. Tamten finał to dla Igi najlepszy wynik w karierze w jakimkolwiek turnieju na trawie, a ten ćwierćfinał to dla Igi wyrównanie najlepszego wyniku w historii jej występów w Wimbledonie.
Wszystko prawda, ale gdyby teraz Świątek przegrała, gdyby odpadła na etapie ćwierćfinału, to sądzę, iż posypałyby się bardzo negatywne oceny.
- Bardzo negatywne to nie. Bo myślę, iż trzeba oddzielić opinie ludzi, którzy nie śledzą tego wszystkiego na co dzień od tych, którzy się znają i widzą postęp.
Ale jedni i drudzy mają teraz na pewno bardzo rozbudzone apetyty. Iga tak nie myśli i tak nie patrzy, ale my wszyscy widzimy, iż odpadły Rybakina czy Gauff, iż drabinka jest idealna, żeby się po niej wspiąć do finału. Dlatego mówię, iż byłby duży zawód, gdyby Iga nie wykorzystała okazji.
- Zgoda, gdyby Samsonowa pokonała Igę w ćwierćfinale, byłaby to niespodzianka. Ale niespodzianek w tym Wimbledonie było już tak dużo, iż ta po prostu byłaby kolejną. Oczywiście, iż apetyty się nam rozbudziły, ale przypomnijmy sobie, jakie mieliśmy przed turniejem. Rankingi i wskazania nie grają.
Szczerze mówię o swoim apetycie: bałem się, iż w czwartej rundzie Rybakina Igi nie przepuści do dalszego grania.
- Na szczęście już pierwsze dwa dni turnieju wywróciły nam całe teoretyzowanie do góry nogami. Wiadomo, iż my, dziennikarze i kibice, mamy taką rolę, żeby szukać nie tylko ciekawostek, ale opierać się gdzieś tam w przewidywaniach na jakichś faktach. Natomiast tenisiści mają taką rolę, żeby nie wybiegać za daleko w turniej i koncentrować się tylko na kolejnych rywalach, więc żyjemy na co dzień w dwóch innych obozach. Niemniej dziś na pewno nasze głowy są bardziej rozpalone na tym etapie turnieju niż były na starcie.
Gdy wywołałem temat ewentualnego finału Świątek – Sabalenka, ty stwierdziłeś, iż wybiegamy daleko. Ja daję Idze 70 proc. szans na zwycięstwo nad Samsonową i później 50 proc. szans w półfinale, bez względu na to, czy rywalką będzie Andriejewa, czy Bencić. Jak ty to widzisz?
- To trudne pytanie, bo dla dobrej oceny szans Igi w ewentualnym półfinale powinniśmy wiedzieć, jak grała w ćwierćfinale. Nie chcę ujmować tego procentowo, ale spodziewam się awansu Igi do półfinału, a tam czy jej rywalką będzie Bencić, czy Andriejewa, zdecydowanej faworytki nie będę widział ani w Idze, ani w rywalce. To może być bardzo interesująca faza turnieju.
A na ile możliwe jest twoim zdaniem, iż do finału nie wejdzie Sabalenka? Oglądam jej mecze i widzę, iż trochę się męczy. Oczywiście imponuje mi jej odporność, niesamowita jest ta jej superseria już 14 wygranych tie-breaków z rzędu, ale wyobrażam sobie, iż w półfinale z Amandą Anisimovą może przegrać.
- A ja niekoniecznie. Anisimova jawi mi się jako dziewczyna bardzo nierówna. Nie do końca wiem czego się po niej spodziewać. Przed tym turniejem przegrała z Tatjaną Marią, przegrała też bardzo wysoko z Samsonową. W porządku, Anisimova ma wysokie szczyty, czyli czasami ma takie dni, iż jest w stanie świetnie grać z najlepszymi. Ale dwa dni później patrzymy czy to aby na pewno ta sama tenisistka. To kiedyś charakteryzowało Sabalenkę, ale jej sytuacja bardzo się zmieniła, to teraz najrówniejsza tenisistka na świecie. Sabalenka gra paradoksalnie dużo zaciętych setów, ale niemal wszystkie wygrywa. Jest niesamowicie odporna, ma zaufanie do swoich atutów, gra odważnie, na swoich warunkach wygrywa tie-breaki i przełamuje rywalki w jedenastych-dwunastych gemach. Widzę, iż w sytuacji zagrożenia czy dużego napięcia jest w stanie grać dosyć swobodnie. Dlatego nie spodziewam się, iż nie wejdzie do finału.
A ja zatrzymuję się przy twoim stwierdzeniu o wysokich szczytach Anisimovej. W meczach z Sabalenką Amerykanka umie się na nie wspinać – ma z Białorusinką bilans 5:3.
- To prawda. Na pewno też teraz Anisimova ma swój dobry moment, bo za chwilę będzie najwyżej w życiu w rankingu WTA [nigdy nie była wyżej niż na 12. miejscu, a teraz w rankingu Live jest już ósma], ale ona wciąż jest dla mnie kobieta-zagadką. Sabalenka jest na innym poziomie pewności. A to w półfinale będzie ważne.
