Koniec, Turcja okazała się za mocna. W ćwierćfinale EuroBasketu Polscy koszykarze ulegli 77:91 drużynie wschodzącej gwiazdy NBA Alperena Senguna, którego wspiera spory zestaw byłych graczy tej ligi, a w tej chwili gwiazd Euroligi. Turcja była zdecydowanym faworytem tego spotkania, Polacy chcieli sprawić sensację. Trzy lata temu wyeliminowali w ćwierćfinale broniącą tytułu, niepokonaną w turnieju Słowenię, tym razem się nie udało.
REKLAMA
Zobacz wideo Marcin Gortat o treningu z Dwightem Howardem: Musiałem walczyć, by nie skończyć w szpitalu"
Ale ćwierćfinał mistrzostw Europy, miejsce w najlepszej ósemce EuroBasketu, to duży sukces zespołu Igora Milicicia. W intensywnym, trudnym, napakowanym gwiazdami turnieju, z drużynami pełnymi koszykarzy NBA lub Euroligi, my znów na papierze wyglądaliśmy jak kopciuszek. Po kontuzji Jeremiego Sochana nie mieliśmy w składzie żadnego gracza NBA, a gdyby nie naturalizowany tuż przed EuroBasketem Jordan Loyd, nie mielibyśmy żadnego zawodnika z Euroligi. jeżeli spojrzy się na składy innych drużyn, które awansowały do ćwierćfinałów, to można powiedzieć, iż do nich nie pasowaliśmy – Turcy mają siedmiu graczy, którzy w NBA grają lub grali, Niemcy i Grecy po pięciu, Litwini i Gruzini po dwóch, a Finowie i Słoweńcy – jednego.
Reprezentacyjny efekt synergii - koszykarze wiedzą, jak wygrywać mecze
Dlaczego więc – po raz drugi z rzędu! – w tej najlepszej ósemce EuroBasketu się znaleźliśmy? Bo w reprezentacji Polski mamy efekt synergii. Kontynuacja pracy, odpowiedni system gry i taktyki, osobowości Igora Milicicia i Mateusza Ponitki, gwiazda Jordana Loyda, determinacja całej drużyny oraz dobra atmosfera w zespole składają się na coś więcej niż zwykła suma tych składników. Siłą reprezentacji Polski, która w środowisku nazywana jest po prostu KoszKadrą, są charakter i doświadczenie – tylko tyle i aż tyle. Otrzaskana w bojach, zgrana ze sobą drużyna, wie, co jest potrzebne do wygrywania ważnych meczów.
Oczywiście, czysta koszykówka też jest ważna. Loyd, który w AS Monaco, czyli finaliście Euroligi, zdobywał ostatnio średnio 9,0 punktu, w drużynie Milicicia dostał pierwszoplanową rolę i pokazał całej Europie, na co go stać. 32 punkty ze Słowenią, 27 z Izraelem, 26 z Islandią, 28 z Bośnią i Hercegowiną – Amerykanin grał przebojowo, skutecznie, wszechstronnie. Kreował sobie pozycje do rzutu na obwodzie, ale potrafił też dynamicznie wejść po kosz. Był specjalistą od najważniejszych rzutów. Gwiazdą nie tylko KoszKadry, ale całego EuroBasketu.
Tak samo jak Mateusz Ponitka, który grając dla reprezentacji Polski staje się dwa razy lepszym koszykarzem niż w klubie. Liderem, kapitanem, gwiazdą. 32-letni skrzydłowy imponuje mądrością i doświadczeniem, w każdym momencie daje drużynie to, czego ona potrzebuje najbardziej – punkty, zbiórki, asysty, przechwyty, bloki. A czasem groźne spojrzenie, czy kilka ostrych słów.
Ta dwójka trzymała zespół na swoich barkach, ale kolejni gracze dodawali coś od siebie. Andrzej Pluta – ważne punkty, Dominik Olejniczak – twardość pod koszem, Michał Sokołowski – nieustępliwą obronę, Aleksander Balcerowski – opcje w ataku, Kamil Łączyński – spokojne kierowanie grą, Przemysław Żołnierewicz – walkę o zbiórki. Tomasz Gielo, Michał Michalak, Aleksander Dziewa i Szymon Zapała grali mniej, ale ich wkład też był ważny.
