Oto król US Open! Cztery sety w wielkim finale

5 godzin temu
To był szalony finał US Open, w którym na jednym zwrocie akcji się nie skończyło. Broniący tytułu Włoch Jannik Sinner walczył z całych sił, ale tym razem to Carlos Alcaraz był bezwzględną maszyną i wygrał 6:2, 3:6, 6:1, 6:4. Hiszpański tenisista odzyskał miano pierwszej rakiety świata na oczach prezydenta USA Donalda Trumpa, który wrócił na trybuny tego turnieju po raz pierwszy od 10 lat. A kibice zareagowali na niego tak samo, jak poprzednio.
22-letni Carlos Alcaraz i dwa lata starszy Jannik Sinner w ostatnich latach regularnie sprawiają, iż kibicom tenisa łatwiej pogodzić się ze zmierzchem legendarnej "Wielkiej Trójki". Bo pojedynki Hiszpana i Włocha to przeważnie wielkie widowiska na najwyższym poziomie, podczas których widzowie albo łapią się za głowę ze zdziwienia, iż takie rzeczy są możliwe, albo ich ręce same składają im się do oklasków. Tym razem było sporo falowania, ale nie brakowało też ani owacji, ani szeroko otwartych ust ze zdumienia.


REKLAMA


Zobacz wideo Iga Świątek przeszła do historii Wimbledonu! "Gwiazda na skalę wszechświata"


Teatr w Paryżu i Londynie, lekki niedosyt w Nowym Jorku. Frustracja i rzucanie rakietą
W niedzielę stawką był nie tylko triumf w US Open, ale i fotel lidera światowego rankingu. A iż był to też pojedynek dwóch najlepszych w tej chwili tenisistów globu, którzy już po raz trzeci w okresie zmierzyli się w finale wielkoszlemowym, to można było spytać: "Czy mogło być lepiej?". Odpowiedź brzmi "Tak, bo mogło być dłużej". Bowiem Alcaraz i Sinner mocno rozpieścili kibiców. Choćby pięciosetowym finałem Roland Garros, który uznano za jeden z najlepszych meczów w historii tenisa. A przypomnieć wystarczy, iż także trzy lata temu w ćwierćfinale nowojorskiego turnieju stworzyli prawdziwy tenisowy spektakl w pięciu aktach.
W czerwonym meczu o tytuł w Paryżu górą był Hiszpan, ale Włoch zrewanżował się mu na Wimbledonie. Dodatkowo kibice liczyli teraz szczególnie mocno na zacięty bój, bo poprzedni pojedynek tej dwójki zakończył się przedwcześnie. Mający kłopoty zdrowotne Sinner skreczował w połowie sierpnia przy stanie 0:5 w finale w Cincinnati.
Obawy o stan Włocha wróciły przed niedzielnym występem, bowiem w trakcie półfinału korzystał z przerwy medycznej, zgłaszając trudności z mięśniami brzucha. Gracz z Italii uspokajał potem fanów, ale gdy w pierwszym secie finału gwałtownie dał się zdominować rywalowi, to w głowach jego kibiców pojawiły się znaki zapytania. Już na wstępie stracił podanie. W dalszej części tego seta nazywany nieraz maszyną Sinner mylił się zaskakująco często jak na niego (dziewięć niewymuszonych błędów), a tryb maszyny prezentował Alcaraz, który co chwilę mógł zaciskać triumfalnie pięść po kolejnych zdobytych punktach, a po niespełna 40 minutach objął prowadzenie w meczu.
- On jest niczym wytwór sztucznej inteligencji - opisywał niedawno Sinnera Aleksander Bublik, który dość regularnie trafia w Wielkim Szlemie na Włocha i z nim przeważnie dotkliwie przegrywa. Ale jeszcze na początku drugiej partii finału Sinner pokazywał inną twarz.


Najpierw podwójny błąd, potem konieczność obrony "break pointa" - i to wszystko w pierwszym gemie. Po chwili jeden z komentatorów Eurosportu stwierdził, iż Alcaraz jest po prostu poza zasięgiem rywala. Ale wtedy właśnie obudziła się maszyna we Włochu, który po przełamaniu wyszedł na prowadzenie 3:1. Teraz to gracz z Italii był na fali, a Hiszpan wydawał się zagubiony. Na zwykle pogodnej twarzy 22-latka coraz częściej było widać frustrację i zdenerwowanie.
Kolejny raz kibice mogli przecierać oczy ze zdumienia w następnej partii, w której Alcaraz wygrał pięć gemów z rzędu.
- Kompletnie nie pasuje to do wizerunku Włocha - stwierdził komentator, nawiązując do bezradności i błędów obrońcy tytułu.
Ten uchronił się przed przegraną bez zapisania gema na swoim koncie, ale nic więcej nie mógł wtedy zdziałać. I dlatego w pewnym momencie opanowany zwykle tenisista rzucił ze złością rakietą o kort.


Próbował znów mocniej szarpać w kolejnej odsłonie, a członkowie jego sztabu dopingowali go na stojąco. Tyle iż czujny Hiszpan przy stanie 2:2 skorzystał z szansy na przełamanie, a potem pilnował dobrze swojego podania i zwieńczył dzieło w 10. gemie.
Zanim ten finał się zaczął, to na trybunach kortu centralnego rozległy się gwizdy i buczenie. Nie, nie były skierowane pod adresem tenisistów, a Donalda Trumpa. Właśnie z powodu pierwszej od 10 lat wizyty na turnieju prezydenta USA mecz rozpoczął się z 30-minutowym opóźnieniem, bo wprowadzono dodatkowe procedury bezpieczeństwa. Podczas poprzedniej wizyty kontrowersyjnego polityka na nowojorskiej imprezie kibice również nie przywitali go życzliwie. Jeszcze przed jego dotarciem zrobiło się gorąco, bo władze Amerykańskiej Federacji Tenisowej (USTA) poprosiły nadawców, by nie pokazywali protestów przeciwko Trumpowi podczas niedzielnego meczu. Jak widać, kilka to zmieniło w odbiorze prezydenta USA. Na szczęście jednak, nie zepsuło to tenisowego święta.
Alcaraz po raz drugi wygrał nowojorski turniej. Poprzednio triumfował trzy lata temu. A teraz dodatkowo szósty wielkoszlemowy triumf w karierze pozwolił mu po dwóch latach przerwy wrócić na fotel lidera rankingu ATP.
Idź do oryginalnego materiału