Emilia Szymczak zagrała na Euro w każdym z trzech meczów - po występie z Niemcami była bardzo chwalona za odwagę, sportową agresję, świetne decyzje, ale też za spokojne rozgrywanie piłki. Ze Szwecją cała reprezentacja zagrała gorzej, przegrała 0:3, i Szymczak też nie ustrzegła się błędów. Z Danią ponownie wyszła w pierwszym składzie i pomogła drużynie odnieść zwycięstwo 3:2. Gdy w trakcie turnieju spotkaliśmy się w hotelu reprezentacji Polski stojącym w malowniczym miejscu, tuż nad brzegiem jeziora, była równie pewna siebie i spokojna, jak na boisku. Często się uśmiechała i opowiadała o turnieju, ale też Barcelonie, w której na co dzień gra.
REKLAMA
Zobacz wideo Kobiety chcą zarabiać tyle samo co mężczyźni? Moura Pietrzak: Potrzebujemy dobrego wynagrodzenia, by móc po prostu grać
Dawid Szymczak, Sport.pl: Kariera chyba się rozwija, co? Coraz częściej mnie pytają, czy jesteśmy rodziną.
Emilia Szymczak, stoperka reprezentacji Polski: - Rozwija się, rozwija. Powoli rośnie rozpoznawalność, coraz częściej to odczuwam, ale jestem na to przygotowana. W żaden sposób mnie to nie przytłacza ani nie obciąża. Nie odrywa mnie to też od ziemi. Najbardziej dało się to odczuć zaraz po tym, jak podpisałam kontrakt z Barceloną. Byłam pierwszą Polką w tym klubie.
A Barcelona działa na wyobraźnię. Widziałem też, co się działo, jak Ewa Pajor wyjeżdżała z ośrodka treningowego. Kibice wyskakiwali jej przed maskę samochodu, by ją zatrzymać i dostać autograf.
- Mnie jeszcze to nie dotyczy. W Barcelonie B jeszcze tej rozpoznawalności nie ma. Wciąż mieszkam w La Masii.
I jak się mieszka?
- Świetnie. Dbają o nas, wszystko mamy zapewnione. To było najlepsze miejsce do jakiego mogłam trafić. Sam budynek akademii - i z zewnątrz, i od środka - jest imponujący. Czuć też historię tego miejsca, bo wszędzie są pamiątki i zdjęcia tych najwybitniejszych wychowanków, jak Iniesta czy Xavi. Ale po jakimś czasie nie myślisz już o tym, kto tu był przed tobą i co później osiągnął, bo to miejsce staje się twoim domem. Po prostu tam mieszkasz.
Zastanawiałem się, kto jest wygranym tego Euro. I pomyślałem o tobie. Masz zaledwie 19 lat i już doświadczasz wielkiego turnieju, grasz trzy mecze po 90 minut z Niemcami, Szwecją i Danią. Choćby Ewa Pajor musiała na to poczekać dziesięć lat dłużej. Starsze piłkarki w ogóle tego nie doczekały. Też postrzegasz to w takich kategoriach, iż indywidualnie coś na tym Euro wygrywasz?
- Wydaje mi się, iż indywidualnie każda z nas coś wygrywa. Przyjeżdżając tutaj, bardzo wiele się nauczyłyśmy. Zebrałyśmy bardzo cenne doświadczenie. Każda z nas może czuć się wygrana, iż tutaj jest. Ktoś ma 28 lat, ktoś trochę mniej, ale u każdego to zaprocentuje. Wiem, ile musiały przejść dziewczyny, które są starsze ode mnie. Musiały bardzo ciężko pracować. Naprawdę doceniam to, iż mogę tu być i zobaczyć, jak wygląda taki turniej.
Jak?
- Mierzyłyśmy się z nieznanym. Żadna z nas nie była ani nie grała na takim turnieju - przy tak świetnej oprawie i całej otoczce. Wiadomo, miałyśmy barażowe mecze, które swoje ważyły, ale tutaj patrzy na nas cała Europa. Był więc lekki stres, ale koniec końców to wszystko - aura, kibice, warunki do treningów, atmosfera, szatnie, przejazdy autobusami - jest spełnieniem marzeń.