I wreszcie architekt, Igor Milicić. Trener, który to, co robiła KoszKadra, zaplanował od A do Z. Szef całego bałaganu, jak mówią o nim koszykarze, choć oczywiście ten bałagan jest umowny - selekcjoner to człowiek uporządkowany i gotowy na wszystko. Świetny taktyk, który na każdy mecz ma naszykowane inne rozwiązanie, który wraz ze swoim sztabem doskonale rozpracowuje rywali. Przygotowanie do meczu, strategia, nastawienie taktyczne, a potem realizacja tych elementów na boisku – to też jest siła reprezentacji Polski koszykarzy.
To było święto koszykówki, teraz wracamy do codzienności
Z KoszKadry możemy być dumni, KoszKadrę w polskim baskecie możemy wskazywać jako przykład – jako nasz produkt eksportowy, jako drużynę, którą możemy się chwalić. Wygrywającą mecze, mającą swoich bohaterów, zorganizowaną od stóp do głów, opakowaną medialnie.
Nie chcę psuć szanownym czytelników humorów, ale to, co dobre, gwałtownie się kończy. EuroBasket z udziałem KoszKadra był pięknym turniejem, pięć meczów Biało-Czerwonych w katowickim Spodku zgromadziło 45 tys. kibiców, którzy fantastycznie bawili się na trybunach. To było święto koszykówki, a teraz wracamy do codzienności. Szarej codzienności.
Do przeciętnej w skali Europy ligi, która ma swoje miejsce w koszykarskim łańcuchu pokarmowym i nie bardzo jest w stanie się z niego zerwać. Szefowie ligi od kilku miesięcy zapowiadają nową strategię marketingową, ale póki co, jej założeń nie poznaliśmy. Kluby w europejskich pucharach odbijają się od ściany, w minionym sezonie nasi trzej przedstawiciele w EuroCup i Lidze Mistrzów, czyli w rozgrywkach, w których musimy się liczyć, marząc o rozwoju, mieli bilans 2-28. A reprezentacje młodzieżowe do lat 20, 18 i 16, które w mistrzostwach Europy grają co roku, w ciągu czterech ostatnich lat w ćwierćfinałach swoich EuroBasketów zagrały w sumie raz. Raz na 12 turniejów. Talenty na miarę NBA i Euroligi? Nie widać.
I jak zwykle po święcie basketu, po koszykarskim poruszeniu w narodzie, słyszę pytania: czy ten sukces reprezentacji przełoży się na wzrost zainteresowania dyscypliną? Na większe oglądalności ligi, które będą oznaczać większe pieniądze dla klubów. Na zainteresowanie kibiców, za pomocą którego hale na meczach ligowych będą pękać w szwach. Na większe grupy dzieci na treningach, co za kilka lat obrodzi talentami w reprezentacjach młodzieżowych.
Słyszałem te pytania w 2009 roku po poprzednim EuroBaskecie w Polsce. Słyszałem w roku 2019, kiedy KoszKadra zajęła ósme miejsce w mistrzostwach świata. Słyszałem trzy lata temu, kiedy drużyna Milicicia i Ponitki zajęła sensacyjne czwarte miejsce na EuroBaskecie. Słyszę te pytania już teraz. I sam fakt, iż je słyszę, oznacza, iż nic się nie zmieniło. Polska koszykówka od dawna nie jest jednym z najbardziej popularnych sportów w kraju i pewnie długo jeszcze nie będzie.
Dlaczego? Odpowiem słowami Rafała Jucia, świetnego koszykarskiego eksperta, z którym o stanie polskiej koszykówki rozmawiałem przed EuroBasketem. - Na pewno świetne ostatnio, najlepsze od pół wieku wyniki reprezentacji dały nam złudne wrażenie odnośnie do siły koszykówki w naszym kraju – mówił Rafał. - Uważam, iż w Polsce mamy świetne fundamenty, ale nie ma ani dobrego architekta, ani żadnego planu budowy – dodawał. - Proces wychowania klasowego sportowca, koszykarza, to 8–10 lat konsekwentnej pracy i jednoczesnej współpracy rodziny, klubu, federacji i agentów. U nas tej współpracy i potencjalnej synergii nie ma – tłumaczył.
Zachęcam do przeczytania całej rozmowy, jeżeli chcecie zrozumieć, w jakim miejscu jest polski basket. KoszKadra to tylko pojedyncza zielona wyspa na koszykarskim morzu przeciętności.