Nic dziwnego, iż Kot zaskoczył samego siebie. Dwa tygodnie temu na tej samej skoczni zakopiańczyk był czwarty w Letnich Mistrzostwach Polski, po których nie poleciał na inaugurację Letniego Grand Prix do Courchevel. Oddawał niezłe skoki, ale te przeplatał ze słabszymi. Jego forma nie była jeszcze najlepsza i prędzej spodziewalibyśmy się po nich jedynie awansu do drugiej serii niż walki o zwycięstwo.
REKLAMA
Zobacz wideo Zbudował skocznię w ogrodzie, teraz organizuje tam konkursy. Jak wyglądają skoki amatorów?
Jednak Polak właśnie wygrał - oczywiście, słabo obsadzone, ale jednak - zawody najwyższej rangi w skokach. Na ten sukces naczekał się długie osiem lat. Wydawało się, iż jego czas już na pewno minął. I choć nie jest tak, iż to wygrana, która zapowiada jego powrót na szczyt, to zdecydowanie ma się z czego cieszyć.
Rozbrajająca reakcja Kota. To wtedy dowiedział się, iż wygrał
Sukces Kota udowadnia, iż w sporcie - zwłaszcza tak nieprzewidywalnym i trudnym do zrozumienia jak skoki - pozostało miejsce na romantyczne historie. Ta, którą napisał 34-latek, każe nigdy nie przestawać wierzyć w siebie i swoje możliwości.
- Zawsze była wiara, bez niej nie robiłbym tego na sto procent. Natomiast ona była gdzieś głęboko schowana i nie miałem takiego przekonania, iż to jest w tej chwili możliwe. Wiadomo, iż nadzieja umiera ostatnio, jak to mówią, i ta nadzieja zawsze była, bo bez tego nie byłoby stuprocentowej motywacji do ciężkiej pracy każdego dnia. Ale jestem dość zaskoczony dzisiejszym rezultatem - mówił skoczek po wszystkim w studiu Eurosportu.
choćby on po finałowym skoku, gdy stało się jasne, iż wygrał, zareagował niedowierzaniem. Wykrzywił się w kierunku kamery z miną w stylu: "nie wiem, jak to się stało". To była rozbrajająca reakcja.
Tak jak jego odpowiedź na pytanie Kacpra Merka, który zastanawiał się, co Kot odpowiedziałby, gdyby ktoś po kwalifikacjach powiedział mu, iż w sobotę wygrał. - Nie, no wyśmiałbym go generalnie - mówił, samemu powstrzymując się przed śmiechem, Kot. - Czasami są takie dni, iż wszystko się układa. Że jest fajne czucie, jest dobry humor, dobre warunki. Po prostu wszystko dzisiaj zagrało. To były takie dwa naprawdę dobre skoki. Nie powiem, iż super, rewelacyjne, ale takie: powiedzmy, iż o ile oddałbym 50 skoków na treningu, to były takie dwa najlepsze z tych treningowych, jakie zdarzało mi się oddawać, ale to nie były skoki powtarzalne - tłumaczył 34-latek.
Sceny w studiu Eurosportu. "Szampan, gdzie jest szampan?"
W studiu Eurosportu Maciej został powitany przez swojego brata Kubę, eksperta stacji. I się zaczęło. - Chapeu bas, ten drugi skok... Po pierwszym powiedziałem: na punkty wystarczy, na punkty wystarczy - śmiał się Jakub Kot. Kacper Merk wypomniał mu, iż nie wierzył, iż brat wygra. - Nie, iż nie wierzyłem, ja się obawiałem - wskazał były skoczek.
Kuba powiedział też Maćkowi, żeby ten cieszył się tą chwilą i nie zastanawiał długo nad tym, iż to nie zimowe zawody, a mniej prestiżowe Letnie Grand Prix w osłabionej stawce zawodników. Chciał, żeby docenił ten moment i świętował. - Szampan, gdzie jest szampan? - padło w pewnym momencie. - Będzie. No nie wiem jeszcze, może w hotelu będzie czekać, no. Trzeba zostawić na jutro, przyjedziemy do domu, tydzień urlopu - zaczął się nieśmiało wymigiwać skoczek. - No właśnie o tym mówię - odpowiedział mu od razu brat.
Widać, iż Kot był wręcz w absolutnym szoku i długo nie docierało do niego to, co się stało. A fakt, iż to bardzo skromny i pokorny zawodnik, sprawia, iż choćby nie myślał przesadnie o świętowaniu swojego sukcesu.