No właśnie. Jesteś najmłodsza w kadrze, więc ty już chyba mogłaś o czymś takim marzyć. Jak rozmawia się ze starszymi zawodniczkami, to one często choćby takich marzeń nie miały, bo piłka kobiet globalnie była na zupełnie innym poziomie.
- Zawsze oglądałam męskie mistrzostwa Europy i mundiale, i zastanawiałam się, jak to jest uczestniczyć w takim turnieju. Myślałam, jak to jest być jedną z osób, które wychodzą na boisko, widzą te wypełnione trybuny, ludzie na nie patrzą, wierzą w nie, dopingują i w końcu zaczynają grać. Wcześniej byłam na mistrzostwach Europy do lat 17, ale nie da się tego porównać do tych mistrzostw. Inna bajka. Każdemu życzę, żeby mógł to przeżyć.
Wychodzicie na pierwszy mecz w Sankt Gallen i pierwszą część rozgrzewki robicie tuż przy bocznej linii, zaraz obok trybuny, na której siedzą wasi najbliżsi. Miałem wrażenie, iż każda z was rozgląda się po sektorach i szuka swoich, by chociaż przez chwilę wymienić spojrzenia i w ten sposób wspólnie przeżywać ten moment.
- Wsparcie rodziny jest dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy. To też nasz pierwszy turniej, pierwsza taka chwila. Bardzo się cieszę, iż moja rodzina tutaj jest. Chciałam z nimi złapać kontakt wzrokowy. Zobaczyć, gdzie siedzą. Ale później już się przestawiłam na myślenie o meczu.
Kto przyjechał?
- Rodzice, rodzeństwo, jedna z sióstr dojechała na ostatni mecz.
Spodziewałaś się, iż zagrasz w wyjściowym składzie? Paulina Dudek była pewniakiem, a Oliwia Woś była już po kontuzji.
- Ja naprawdę się nad tym nie zastanawiam. "Och, czy wyjdę w pierwszym, czy wejdę na boisko, jaki będzie skład". Skupiam się tylko na ciężkiej pracy. I na tych poprzednich zgrupowaniach tak było, i w Arłamowie, i codziennie w klubie. Ufam sztabowi i wiem, iż podejmie najlepsze decyzje. To, iż ktoś zaczyna na ławce, nic nie znaczy. Trenerka ma plan na mecz i czasami choćby rezerwowe zawodniczki mają do odegrania ważniejszą rolę, gdy wejdą na boisko. Wszystkie wzajemnie się wspieramy.
Kiedy się dowiedziałaś, iż grasz?
- W dniu meczu miałyśmy odprawę. Wtedy trenerka podała skład.
Gdy usłyszałaś swoje nazwisko, pojawił się ścisk w żołądku?
- Obudziły się emocje, wiadomo. Ale każda z nas, która tutaj przyjechała, musiała się spodziewać, iż zagra. Byłam na to przygotowana. Miałam to przepracowane. Wiedziałam, jakie emocje mogą się pojawiać i wiedziałam, jakie są sposoby, żeby się uspokoić. Poza tym - po prostu się cieszyłam. Wiedziałam, iż muszę wyjść na boisko i dać z siebie wszystko.
Jak się nie pęka przed Niemkami, mając 19 lat? Zagrałaś bardzo dobrze.
- Nie myślałam o samej nazwie kraju. Niezależnie z kim się gra, sama nazwa nie może przestraszyć. Na koniec to są takie same piłkarki, jak my. Też podają piłkę, też dryblują, też strzelają. Warunki są takie same dla wszystkich. Nie ma przed czym pękać. Trzeba być odważnym i pewnym siebie. Przyjeżdżając tutaj, wiedziałyśmy, iż musimy grać twardo i musimy być w tym wszystkim jednością. Tak właśnie było.
Byłaś z tego meczu zadowolona?
- Widziałam, mimo niekorzystnego wyniku, iż walczymy do końca, więc byłam dumna. Nie tylko z siebie, ale z całego zespołu. Pamiętajmy, iż dla nas to był pierwszy w historii mecz na wielkim turnieju, a Niemcy są wielokrotnym mistrzem Europy. Wiedziałyśmy, iż ten mecz będzie bardzo ciężki, ale uważam, iż dobrze się w nim zaprezentowałyśmy. Pokazałyśmy, iż nie odstawimy nogi.