Wyobraźmy sobie, iż mamy ten pewnie dla wielu, w tym dla mnie, wymarzony finał Świątek – Sabalenka. Powiedzmy, iż Sabalenka go wygrywa. Jak myślisz – jak wtedy byłby oceniany trener Wim Fissette?
- Znów wybiegamy bardzo daleko. Nie wiem nawet, czy nie za daleko, bo turniej trwa. Trudno jest ocenić trenera inaczej niż przez pryzmat wyniku tenisistki. Oczywiście pozycja wyjściowa była trudna, bo poprzeczka była zawieszona wysoko wynikowo, a z drugiej strony nowy trener wszedł w dosyć trudnym momencie. Z racji zawieszenia, z racji całej tej historii, która mogła odbić się na emocjach, na sferze mentalnej tenisistki. Więc na pewno moment startu był trudny. Ale czy możemy powiedzieć, iż jest to owocna współpraca, o ile Iga z tym trenerem nie zdobyła tytułu? Myślę, iż nie. Chociaż po tym co widzę twierdzę, iż w najbliższych tygodniach ten tytuł zdobędzie.
o ile oceniamy trenera od przygotowania fizycznego, to omawiamy, czy tenisista wytrzymuje długie mecze, czy nie ma kontuzji. A trenera tenisa, trenera głównego, oceniamy na podstawie wyników. Jestem przekonany, iż to ruszy, bo już widać, iż Iga idzie do góry. Ale może powiem tak na koniec, odchodząc jakby od tego konkretnego obozu, który jest dość hermetyczny: znam bardzo wiele historii na linii tenisiści-trenerzy, o których oficjalnie się nie mówi i wiem, ile tam jest emocji, ile tam jest rzeczy do poukładania poza forhendem i bekhendem. Nie bronię Belga w żaden sposób, ale myślę, iż żeby kogoś ocenić tak realnie, uczciwie, a nie tylko bazując na wyniku, to trzeba być w środku. My jesteśmy na zewnątrz, patrzymy na wynik, widzimy, iż chociaż wyniki są dobre, to wciąż nie ma tytułów. Natomiast żeby wiedzieć, jaką robotę ktoś robi, trzeba być w środku, bo często w obozach tenisowych, w sporcie indywidualnym, jest tak, iż codziennie się coś pali, codziennie jest jakiś pożar, jakiś problem, a nie ma 50 osób, które te pożary gaszą, tylko są trzy osoby, które to robią, bo tylko one funkcjonują w danym teamie. Inna więc może być ocena dziennikarzy i kibiców, czyli ludzi z zewnątrz, a inna ludzi, którzy są w środku i znają wszystkie fakty.
Mamy jasny podział obowiązków między tymi trzeba osobami w teamie Świątek: Maciej Ryszczuk dba o kwestie fizyczne, Daria Abramowicz o mentalne, a Wim Fissette jest od taktyki, techniki, od tenisa po prostu.
- I jedno wpływa na drugie, to jest system naczyń połączonych. Nie da się grać na poziomie top 10, zaniedbując jakąkolwiek z tych trzech przestrzeni.
Dlatego zastanawiam się czy nie jest tak, iż trener Fissette zostałby uznany za naprawdę dobrego trenera dla Igi Świątek tylko po wygranym przez nią Wimbledonie. Bo dla niektórych półfinały Australian Open oraz Roland Garros i choćby finał Wimbledonu to i tak byłoby za mało.
- Ale zastanawiasz się czy przez kogo Fissette zostałby uznany za dobrego trenera dla Świątek? Przez kibiców?
Tak, myślę o masowym odbiorze Belga.
- Myślę, iż opinia kibiców nie ma i nie powinna mieć żadnego znaczenia. To nie jest piłkarska reprezentacja Polski, gdzie pewnie ten głos ludu może mieć wpływ na wykonywanie jakichś ruchów. To jest sprawa indywidualna Igi Świątek. No dobrze, to sprawa Igi i osób, które z nią pracują. Tylko oni wiedzą, jaki jest i co daje, a czego nie daje Wim Fissette. I na pewno skoro dalej pracuje jako główny trener, to nie dlatego, iż fajnie jest z nim zjeść obiad, tylko dlatego, iż spełnia jakieś kryteria i daje nadzieję na doprowadzenie Igi do satysfakcjonujących wyników. Jestem przekonany, iż o ile Iga nie będzie widziała sensu dalszej współpracy, to zmieni trenera, ale nie spodziewam się żeby to nastąpiło lada moment. Jedyną miarą oceny na pewno nie jest i nie może być to, czy z nim Iga już zdobywa wielkoszlemowe tytuły. To by było bardzo niesprawiedliwe, podobnie jak obwinianie za brak tytułów wyłącznie Belga.
Wynikowo jest gorzej niż było za Tomka Wiktorowskiego i w ogóle nie ma co z tym dyskutować. Bardzo możliwe, iż Iga nie będzie już wygrywała tylu turniejów w kolejnych latach, bo to się po prostu nie zdarza albo takie serie jak jej z czasów pracy z Wiktorowskim zdarzają się raz na kilkanaście lat. Ale widzę dużą szansę, iż Iga znów zacznie wygrywać turnieje. Z Fissettem lub bez.