- To ostatnie 10-15 minut nie wyglądało tak dobrze, za bardzo się cofnęliśmy, ale trzeba docenić, iż ten mecz wygraliśmy - mówił po meczu z Nową Zelandią Bartosz Kapustka. Gdy pomocnik Legii Warszawa przekonywał dziennikarzy w strefie wywiadów, iż czwartkowy sparing - wygrany skromnie 1:0 po golu Piotra Zielińskiego - wcale nie wyglądał tak źle, za jego plecami pojawił się Robert Lewandowski.
REKLAMA
Zobacz wideo Wielka miłość Wojciecha Szczęsnego i Mariny. "Razem wkraczaliśmy w dorosłość" Wybierz serwis
Lewandowski w spotkaniu z Nową Zelandią nie pojawił się na boisku choćby na minutę. Nie miał też obowiązku stawać przed dziennikarzami i się tłumaczyć. Do rozmów wyznaczeni zostali Kapustka, Arkadiusz Pyrka, Kacper Kozłowski i Paweł Wszołek. Lewandowski - gdy akurat Kapustka i Pyrka udzielali wywiadów - przeszedł za nimi bez słowa. Miał w ręku duży głośnik, czyli atrybut jeszcze niedawno należący przede wszystkim do Tymoteusza Puchacza (Jan Urban nie powołuje go do kadry), z którego teraz muzykę w kadrze puszcza właśnie Lewandowski.
Polska - Nowa Zelandia. Lewandowski tym razem nie puścił Sylwii Grzeszczak
No i Lewandowski puścił. Już po tym, jak minął dziennikarzy, ale jeszcze w korytarzu i na cały regulator. Tak, iż każdy, kto tam stał, doskonale słyszał, czego słucha Lewandowski. No i co śpiewa, bo kapitan reprezentacji Polski nucił sobie tekst pod nosem.
Tym razem to nie była Sylwia Grzeszczak i jej piosenka "Małe rzeczy", o której zrobiło się głośno w czerwcu. Już po tym, jak Michał Probierz odebrał Lewandowskiemu kapitańską opaskę tuż przed wyjazdowym meczem z Finlandią (1:2). Ówczesnemu selekcjonerowi - jak przekazał jako pierwszy dziennikarz Marcin Borzęcki - miały nie spodobać się "Małe rzeczy" Grzeszczak, które Lewandowski puścił w autokarze po mało przekonujących zwycięstwach w marcowych meczach z Litwą (1:0) i Maltą (2:0).
Probierz miał odebrać to jako bezpośredni przytyk. Tym bardziej iż sam na pomeczowej konferencji niemalże wtedy cytował Grzeszczak. Wskazywał właśnie na małe rzeczy, z których w nawiązaniu do występów jego kadry powinniśmy się cieszyć. Na tym się nie skończyło, bo kilka miesięcy później - nie wprost, ale też w nawiązaniu do tej sytuacji - Probierz publicznie wbił szpilkę Lewandowskiemu. Wskazywał, iż każdy ma inny gust. Że wtedy również poleciała "Biała flaga" Republiki i równie dobrze - w kontekście pozbawionego opaski i nieobecnego w kadrze Lewandowskiego - zacytować można słowa: "Gdzie są moi przyjaciele".
Teraz Polska z Nową Zelandią też nie wygrała przekonująco, ale Lewandowski zdecydował się na zupełnie inny repertuar. Przynajmniej w strefie wywiadów zaraz po spotkaniu, gdy kapitan reprezentacji włączył na cały regulator hip-hopowy kawałek polskiego rapera Grubsona "Na szczycie".
Polsce do szczytu wciąż daleko. Mecz z Nową Zelandią jej do niego zbytnio nie zbliżył, ale też nie miał aż takiego znaczenia. Znacznie ważniejsze będzie spotkanie w Kownie, gdzie w niedzielę reprezentacja Jana Urbana powalczy z Litwą o kolejne punkty w eliminacjach do przyszłorocznego mundialu. Początek spotkania o 20.45.