A jak postrzegasz ten drugi mecz ze Szwecją?
- Był bardzo trudny. Powiem z punktu widzenia środkowej obrończyni, iż mierzyłyśmy się ze znakomitymi napastniczkami. Prezentują najwyższy poziom. Wykonują jeden drobny ruch w polu karnym, który potrafi nas zmylić i ostatecznie decyduje o tym, iż to one docierają do piłki jako pierwsze. I jeszcze jak ta piłka jest dośrodkowana! Spada im prosto na głowę. Może z boku tego wszystkiego nie widać, jak napastniczki rywalek się poruszają, ale to naprawdę wymagało od nas wspięcia się na swoje wyżyny.
Stina Blackstenius, z którą musiałaś rywalizować w drugim meczu, raptem parę tygodni wcześniej strzeliła jedynego gola w finale Ligi Mistrzyń.
- No właśnie. O tym mówię. Mierzyłyśmy się z zawodniczkami z absolutnej czołówki. Ale to dobrze. Tylko takie mecze pomagają nam się rozwijać.
Grałaś kiedyś na wyższym poziomie niż ten, który jest na Euro?
- Dobre pytanie. Zastanawiam się, jak te mecze zestawić z treningami z pierwszą drużyną Barcelony. Byłam z "jedynką" na obozach, grałam też w sparingach w Meksyku i Stanach Zjednoczonych. Same treningi z zawodniczkami Barcelony są bardzo wymagające. Tam grają najlepsze piłkarki świata. Chyba nie da się tego porównać do meczów na Euro. Po prostu tu i tu poziom jest bardzo wysoki.
To przejdźmy właśnie do Barcelony. Jesteś przypisana do drugiej drużyny, ale czasem trenujesz z pierwszą. Jak to wygląda na co dzień?
- Tak, przy czym częściej jeszcze trenuję z drugą drużyną. Plusem jest to, iż oba zespoły trenują bardzo blisko siebie. Nasz sztab i sztab pierwszej drużyny też stale ze sobą współpracuje, codziennie są w kontakcie, więc jeżeli tylko pierwsza drużyna potrzebuje dodatkowej zawodniczki, to jest ona spośród nas wyznaczana. Czasami, jak ktoś doznaje kontuzji, to od nas ktoś przechodzi do "jedynki" na dłuższy czas. Wszystko zależy też od pozycji.
Grałaś w rezerwach z Vicky Lopez, twoją rówieśniczką, która po awansie do pierwszej drużyny dostała sporo szans i w ostatnim sezonie strzeliła 10 goli, a teraz błyszczy w reprezentacji Hiszpanii. To też pokazuje, jak wysoki poziom macie w rezerwach.
- Tak. Nasza drużyna gra w drugiej lidze hiszpańskiej i zgodnie z regulaminem jako rezerwy nie możemy awansować. Mamy więc młody zespół, ale każdy jest gotowy, żeby przejść do pierwszej drużyny i jej pomóc. Vicky to pokazała.
Cierpliwie czekasz na podobną szansę czy może poszukasz wypożyczenia? Na środku obrony Barcelony grają absolutne gwiazdy.
- Teraz skupiam się tylko na mistrzostwach Europy. Patrząc jednak szerzej, najważniejszy w tym momencie jest dla mnie mój indywidualny rozwój. Pomyślę o tym wszystkim, jak wrócę do klubu i zaczną się przygotowania do nowego sezonu.
Ale słyszałem, iż hiszpańska kultura ci odpowiada. Jak puszczasz w szatni piosenki, to hiszpańskie.
- Czasami słyszę od koleżanek, iż już jestem taką "Hiszpanką". Faktycznie, Hiszpania bardzo mi się podoba. Jedzenie, kultura, muzyka, tradycje, sam styl życia. Piłka nożna też jest tam świetna. Rozpoznawalność piłkarek się zwiększa. Przełomem był wygrany przez Hiszpanki mundial w 2023 r.
Jednego dnia widziałaś Alexię Putellas w telewizji, a następnego dnia siedziałaś z nią w tej samej szatni.