Kot wygrał, ale... nie jest w formie. I weź tu zrozum skoki
Jest też świadomy tego, w jakim momencie przyszedł. - Nie chcę teraz pisać jakichś niestworzonych bajek, jak to w cudownej formie przyjechałem do Wisły, żeby zrealizować plan, który pozwoli mi wygrać. Oczywiście przyjechałem tutaj, żeby walczyć z taką otwartością, tak. To, co przyniesie konkurs, to biorę i będę walczył o najwyższe możliwe miejsca. Natomiast ta forma nie jest dobra i nie przyjechałem tutaj z takim przekonaniem, iż te skoki pozwalają walczyć o najwyższe lokacje. Także tym bardziej się cieszę, iż mimo tego, iż ta forma nie jest dobra, nie jest stabilna, pozwala na to, żeby walczyć z czołówką. o ile jest jakaś rezerwa do wykorzystania, no to trzeba to po prostu zrobić - wskazał Polak.
Tak, dobrze zrozumieliście: Kot wygrał konkurs, będąc, jak twierdzi, w słabej formie i mając problemy na starcie tegorocznych przygotowań do zimy. Całe skoki narciarskie. To dlatego tak trudno je zrozumieć.
Zresztą, przecież Kot zaczynał zawody w Wiśle. I, jak przytoczył Adam Bucholz ze Skijumping.pl, zrobił jak Gregor Schlierenzauer w 2015 roku w Hinzenbach - wygrał, choć był pierwszym zawodnikiem na liście startowej. To niezwykle rzadki widok, choćby w Letnim Grand Prix, gdzie na początku konkursów ze względu na nieobecności we wcześniejszych konkursach, potrafią się pojawiać całkiem klasowi skoczkowie.
Myślał już o końcu kariery. Rok temu wracał do punktów PŚ. Teraz chce, żeby wszystko się odmieniło
Okoliczności tego, co zrobił Kot, są naprawdę wyjątkowe. Ale warto skupić się także na samej drodze skoczka, który, jak sam mówił, nie poddał się, choć ostatnie lata nie należały do najprzyjemniejszych.
W marcu zeszłego roku po raz pierwszy od czterech lat zdobywał punkty Pucharu Świata i sensacyjnie był liderem polskiej kadry na początku turnieju Raw Air w Norwegii. Jeszcze w 2022 roku był jednak bliski choćby decyzji o zakończeniu kariery. Nie miał wtedy sponsora, brakowało mu dobrych wyników i wykorzystywania szans w zawodach najwyższej rangi. - Trudno mi powiedzieć, ile mogę wytrzymać. Każdy potrzebuje finansowej pewności i stabilności w życiu zawodowym. Tylko tak mogę się skupić na pracy, która wbrew pozorom jest czymś ciężkim. Niektórym wydaje się, iż tak nie jest. Ale całej pracy, którą wykonujemy niestety nie widać - mówił w rozmowie ze Sport.pl.
Dzisiaj jest w nieco lepszym miejscu - sponsor na kask się znalazł i dalej wspiera skoczka, a ten, choć nie osiągał rewelacyjnych wyników, powoli stara się wrócić do lepszej dyspozycji i choćby regularnych występów w Pucharze Świata. Wygrana z Wisły? Trudno się spodziewać, żeby po niej Kot wystrzelił z formą i nagle z miejsca stał się członkiem światowej czołówki. To przez cały czas abstrakcja, ale warto podkreślić to, co sam powiedział: skoro z takimi skokami może wygrywać, to widać, iż jego praca zmierza w dobrym kierunku i warto ją kontynuować.
Oby ta sobota w Wiśle dodała mu jeszcze sporo motywacji. I, skoro dotąd sezon nie układał się po jego myśli, pomogła choćby bardziej je poukładać. - Mam nadzieję, iż taki dzień jak dziś zmieni dużo. Że te karty się trochę odwrócą i teraz reszta sezonu letniego, przede wszystkim przygotowanie do zimy, będzie wyglądać inaczej - dodał Kot w wywiadzie dla TVP Sport.
W ten weekend przed nim jeszcze jedne zawody LGP w Wiśle - w niedzielę konkurs w nowym formacie "High Five", czyli rywalizacji w grupach ustalanych na podstawie wyników kwalifikacji, w którym na koniec liczy się tylko rezultat uzyskiwany w drugiej serii. Poza Kotem wystąpi w nim jeszcze czterech Polaków: Kamil Stoch, który w sobotę był trzeci, a do tego Dawid Kubacki, Piotr Żyła i Aleksander Zniszczoł.