- Pojawia się wtedy takie uczucie: "wow". Na początku, jak weszłam do tej szatni, mając 17 lat, byłam trochę zestresowana i myślałam, jak powinnam się zachować. Ale starsze piłkarki bardzo mi pomagały, więc stres gwałtownie minął. Nie ma też czegoś takiego, żeby te najbardziej znane zawodniczki uważały się za kogoś lepszego czy ważniejszego. Każdy w drużynie jest tak samo traktowany. I to w dużej mierze wychodzi od nich - one podkreślają, iż gramy dla jednego klubu, więc musimy się wspierać. One wiedzą, jakie mają doświadczenie i chcą się nim dzielić. Od kogo się uczyć, jeżeli nie od nich?
O to chciałem zapytać. Aitana Bonmati ma dwie Złote Piłki, Putellas też ma dwie. Połowa składu to mistrzynie świata. Sama obserwacja ich czegoś cię uczy?
- Oczywiście. Nie trzeba zawsze rozmawiać z kimś w cztery oczy, żeby się czegoś od niego nauczyć. Patrzę, jak funkcjonują przed treningami, na treningach i po nich. Powiem tak: widać jakość.
Co do nauki, to wiele z was podkreśla, iż Euro będzie lekcją, która zaprocentuje. Mówicie: uczymy się, zdobywamy doświadczanie. Czego konkretnie się tutaj nauczyłaś?
- Właśnie o doświadczeniu chciałam powiedzieć. Ale chyba najważniejsze jest to, iż teraz po prostu wiem, z czym taki turniej się wiąże. Wiem już, jakie emocje się we mnie w takich chwilach budzą. Jest to też lekcja profesjonalizmu. Na turnieju co cztery dni gra się bardzo wymagające mecze i wszystko ma wpływ na to, jak ostatecznie wyglądamy na boisku. Okej, na pierwszy mecz masz dużo sił, ale później już każdy szczegół ma znaczenie. O której pójdziesz spać, o której zaśniesz, jak się zregenerujesz, kiedy odpoczniesz, kiedy wyczyścisz głowę. Wszystko ma znaczenie.
Z jakimi emocjami wyjeżdżasz ze Szwajcarii?
- Jestem dumna z naszych występów. Żadna z nas nie odstawiła nogi. Miałyśmy bardzo trudną grupę, ale potrafiłyśmy się skupić na sobie i na swoich zadaniach. Dobrze było przeżyć te wszystkie emocje. Myślę, iż to będzie takie wspomnienie, które zostanie ze mną do końca życia.
Z kobiecą piłką w Polsce będzie już tylko lepiej?
- Mam nadzieję, iż ten turniej pokaże wszystkim, iż kobiety mogą grać w piłkę. Oby po części też dzięki tym mistrzostwom dziewczynki w Polsce miały dla siebie więcej klubów, szkółek i trenerów. U nas niektóre dziewczyny jeszcze takich możliwości nie miały.
Ty też do 15. roku życia grałaś z chłopakami.
- Tak. Już wcześniej miałam możliwość gry z dziewczynami, ale uznałam, iż lepiej się rozwinę, jeżeli jeszcze przez rok zostanę z chłopakami.
Jak myślę o przyszłości kobiecej piłki, to myślę też o tobie i tym kapitale, który już zebrałaś. Myślę o Weronice Araśniewicz, która też dołączyła do szkółki Barcelony. Myślę o kadrze U-19, która grała przed chwilą na mistrzostwach Europy, a za rok ma u siebie mistrzostwa świata. Mogę być spokojny?
- Na pewno to wszystko pokazuje, iż piłka nożna kobiet ma potencjał i iż idzie do przodu. Jeszcze niedawno ta piłka nie była tak rozwinięta, ale mimo to dostajemy się do bardzo mocnych klubów, więc mam nadzieję, iż takich transferów będzie jeszcze więcej. Czułyśmy też wsparcie kibiców. Wiemy, ile osób oglądało nasze mecze w telewizji. Słyszałyśmy doping z trybun. Chciałbym za to wszystko bardzo podziękować. Zobacz, przegrywamy 0:1, a kibice jeszcze głośniej nas wtedy wspierają... Jak po meczu idziemy im podziękować, to łzy same spływają. Wspaniałe uczucie.